Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czy Tusk wraca do kraju?

Wystąpienie Donalda Tuska podczas kolejnej edycji Igrzysk Wolności w Łodzi Wystąpienie Donalda Tuska podczas kolejnej edycji Igrzysk Wolności w Łodzi Marcin Stępień / Agencja Gazeta
W ciągu ostatniego tygodnia były premier i szef Platformy najsilniej zaznaczył swoją obecność w kraju od czasu wyboru na szefa Rady Europejskiej przed ponad czterema laty.

Temat powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki pojawia się w mediach od wielu miesięcy. Do tej pory były to czyste spekulacje czy plotki, np. „o liście Tuska” w wyborach europejskich w maju przyszłego roku (zdementowane zresztą przez byłego premiera). Sam Tusk i jego otoczenie o ewentualnym powrocie wypowiadają się dość enigmatycznie. Dopiero w ostatnich dniach zaczęło wyglądać na to, że jest coś na rzeczy. Bo obecność Tuska widać było w Warszawie bardziej niż kiedykolwiek od 2014 r. I nie była to obecność przypadkowa.

Oglądaj także: Tusk się uaktywnił, bo przymierza się do wyborów w 2020 r.?

Od Warszawy po Łódź

Pierwszym akcentem było przesłuchanie byłego premiera przed komisją śledczą badającą aferę Amber Gold. W planach PiS miał to być mocny akcent na zakończenie kampanii samorządowej, który ostatecznie pozbawi opozycję nadziei na zwycięstwo w tych i kolejnych wyborach. O rzekomych problemach prawnych Tuska związanych z Amber Gold mówił zresztą Jarosław Kaczyński przy okazji jego powtórnego wyboru na stanowisko w marcu ubiegłego roku.

Z tych planów nic nie wyszło. Posłowie PiS przez wiele miesięcy działania komisji nie byli w stanie znaleźć żadnych konkretnych dowodów czy nawet mocnych politycznych argumentów, które uderzyłyby w byłego premiera. Skończyło się na tym, że w ostatniej chwili wezwanie Tuska zostało przesunięte już poza kampanię. Siedmiogodzinne przesłuchanie przyniosło dużo retorycznych przepychanek, ale żadnych konkretów, a były premier pokazał, że politycznie przerasta o głowę swoich oponentów z komisji.

Dużo ważniejsze było jednak łódzkie przemówienie Tuska w przeddzień rocznicy odzyskania niepodległości. Były premier zarysował w nim pole politycznego sporu zarówno w Polsce, jak i w jej otoczeniu. Pokazał geopolityczne zagrożenia dla Polski: od rosnących nacjonalizmów w samej Europie po rywalizację USA z Chinami. Podkreślił, ze jedynym sposobem na ich przezwyciężenie jest silna obecność w zjednoczonej Europie. Z którą nie można igrać, bo może to doprowadzić do scenariusza brytyjskiego, w którym David Cameron nie chciał wyprowadzić Wielkiej Brytanii z Unii, ale ją wyprowadził.

Czytaj też: Innym udało się świętować bez partyjnej młócki

Przeszłość i przyszłość

Tusk najmocniej też do tej pory odniósł się do wewnętrznej sytuacji politycznej w Polsce. „Niepodległe, niezawisłe państwo jest nam potrzebne do tego, żebyśmy mogli być wolni. Nie ma niepodległości bez praw i wolności” – podkreślał. I przedstawił swój pozytywny program i najważniejsze dla niego wartości: „Silna Polska w zjednoczonej Europie, ład konstytucyjny, rządy prawa, wolności obywatelskie, wolne i niezwisłe sądy i media. Warto też pamiętać o szczepieniu dzieci”.

Zaznaczył także, że nie zamierza oddawać PiS symboliki historycznej, podkreślając, iż „bohaterem, ojcem naszej niepodległości jest Józef Piłsudski. Bohaterem i ojcem naszej wolności jest Lech Wałęsa. I basta”.

W politycznym kontekście należy też czytać obecność Tuska na trybunie honorowej podczas obchodów 11 listopada i złożenie kwiatów przy Grobie Nieznanego Żołnierza.

Tusk patrzy na kalendarz

Czy to wszystko oznacza, że możemy się spodziewać powrotu byłego premiera do polskiej polityki już w najbliższych miesiącach? Nie tak prędko.

Tusk jest politykiem, który zawsze doceniał znaczenie kalendarza w polityce. A ten kalendarz pozostaje wciąż dość zagmatwany. Kadencja Tuska w Brukseli kończy się 30 listopada przyszłego roku. To już nie tylko po wyborach europejskich w maju, ale też po kluczowym, jesiennym głosowaniu na posłów i senatorów, które rozstrzygnie o tym, kto będzie rządził w kraju do 2023 r. W tej sytuacji Tusk mógłby dopiero kandydować na prezydenta w wyborach na wiosnę 2020 r.

Z drugiej strony Tusk mógłby wcześniej odejść z Brukseli. Po zakończeniu negocjacji brexitowych i wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii nie będzie miał tam już specjalnie wiele do roboty. Dobrym pretekstem do dymisji byłaby np. wymiana na kluczowych europejskich stanowiskach po majowych wyborach.

Nowe rozdanie obejmie m.in. fotele przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, szefa Komisji Europejskiej i jego zastępcy ds. zagranicznych. Unijni przywódcy mogliby się nawet ucieszyć, że Tusk, ustępując, rozwiązuje im ręce i ułatwia ułożenie tej układanki na nowo. To oznaczałoby, że były lider Platformy mógłby bezpośrednio włączyć się już do kampanii parlamentarnej.

Może nie na białym koniu, ale...

Wiele będzie zależało od tego, jak będą się układały karty w samej opozycji. Tusk może się włączyć, jeśli zarysuje się możliwość utworzenia silnego sojuszu, który będzie miał realne szanse na zwycięstwo wyborcze i odebranie władzy PiS.

Na razie były premier zasygnalizował więc tylko swoim zwolennikom, że może wrócić do polskiej polityki i być dla opozycji mocną, być może decydującą kartą. Ale wciąż trzyma wszystkie opcje otwarte.

To, że na przyspieszony powrót Tuska nie ma co liczyć, były premier sam zasugerował w swoim przemówieniu w Łodzi. Rzucając pomysł organizacji środowisk opozycyjnych wokół majowych wyborów i rocznicy Konstytucji 3 Maja, dodał: „Nie ma co czekać na jeźdźca na białym koniu”.

Tuska scenariusz jest więc zapewne taki: najpierw się ogarnijcie, pokażcie, że jesteście w stanie włączyć się do gry o zwycięstwo. A wtedy zobaczymy. Może nie na białym koniu, ale...

Czytaj także: Donald Tusk: W 2019 roku będę w Polsce. I nie wybieram się na emeryturę

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama