Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Pogniewane pokolenie

Młodzi kontra III RP

Trzeba przyznać, że to właśnie przedstawiciele pokoleń młodszych (od tych starszych) dają najmocniejsze świadectwo niezgody na panującą rzeczywistość. Trzeba przyznać, że to właśnie przedstawiciele pokoleń młodszych (od tych starszych) dają najmocniejsze świadectwo niezgody na panującą rzeczywistość. Paper Boat London / Getty Images
W roku trzydziestolecia nowej Polski coraz częściej słychać głosy, że generacji, która kładła jej fundamenty, nie wyszło. Że trzeba zacząć od początku, najlepiej już bez dawnych „budowniczych”.
Programem politycznym staje się często świadome odrzucenie polityki, absencja wyborcza czy głosowanie egzotyczne.Mirosław Gryń/Polityka Programem politycznym staje się często świadome odrzucenie polityki, absencja wyborcza czy głosowanie egzotyczne.
Wydawało się, że odzyskana wolność jest na tyle cenną zdobyczą, że będzie promieniować na dekady.Mirosław Gryń/Polityka Wydawało się, że odzyskana wolność jest na tyle cenną zdobyczą, że będzie promieniować na dekady.

Te pokoleniowe różnice występują – jak można usłyszeć i przeczytać – w kilku płaszczyznach, ale wszystkie w sumie dadzą się sprowadzić do odmiennych ocen III RP i często – w tle – PRL. „Rozumiem – mówi w wywiadzie Szczepan Twardoch (ur. 1978 r.) – że wielu ludzi urodzonych zaraz po wojnie i w latach 50., jak również ci trochę młodsi, którzy w 1989 r. byli już mniej lub bardziej dorosłymi ludźmi, dla których czas transformacji był łaskawy – czują, że retoryka rządów PiS unieważnia ich biografie, odbiera im godność, zaprzecza słuszności ich moralnych i politycznych wyborów z przeszłości”.

I dokłada: „Dlatego coś fałszywie mi brzmi w tych wszystkich demonstracjach w obronie demokracji, konstytucji i tak dalej. Nie neguję szlachetnych pobudek uczestników tych protestów ani ich cywilnej odwagi, ale jednak dopuszczam taką możliwość, że demonstrują bardziej w obronie swoich biografii, swojego pokolenia, swoich politycznych i moralnych wyborów z przeszłości, do czego mają oczywiście prawo, lecz kiedy z tej partykularnej obrony swojej godności czynią obronę uniwersalnych wartości wyższego rzędu, to uważam to jednak za nadużycie”.

ODEBRANE szanse

Pisarz podkreśla przy tym, że demonstrowanie to nie jego „forma ekspresji”, a tak w ogóle nigdy nie miał powodów, by kochać III RP, gdyż nie była ona krajem szans i możliwości dla jego pokolenia. Takim była dla roczników o 10 czy 15 lat starszych, które nie tylko weszły na otwierające się rynki, ale też je całkowicie przejęły i zablokowały. Towarzyszy temu przekonanie, że w wielu kwestiach i praktykach władzy PO zachowywała się identycznie jak PiS, choćby w sprawie samoidentyfikacji etnicznej Ślązaków (Twardoch jest Ślązakiem) czy w stosowaniu „aresztów wydobywczych”.

Z opinią Szczepana Twardocha współbrzmi wypowiedź Pawła Sołtysa (Pablopavo), także urodzonego w 1978 r., muzyka i pisarza: „Polska jest demokratyczna i dla wielu ludzi – szczególnie starszych od nas, którzy dorastali w niedemokratycznym państwie – to była wartość. I fajnie, ale zaraz przyszła reforma Balcerowicza i okazało się, że ludzi, dla których wolność jest ważna, jest coraz mniej. Bo ciężko jest marzyć o wolności, kiedy nie masz roboty”.

Jeśli Twardoch i Sołtys, wedle ich opinii, nie mieli szans, by skorzystać z możliwości, jakie się otworzyły w 1989 r., byli po prostu za młodzi, to dzisiaj oni sami, mężczyźni po czterdziestce, z sukcesami zawodowymi, powinni już czuć na plecach oddech tych, którzy młodsi o 10 czy 15 lat za chwilę będą wystawiać także im swoje rachunki i pretensje.

Polakom urodzonym po 1989 r. swoją książkę poświęcił Jarosław Kuisz, a zatytułował ją wymownie „Koniec pokoleń podległości”. Wśród wielu tez tej książki przebija się opinia o szczególnej osobności generacji, która wreszcie będzie w stanie oderwać się od kategorii walki z okupantem i niepodległościowych zrywów, będzie mogła myśleć o przyszłości kraju w długofalowym programie. W tym wymiarze dzisiejsze konflikty polityczne, także wybory parlamentarne, mają znaczenie chwilowe, nie decydują o historii Polaków, jak by tam wydawały się dzisiaj dla nas ważne. Nowi młodzi mają inną wrażliwość, inne charaktery i inne perspektywy. Muszą tylko przeczekać starych i ich przebrzmiałe problemy.

BABILON Warszawa

Charakterystyczne, że do pretensji zgłaszanych do III RP dołączana jest też uraza do Warszawy jako symbolu niespełnionych nadziei. „Sama Warszawa – mówi Paweł Sołtys – jest bańką. Jeśli nie jeździsz po Polsce i uważasz, że Polska jest odbiciem Warszawy, to bardzo się zdziwisz”. Dodaje: „Łatwo jest powiedzieć, że ludzie urodzeni w latach 70. mają wspólny los, ale ten »los« zupełnie inaczej wyglądał w Warszawie, a inaczej w Żaganiu, Nakle czy innych małych ośrodkach. Transformacja miała w tych miejscach zupełnie inne skutki”.

W konsekwencji, mówi, w Polsce, gdzieś tam daleko od Warszawy, ludzie w ogóle nie wiedzą, o co toczą się spory – „które nam się wydają ważne”. Dotyczy to kwestii światopoglądowych, które „w Warszawie się tkają”. „Spory o to, czy coś jest prawdziwą, czy nieprawdziwą lewicą. Dla wielu ludzi tego typu rozważania w ogóle nie istnieją, a jeśli już, to jako powód do żartów. Bardzo ważne sprawy – równouprawnienie kobiet, mniejszości seksualnych – nawet dla ludzi o lewicowych poglądach często są na dalekim planie. Bo na pierwszym zostają sprawy bytowe – to, że nie ma pracy, albo praca jest uwłaczająca i nisko płatna”.

Takie spojrzenie i tego rodzaju emocje nie są przełamywane przez jakąkolwiek wspólnotowość (kiedyś ludzie byli „zanurzeni w opowieści o tym, że nie pieniądze są najważniejsze, tylko jakaś wspólnota, że warto pomagać słabszym”), po 1989 r. próbowała tę lukę wypełnić narracja katolicko-narodowa, ale akurat wymiar wspólnotowy jest w niej bardzo słaby – mówi Pablopavo.

Raper Adam „Łona” Zieliński (ur. 1982 r.) upomina się o swój Szczecin i z tej perspektywy oraz oczywiście pokoleniowej patrzy na politykę centralną: „Jesteśmy raczej obojętni wobec polityki rozumianej jako walka dwóch postsolidarnościowych obozów PO vs. PiS – oni nie mówią naszym językiem i zrobili wszystko, byśmy im nie ufali”. Jest przekonany, że urodzeni już w III RP czują to jeszcze mocniej.

ŚWIĘTE 500 plus

Także Twardoch chętnie zamyka się w swoim świecie, unika przynależności – jak mówi – do Polski. „Jeśli do czegoś przynależę, to do mojej okolicy, do Pilchowic, Knurowa, Gliwic, Przyszowic, Gierałtowic, Bujakowa, Pawłowa i Kończyc, miejscowości w promieniu może 20 kilometrów, z których fizycznie się wywodzę, a których nie łączy żadna idea ani żaden sens, tylko przypadek i chaos. Do niczego więcej, do żadnej ze stron”.

Podkreślanie dystansu do zmitologizowanej Warszawy staje się swoistym programem pokoleniowym, na który składa się niechęć do wielkiej, centralnej polityki i do jej uczestników, także nieufność wobec starszych pokoleń, które angażują się w tę politykę. A „słoiki”, które nawiedzają stolicę czy inne wielkie miasta, znają przecież prowincję, stamtąd są i dobrze wiedzą, jak inne życie się tam toczy, jak innym regułom podlega.

Twardoch zarzuca obozowi liberalnemu, że traktuje 500 plus jako wielkie oszustwo polityczne PiS, że nie dostrzega wymiaru godnościowego tego manewru. „Jeśli ktoś tego nie rozumie, to nie rozumie niczego z polskiej rzeczywistości społecznej. Dla bardzo wielu ludzi margines wolności ogromnie się pod rządami PiS powiększył, bo pierwsza wolność to wolność ekonomiczna. Polityczna jest potem”. Podkreśla, że należy rozumieć ludzi, którym „godność odebrało traumatyczne i nieopowiedziane doświadczenie transformacji, a potem samozadowolenie liberalnych elit po fałszywym końcu historii”.

STARE kino

Trzeba przyznać, że to właśnie przedstawiciele pokoleń młodszych (od tych starszych) dają najmocniejsze świadectwo niezgody na panującą rzeczywistość. Deklaracje dzisiejszych 30-, 40-latków mogą niepokoić, a opowieści młodszych jeszcze bardziej, zwłaszcza jeśli uważa się, że w 2019 r. i później Polska stanie przed historyczną próbą, która może zadecydować o jej losie na wiele lat. Co zatem przede wszystkim budzi obawy?

Po pierwsze, przyjęcie optyki, że wszystko jest jak stare kino, że najważniejsza jest przyszłość, którą trzeba widzieć w szerokim i długim planie, że nie ma co się angażować w bieżącą harataninę, która jest jałowa. Tyle tylko, że w okamgnieniu się okaże, że przyszłość zostaje przegrana na progu i trzeba będzie się tłumaczyć następnym młodym, dlaczego się to wszystko tak widowiskowo zepsuło.

Po drugie, niejakie lekceważenie manifestacji w obronie praworządności często w parze z symetryzmem (notabene popularność tego wprowadzonego przez nas w maju 2016 r. pojęcia przerosła wszelkie oczekiwania), czyli zrównywaniem ze sobą wszystkich przewin i odstępstw politycznych, wszystkich partii, jak również z zestawianiem na równi żądań liberalno-demokratycznych i bytowo-socjalnych, obrony konstytucji i zmian w prawie pracy, de facto łamania praworządności i jej niełamania.

To się trochę zmienia, co było widać podczas ostatnich wyborów samorządowych, ale nadal występuje zasadnicza niechęć do polityki takiej, jak się ona dzisiaj w Polsce jawi, do dominujących partii i ich liderów. I to tak dalece, że programem politycznym staje się często świadome odrzucenie tej polityki, absencja wyborcza czy głosowanie egzotyczne w tym sensie, że niedające żadnego liczącego się skutku wyborczego. A właściwie dające, bo zwiększające szanse na zwycięstwo obozu rządzącego dzisiaj.

Dzisiejsi 30- i 40-latkowie, wyrażający cytowane wyżej opinie, mają swoje racje. Każdy ich postulat z osobna można życzliwie zanalizować i rozważyć. A jednak w całości te propozycje nie przekonują. Zarzuca się tzw. starym, że cenią wolność przede wszystkim w wymiarze ustrojowym, proceduralnym, jako gwarancję indywidualnej ochrony przed państwem – mając w pamięci PRL. Mają oni przy tym nie doceniać kwestii socjalnych, równościowych i godnościowych, bo już na początku III RP zajęli miejsca dające im ekonomiczne bezpieczeństwo.

Ale krytycy zapominają, że te posady w latach 90. nie były przydzielane z rozdzielnika, jak dzisiaj posady w spółkach Skarbu Państwa. To prawda, ten wielki nabór po 1989 r. był na swój sposób wyjątkowy, było „ssanie”. Młodzi ludzie szli do mediów, reklamy, korporacji, nowego przemysłu, do urzędów i polityki. Tworzyły się nowe firmy, stare też potrzebowały nowych pracowników, gdyż umocowana w PRL formacja powoli odchodziła, politycznie i biologicznie. Ale każde czasy mają swoją specyfikę, obecne również tworzą możliwości, branże, zawody, zwłaszcza związane z siecią, nieznane z kolei 30 lat temu. Dlatego czynienie teraz zarzutu, że pokolenie ’89 pozajmowało miejsca, niedostępne później dla np. Szczepana Twardocha, wygląda trochę niepoważnie.

WYMIENNE wartości

Można za to zapytać: czy naprawdę kwestie jakości demokracji, niezależności władz, w tym sądownictwa, indywidualne wolności, poszanowanie procedur i konstytucji, trzymanie racjonalnych pozycji w UE – to mają być sprawy pokoleniowe generacji, która zahaczyła o PRL i ma swoje traumy? Czy dla „niepodległego pokolenia”, o którym peroruje Kuisz, te wartości nie mają już samoistnego znaczenia, już w oderwaniu od „starych”? Polska z 500 plus, ale z ustrojowymi luzami w sądownictwie, kraj z antyelitarną, równościową retoryką, nawet jeśli z telewizją Jacka Kurskiego, „obniżanie temperatury sporu”, kiedy chodzi o podstawowy konflikt o prawa obywatelskie – odpowiedź „starszego” pokolenia na takie sugestie brzmi: stanowcze nie. Trzeba pilnować wolności nawet wtedy, kiedy nie wszyscy tę potrzebę w danym momencie rozumieją. To nie jest kwestia wieku, ale rozsądku.

Nie twierdzimy, że pokolenie 30-, 40-letnie, a przynajmniej jego część, wprost ulega twierdzeniom populistów o końcu liberalnej demokracji. Ale widać, że następuje specyficzne zrównanie pod względem ważności wielu wątków – ekonomicznych, ustrojowych, obyczajowych, kulturowych. Rama demokratyczna, konstytucyjna, nie wydaje się w tych rozważaniach kwestią specjalnie wyróżnioną. Wartości stają się niepokojąco wymienne. Kolejne pokolenia mogą mieć oczywiście własne wyobrażenia o demokracji, każda generacja je miała. Ale jeśli tak, to niech przedstawią nowe pomysły na trójpodział władz, rolę konstytucji, niezależność instytucji kontrolnych, gwarancję swobód obywatelskich. Ale takie, które będą wyraźnie odmienne od tych, które pojawiły się po 1989 r. Bo jeśli w tej sferze ma pozostać mniej więcej tak, jak jest, nie pojawiają się zasadniczo nowe koncepcje, to na czym ma w tej mierze polegać pokoleniowy konflikt?

W tezach Twardocha, Pablopavo, Kuisza, rapera Łony i innych widać myślową metodę polegającą na tym, że szczegóły decydują o sprawach ogólnych. W takim postrzeganiu to nie system ma wady, które trzeba naprawiać, ale wady te każą odrzucić cały system. Nie ma tu piramidy ważności, kiedy zaczyna się od uzgodnionych pryncypiów i schodzi niżej, np. w sprawach społecznych, które są zgodne z tymi podstawowymi zasadami, ale odwrotnie: zaczyna się od urazów, historycznych zadr, poczucia jednostkowych krzywd. To ma tłumaczyć zanegowanie demokratycznych zasad, które się rzekomo nie sprawdziły, bo nasze biografie o tym świadczą.

Krzywdy za czasów PRL były jednak większe. Marne płace, awanse z klucza partyjnego (znajome?), polityczne blokowanie karier, odseparowanie od świata, poziom życia niski, bez perspektyw poprawy. A jednak odzyskanie wolności indywidualnej, politycznej, społecznej pozostaje wspomnieniem nieporównywalnym z niczym innym, mimo wszystko kwestie bytowe były wówczas na drugim planie. Upadek PRL był nie tylko pozbyciem się komunistów, ale akcesem do nowego jakościowo i wartościowo świata. I choć 1989 r. wyglądał na ewolucję, była to w istocie gwałtowna rewolucja. Być może błędem pokolenia ’89 było to, że tej euforii nie było w stanie przekazać dalej na tyle mocno, aby dzisiaj nie było to relatywizowane.

PODSTAWOWE porozumienie

Wydawało się, że odzyskana wolność jest na tyle cenną zdobyczą, że będzie promieniować na dekady. I długo promieniowała, ale ten wpływ w ostatnich latach osłabł. Walor indywidualnych swobód i ich prawnych gwarancji nie jest już tak silny jak wcześniej, a przynajmniej nie jest utożsamiany z liberalnym systemem państwa stworzonym po 1989 r. Krytyka szczegółowych rozwiązań zastosowanych w minionym 30-leciu jest coraz wyraźniej rozciągana także na podstawy ustrojowe i procedury. Widać tu wpływ światowej tendencji do populizmu i jego miejscowej odmiany, czyli państwowego paternalizmu PiS.

W stwierdzeniach, że liberalna demokracja się kończy, i nie wiadomo, co będzie po niej, często można wyczuć nutę zadowolenia i akceptacji dla takiego stanu rzeczy. Na zasadzie: niech już będzie inaczej, a my się temu z zainteresowaniem przyjrzymy. Zawsze będzie można skorygować nową władzę z jej zapędami, wystarczy skrzyknąć się na Facebooku, wyjść na ulicę, a rządzący podkulą ogon. Otóż, raz podkulą, a innym razem nie. Jeśli nie ma systemu gwarancji obywatelskich swobód, jeżeli się o to nie dba, akcja bezpośrednia w końcu może natrafić na ścianę umocnionego już i pewnego siebie populistycznego rządu, a demokracja uliczna zostanie rozgoniona. Instancji odwoławczych już nie będzie.

Widać też rosnący prymat ekonomii i kwestii socjalnych jako – w oczach młodszych pokoleń – bardziej konkretnych, związanych z codziennym życiem, w przeciwieństwie np. do pozornie dość abstrakcyjnego trójpodziału władz. Ale liberalna, czyli wolnościowa, demokracja to wciąż coś więcej niż przeżycie pokoleniowe kilku roczników. To rama, która daje pole do cywilizowanej debaty. A także chroni przed woluntaryzmem władzy, która raz może być dobra i dawać, ale też może stracić humor i nie dawać, a bić. Żeby to zrozumieć, wcale nie trzeba bronić III RP. Bo nie sama III RP jest tu ważna – można ją krytykować do woli – lecz zasady państwa prawa.

Byłoby zatem dobrze, aby to podstawowe porozumienie co do bezwzględnej konieczności zachowania demokratycznego charakteru państwa nie zostało zerwane. Reszta jest do uzgodnienia.

Polityka 6.2019 (3197) z dnia 05.02.2019; Polityka; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Pogniewane pokolenie"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną