Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

O co chodzi z rosyjskimi powiązaniami wiceministra Andruszkiewicza

Adam Andruszkiewicz Adam Andruszkiewicz Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Po co PiS-owi w rządzie były przewodniczący Młodzieży Wszechpolskiej, uważany za polityka sprzyjającego Władimirowi Putinowi?

31 grudnia, na chwilę przed końcem roku, premier Mateusz Morawiecki podpisał nominację nowego wiceministra. W mediach rozgorzała dyskusja wokół tego, po co PiS-owi w rządzie były przewodniczący Młodzieży Wszechpolskiej, przypominano także, że Adam Andruszkiewicz został wpisany przez jeden z węgierskich think thanków na listę polityków sprzyjających Władimirowi Putinowi. Informację o ewentualnej nominacji Andruszkiewicza podała jako pierwsza POLITYKA INSIGHT. Co ona właściwie oznacza?

Adam Szostkiewicz: „Zdrajca” Andruszkiewicz, czyli PiS szykuje się na eurowybory

Andruszkiewicz w rządzie, czyli efekt przedwyborczej roszady

Politycznie wciągnięcie Andruszkiewicza do rządu jest jak najbardziej wytłumaczalne. Przed PiS trudny wyborczy rok. Partia nie zdecydowała jeszcze, czy woli, by wybory do Parlamentu Europejskiego i Sejmu odbyły się za jednym zamachem, czy raczej osobno: najpierw w maju, a później jesienią 2019 r. Drugi wariant wydaje się mniej korzystny. W kampanii do europarlamentu PiS będzie musiał ciągle odrzucać oskarżenia o próbę wyprowadzenia Polski z UE, a co gorsza, są to wybory, które naturalnie mobilizują eurosceptyków, więc także formacje „na prawo od PiS” (cztery lata temu w ten sposób wszedł do PE Janusz Korwin-Mikke i dwójka jego akolitów). Dobry wynik innej siły prawicowej na wiosnę mógłby zapewnić jej handicap w wyborach parlamentarnych jesienią, a na to PiS nie może sobie pozwolić. Dlatego lepiej zabezpieczyć potencjalny elektorat antyeuropejski i wciągnąć go na swój pokład już teraz. W takiej roli doskonale może się sprawdzić Adam Andruszkiewicz.

Czytaj także: Dlaczego kolejnych wyborów PiS tak łatwo nie wygra

Narodowcy w rządzie, czyli pozory politycznej niezależności

Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy PiS wchodzi w sojusz z narodowcami. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce 11 listopada, gdy rząd podłączył się pod Marsz Niepodległości, a dzięki eskorcie służb mundurowych pisowskie czoło pochodu i narodowcy szli razem, ale jakby osobno. Ten sam wariant można zastosować w partyjnej układance dzięki formule „Zjednoczonej Prawicy”, która już dziś pozwala Zbigniewowi Ziobrze i Jarosławowi Gowinowi piastować kluczowe funkcje w państwie i zachowywać pozory politycznej niezależności.

Oddanie ułamka władzy w niezbyt istotnym ministerstwie nie wydaje się dużym ustępstwem w zamian za zabezpieczenie politycznej sytuacji „po prawej stronie”. Oczywiście należy dodać, że sam Andruszkiewicz nie wystarczy. Ale jego szybki awans może być sygnałem dla byłych kolegów ze środowisk nacjonalistycznych i Kukiz ′15. Innym PiS będzie musiał zaproponować intratne miejsca na listach wyborczych, a trzeba pamiętać, że tego typu polityczne „deale” zawsze wymagają czasu. Za przykład może posłużyć umowa między Grzegorzem Schetyną i Barbarą Nowacką, która podobno miała dotyczyć także podziału gabinetów w przyszłym rządzie Koalicji Obywatelskiej.

Rosyjskie powiązania Andruszkiewicza?

A kim właściwie jest Adam Andruszkiewicz? 28-letni poseł z Białostocczyzny związał się z kilkoma formacjami. Do Sejmu wszedł z listy Kukiz ′15. Partię opuścił w listopadzie 2017 r., żeby wstąpić do koła poselskiego Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego. W międzyczasie był członkiem Ruchu Narodowego i Stowarzyszenia Endecja, które zakładał z Rafałem Ziemkiewiczem, Markiem Jakubiakiem i Sylwestrem Chruszczem. Zarówno Andruszkiewicz, jak i Chruszcz (poseł Kukiz ′15) znaleźli się na opublikowanej w marcu 2017 r. przez węgierski think thank Political Capital liście polityków będących pod wpływem Kremla w Polsce.

Co to właściwie oznacza? Zarówno natowska instrukcja dotycząca rozpowszechniania rosyjskiej propagandy w regionie („Russia’s Footprint in the Nordic-Baltic Information Environment” opracowana przez ryskie centrum działań kontrwywiadowczych), jak i dokument Political Capital jasno zaznaczają, że pod naszą szerokością geograficzną nikt nie będzie polityki Kremla wychwalał wprost. Zachwycanie się Putinem, Ławrowem i Szojgu skazuje na społeczny ostracyzm. Dlatego dezinformacja w Europie Środkowo-Wschodniej musi polegać na czymś zupełnie innym: na podkreślaniu naszego osamotnienia w regionie i na świecie, mówieniu o rozpadzie Unii Europejskiej, wreszcie na szerzeniu antagonizmów między Polską a jej sąsiadami, w myśl zasady: „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Jeśli ktoś wyobrażał sobie posłów Kukiz ′15 przekraczających granicę z Rosją z ukrytym pod kożuchem mikrofilmem pełnym wrażliwych danych, to nic bardziej mylnego. Rosjanie nie potrzebują w Polsce swojego Jamesa Bonda, znacznie bardziej przydatny jest ktoś w rodzaju Antoniego Macierewicza. Człowiek, który może uważać, że w Smoleńsku zdarzył się zamach, i szczerze nienawidzić Kremla, a jednocześnie polityka łatwowiernego, niefrasobliwie dobierającego znajomych i powtarzającego publicznie mało wiarygodne plotki.

Narodowcom blisko do Kremla

Narodowcy nadają się do tego idealnie. Ba, nie trzeba ich do niczego przekonywać, bo kremlowska wizja świata zwykle jest zbieżna z ich wyobrażeniami. Wystarczy przeanalizować, jak działacze Ruchu Narodowego widzą polską politykę zagraniczną: jako słabą, rachityczną, zależną od Brukseli i Waszyngtonu. Ich zdaniem racjonalnie działające państwo powinno umieć się sprawnie „obracać”, tak jak robią to Węgry Viktora Orbána. Umiejętnie pociągać za sznurki, tak żeby Niemcy mogli montować nad Dunajem swoje Audi, a w tym samym czasie, nieopodal, Rosjanie stawiali (za własne pieniądze!) dużą elektrownię mającą zasilać Budapeszt.

Myśl o racjonalnym obracaniu polskiej polityki zagranicznej nie jest zresztą nowa. Przed wojną takie poglądy głosił choćby Stanisław Cat-Mackieiwcz, orędownik militarnego sojuszu z III Rzeszą, będący dziś ważnym symbolem dla chcących się odrodzić Endeków.

Wspólna wizja Europy to niejedyny punkt, który łączy narodowców z Rosjanami. Przyszły minister Andruszkiewicz jest bowiem białorusofilem. Dla porządku dodam, że nie chodzi tu o miłość do białoruskiej opozycji demokratycznej, a do reżimu Aleksandra Łukaszenki. Gdy tylko Andruszkiewicz zasiadł w sejmowych ławach, od razu zajął się ocieplaniem stosunków na linii Warszawa–Mińsk. Brał udział w licznych konferencjach organizowanych przez agendy białoruskiego rządu, był częstym gościem w Mińsku, wszedł w skład Polsko-Białoruskiej Grupy Parlamentarnej.

Czytaj także: Prawica niepisowska chce się jednoczyć

Dlaczego Andruszkiewicz trafił do resortu cyfryzacji

Pytanie brzmi: dlaczego Andruszkiewicz znalazł się w Ministerstwie Cyfryzacji, a nie np. MSZ, zważywszy na jego zainteresowania? Z jednej strony resort cyfryzacji jest znacznie mniej istotny – taki transfer pokazywałby, że PiS-owi zależy na układzie z narodowcami, ale nie za wszelką cenę. Z drugiej strony znaczenie resortu cyfryzacji będzie rosło z roku na rok z powodu zmian cywilizacyjnych. W ciągu najbliższych lat będą się rozstrzygać sprawy kluczowe dla bezpieczeństwa naszych danych w internecie, a także stopnia, w jakim państwo będzie mogło nas inwigilować (wystarczy wspomnieć nie tak dawny projekt stworzenia indeksu „nielegalnych stron internetowych”). Warto więc odnotować, że skrajna prawica będzie miała co nieco do powiedzenia w tych tematach, a także – co nie powinno zaskakiwać nikogo, kto śledzi kontrowersje wokół rosyjskich powiązań Donalda Trumpa – że Rosjanie będą żywo zainteresowani przebiegiem cyfrowej rewolucji nad Wisłą.

Czytaj także: Na prawo od PiS. Co się dzieje na skrajnej prawicy

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama