Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jarosław Kaczyński kontra Lech Wałęsa

Lech Wałęsa i Jarosław Kaczyński w gdańskim sądzie Lech Wałęsa i Jarosław Kaczyński w gdańskim sądzie Jan Rusek / Agencja Gazeta
Po raz pierwszy od wielu lat ci niegdysiejsi polityczni współpracownicy, których drogi rozeszły się radykalnie jesienią 1991 r., stanęli tak blisko siebie.

Dwaj wielcy oponenci polityczni zostali przesłuchani przed gdańskim sądem w związku ze sprawą o naruszenie dóbr osobistych, jaką prezes PiS wytoczył byłemu prezydentowi RP. Domaga się przeprosin i zasądzenia od Lecha Wałęsy 30 tys. zł na cele społeczne. Po raz pierwszy od wielu lat ci niegdysiejsi polityczni współpracownicy, których drogi rozeszły się radykalnie jesienią 1991 r., stanęli tak blisko siebie. Wałęsie spod marynarki wystawała koszulka z charakterystycznym nadrukiem „Konstytucja”. Jeszcze przed salą rozpraw doszło do wymiany złośliwości. Wałęsa Kaczyńskiego i Kaczyński Wałęsę określili mianem swojego „wielkiego błędu”.

Dwaj panowie z traumą

Było to spotkanie ludzi naznaczonych ciężkimi traumami. W przypadku Wałęsy – traumą „Bolka”, oskarżeniami o agenturalną przeszłość. Czego następstwem jest próba „wygumkowania” jego dokonań z najnowszej historii Polski. W przypadku Kaczyńskiego – traumą katastrofy smoleńskiej i pojawiającymi się w przestrzeni publicznej słowami dotyczącymi współodpowiedzialności. Ta rozprawa była swoistym spektaklem publicznego prezentowania swoich krwawiących ran. Spektaklem zainicjowanym przez Jarosława Kaczyńskiego, który tym razem wystąpił nie w roli wodza izolowanego od tłumu kordonem ochroniarzy, ale zwykłego uczestnika procesu sądowego. Zmuszonego, by na korytarzu sądu, w medialnym tumulcie, stawiać czoła pytaniom, które zaczynały się od familiarnego „panie Jarku”. To chwilowe zdjęcie z piedestału, na którym ustawiło prezesa PiS jego polityczne otoczenie. Cena za wolę ukarania przeciwnika, bo – jak stwierdził Kaczyński – „miarka się przelała”.

Trzy wątki sporu

Prezes PiS poczuł się dotknięty wypowiedziami Lecha Wałęsy w internecie i w mediach dotyczącymi następujących kwestii: 1. sugestii, że Jarosław Kaczyński miał wpływ na decyzję o lądowaniu samolotu w Smoleńsku mimo niesprzyjających warunków, 2. stwierdzeń, że to on stoi za „wrobieniem” Wałęsy w kwestię „Bolka”, 3. przypisywania mu przez Wałęsę choroby czy zaburzeń psychicznych.

Wszystkie te wątki były przedmiotem wielogodzinnego przesłuchania zwaśnionych stron.

Czytaj także: Musimy ochronić prawdę o roli Lecha Wałęsy w historii Polski

Ostatnia rozmowa braci

„Oskarżenia, że jestem winien śmierci 96 osób, w tym mojego brata, odnajduję nawet w listach, które otrzymuję. Być może wśród nich są takie, które odwołują się do wypowiedzi pozwanego, ale teraz nie mogę tego potwierdzić” – mówił przed sądem Kaczyński.

Lech Wałęsa nie ma żadnych dowodów na to, że bracia Kaczyńscy w rozmowie telefonicznej na krótko przed katastrofą rozmawiali na temat: lądować czy nie lądować w Smoleńsku. Uważa, że nagraniem tej rozmowy mogą dysponować Amerykanie i Rosjanie. I ani jedni, ani drudzy nie mają interesu w tym, by ujawnić jej treść.

Jarosław Kaczyński twierdzi, że rozmowa dotyczyła wyłącznie stanu zdrowia ich matki.

Czytaj także: Polska po prezesie

Sprawa „Bolka”

Adwokat Jarosława Kaczyńskiego starał się przekonać sąd, że powinien się on skoncentrować tylko na tym, czy Kaczyńscy wydali osobom trzecim polecenie „wrobienia” Wałęsy w kwestię agenturalności. Druga strona argumentowała, że polecenie nie było potrzebne, że wystarczył pośredni wpływ, różne wypowiedzi, by gorliwe służby szukały dowodów i interpretowały je po myśli lidera rządzącej partii. Podczas przesłuchania kwestię „Bolka” roztrząsano, sięgając dalekiej przeszłości. Wałęsa, który przed laty wygrał proces dotyczący TW „Bolka” z Lechem Kaczyńskim, teraz eksponował ostatni etap, zwłaszcza sprawę dokumentów przekazanych już za rządów PiS przez wdowę po generalne Kiszczaku. Wyrwało mu się, że Kiszczakową postraszono i ona zgodziła się powiedzieć, że te dokumenty były w jej domu.

Czytaj także: Oskarżony Lech Wałęsa

Kto mieczem wojuje

Kaczyński i jego adwokat chcą, żeby wypowiedzi Wałęsy, które są przedmiotem pozwu, zostały potraktowane jako stwierdzenia faktu (w kategoriach prawda – fałsz), a nie jako tzw. wypowiedź ocenna, opinia, element dyskursu publicznego. Ciekawie zrobiło się po przywołaniu przez prawnika Wałęsy słynnych słów prezesa PiS o „zdradzieckich mordach”, które zabiły mu brata. Czy chodziło o fakty? To był „wybuch emocji” – przyznawał Kaczyński, uznając jednocześnie arbitralnie, że w przypadku wypowiedzi Wałęsy o emocjach nie może być mowy. Z kolei prawnicy Wałęsy dowodzili, że między obydwoma panami trwa wymiana ciosów, która rzutuje na reakcje po obu stronach. Prezes PiS w wywiadzie dla „La Republica” w 2016 r. określił byłego prezydenta mianem „deficytu intelektualnego”. Teraz przed sądem skwitował ten cytat słowami, że nie pamięta, czy tak powiedział, ale „co prawda, to nie grzech”.

Sąd czeka niełatwe zadanie oceny, czy prezes PiS, który sam niespecjalnie się liczy z cudzą wrażliwością, zasługuje na ochronę swojej wrażliwości. I jak daleko idącą ochronę. Na ile uczestnicy debaty publicznej muszą się trzymać faktów, a w jakich okolicznościach wolno im bliżej lub dalej „odpłynąć”. Pod wpływem emocji lub bez.

Reklama
Reklama