Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Sąd uniewinnia Frasyniuka, policja brnie w służalczość

Władysław Frasyniuk podczas rozprawy przeciwko niemu w związku z oskarżeniem o naruszenie nietykalności cielesnej dwóch policjantów i podanie fałszywych danych osobowych. Władysław Frasyniuk podczas rozprawy przeciwko niemu w związku z oskarżeniem o naruszenie nietykalności cielesnej dwóch policjantów i podanie fałszywych danych osobowych. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Policja państwa PiS (pod wodzą swego ministra), szykanując Władysława Frasyniuka w celu zastraszenia protestujących obywateli, źle wybrała cel. A brnąc w żenujących oskarżeniach wykazała nie tylko służalczość, ale i zwyczajną głupotę.

Po trwającym ponad półtora roku postępowaniu Sąd Okręgowy w Warszawie prawomocnie uniewinnił Władysława Frasyniuka, jednego z liderów ruchu „Solidarność” czasów PRL i legendarnego przywódcy antykomunistycznego podziemia. Policja państwa PiS zarzucała mu, że podczas policyjnej interwencji w trakcie blokowania tzw. miesięcznicy smoleńskiej w czerwcu 2017 r. przedstawił się funkcjonariuszom jako Jan Józef Grzyb (skądinąd swoim fałszywym nazwiskiem właśnie z okresu ukrywania się w PRL). Policja żądała, by ukarać go za „wprowadzenie w błąd” grzywną.

Co więcej, kiedy w sierpniu sąd pierwszej instancji uniewinnił Frasyniuka, komendant policji złożył apelację. Rozpatrując ją, sąd okręgowy powołał się na naruszenie przez funkcjonariuszy procedur obowiązujących podczas legitymowania (żadna nowość). Przypomnijmy: policjant ma m.in. obowiązek uprzedzić o konsekwencjach związanych z odmową podania tożsamości przez legitymowanego.

Czytaj także: Proces Frasyniuka to zemsta polityczna

Władysław Frasyniuk zastraszyć się nie da

W rzeczywistości kiedy policja znosiła z trasy miesięcznicy Frasyniuka (oraz innych protestujących, głównie Obywateli RP), a potem postawiła go (i dziesiątki innych osób) przed sądem, chciała przez taki przykład zastraszyć innych potencjalnych demonstrantów. Symboliczne wręcz było publiczne nawoływanie do ukarania Frasyniuka ze strony ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka.

Tyle że od początku było jasne, że kto jak kto, ale Frasyniuk komu jak komu, ale Błaszczakowi i Kaczyńskiemu zastraszyć się nie da. W więzieniach PRL nie złamały go wszak szykany esbeków i klawiszy samego gen. Kiszczaka. Już więc taki dobór celu nękania (a w istocie planowanego narzędzia całej operacji) świadczy o słabym rozeznaniu czy po prostu głupocie jej pomysłodawców. To samo zresztą dotyczy, jak się okazało, choćby równie nieugiętych Obywateli RP.

Rzecz w tym, że ubocznym efektem owej akcji było też wykazanie prawnej ignorancji policji czy może też żenującej służalczości dowództwa tej służby. Kolejne dowody przynoszą zresztą co rusz kolejne procesy w sprawie obywatelskich protestów – w zdecydowanej większości kończące się uniewinnieniami i to wobec miażdżącej (bo oczywistej dla początkującego nawet prawnika) oceny policyjnych aktów oskarżenia nie tylko przez obrońców, ale i sądy. A policja służalczo (tym razem pod wodzą ministra Brudzińskiego) brnie właśnie w kolejne oskarżenia, procesy i apelacje.

Czytaj także: Władysław Frasyniuk wypowiedział posłuszeństwo Zbigniewowi Ziobrze

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama