Prezydent Andrzej Duda tuż po nominacji przedstawił się jako człowiek „niezłomny”. Na co dzień może tego aż tak nie widać, ale niezłomność okazuje w chwilach próby. We wtorek taka chwila nastąpiła: w Trybunale Konstytucyjnym. Prezydent niezłomnie bronił tam „państwa prawa i sprawiedliwości społecznej”. Bronił go przed sędziami Sądu Najwyższego, którzy podstępnie powrócili do orzekania, niecnie wykorzystawszy w tym celu postanowienie obcego sądu „wyimaginowanej wspólnoty”, czyli Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Podporządkowali się obcemu wyrokowi, zamiast czekać na naszą polską, suwerenną podstawę prawną, czyli rządową ustawę, którą on, Prezydent Rzeczpospolitej, raczył – w ostatnim możliwym terminie – podpisać.
Sędziowie przeciw konstytucji
Tę wrogą postawę sędziów Sądu Najwyższego prezydent Duda potępił jednak nie tyle jako niepatriotyczną, ile jako antykonstytucyjną, co może już budzić pewne zdziwienie, bo do tej pory prezydent Duda i jego formacja polityczna konstytucję traktowali z dystansem – jako element imposybilizmu prawniczego, który należy przełamywać. I przełamywali intensywnie przez ostatnie trzy lata, powołując się przy tym na wolę suwerena. Konstytucja jest też dla nich sztandarem wrogiej armii. A powoływanie się na nią – znakiem rozpoznawczym wrogów „dobrej zmiany”. Sędziom wytacza się za to postępowania dyscyplinarne.