Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Koalicji Europejskiej trudno będzie przebić obietnice PiS

Koalicja Europejska rodziła się bardzo długo i w bólach. Koalicja Europejska rodziła się bardzo długo i w bólach. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Koalicja Europejska już na starcie znalazła się w pułapce. Licytować się z PiS nie należy i nie ma jak. Ale jeszcze gorzej zaatakować ostatnie zapowiedzi rządzących.

Koalicja Europejska rodziła się bardzo długo i w bólach, a gdy już wreszcie przyszła na świat, nie było nawet okazji poświętować. Bezsprzecznie był to bowiem weekend Jarosława Kaczyńskiego, który na sobotniej konwencji PiS przedstawił niezwykłe w swej szczodrości socjalne obietnice. Po pierwsze, spychając w głęboki cień uroczysty akt zawiązania opozycyjnego sojuszu. Po drugie, przesuwając punkt ciężkości debaty na optymalne dla rządzących wątki socjalne. Po trzecie wreszcie, rządzący obiecali tak wiele, że praktycznie rzecz biorąc, zamknęli dalszą licytację na to, kto hojniejszy.

Czytaj także: PiS przelicytował sam siebie

Opozycja w szachu

Bo komu jak komu, ale akurat Koalicji Europejskiej najtrudniej byłoby przebić teraz obietnice PiS. Z jej rdzeniowym elektoratem ulokowanym w wielkich miastach, nieźle wykształconym i przeważnie zdającym sobie sprawę, że pieniądze budżetowe nie rosną na drzewach. A z drugiej strony, mając ugruntowany w pozostałych grupach wyborców silny stereotyp nieczułego liberała. Trudno byłoby więc pozyskać nowych zwolenników socjalną licytacją z PiS, znacznie łatwiej za to osłabić więź z dotychczasowymi wyborcami (nawet jeśli nie mają za bardzo gdzie odejść).

Co więcej, formuła koalicyjna nawet ogranicza możliwości pofolgowania sobie na obszarze wrażliwości społecznej ugrupowaniom teoretycznie do tego predestynowanym, takim jak SLD czy PSL. Przynajmniej dopóki nie został ustalony podział ról w KE, nie porozdzielano wątków pomiędzy poszczególne podmioty, nie sprofilowano linii narracyjnych. Na razie lepiej więc starać się trzymać język na wodzy i nie eksperymentować z polifonią. W wieloczłonowych układach politycznych zwykle najwięcej szkody czyni wzajemne zaprzeczanie sobie liderów. Przeciwnik łatwo czyni z tego swoją pożywkę, we własnych szeregach narasta zaś chaos, mnożą się konflikty, wiarygodność leci na łeb na szyję.

Kaczyński rozbił więc bank obietnic, natomiast KE, od razu na starcie, znalazła się w pułapce. Licytować się z PiS nie należy i nie ma jak. Ale jeszcze gorzej zaatakować ostatnie zapowiedzi rządzących. PiS pewnie zresztą tylko czeka, aż ktoś po drugiej stronie zapomni się i w końcu padnie sławetne liberalne „nie da się”. Natychmiast wtedy ruszy propagandowa machina do znudzenia przypominająca wszystkie okoliczności wprowadzenia pierwszej wersji programu 500 plus na początku tej kadencji. I nie ma znaczenia, że istnieje przecież jakiś pułap dla pisowskiego „damy radę” w rozkręcaniu wydatków. Wyborcy najpewniej sami muszą się o tym przekonać, co w przyszłości może okazać się bardzo bolesne. Ale dziś opozycji pozostaje po prostu nabrać wody w usta i przeczekać najbliższe dni, aż opinia publiczna zainteresuje się innymi tematami.

Co oczywiście nie jest takie proste, gdyż aktywność medialną cały czas trzeba podtrzymywać, na pytania dziennikarzy odpowiadać, sprawy bieżące komentować. A do tego dochodzi problem narracyjnej zwartości szerokiego obozu. Reakcje całej pisowskiej Polski po sobotniej konwencji były jednoznaczne. Niemal wszyscy komentatorzy z mediów tradycyjnych i społecznościowych wpadli w zachwyt i nikt o koszty obietnic nie pytał. Na podobną dyscyplinę po drugiej stronie nie ma jednak szans. Politycy mogą sobie tutaj ustalać przekazy dnia, lecz większość występujących publicznie komentatorów poważnie traktuje wolność debaty i mówi, co myśli. „Nie da się” w końcu więc pewnie padnie z czyichś prominentnych ust, co propaganda władzy od razu przechwyci i zapisze na konto KE. Z czym już teraz należy się po prostu pogodzić, swoboda wypowiedzi jest wartością niedyskutowalną.

Czytaj też: Dlaczego Joachim Brudziński startuje w eurowyborach

Czas na własny język

Ale docelowo liderzy Koalicji nie mają innego wyjścia, jak wreszcie ustalić zestaw łączących tematów i opracować klarowną strategię komunikacyjną, język, zarys programu. Inaczej już do końca kampanii będą zakładnikami narracji PiS bądź mniej lub bardziej przypadkowych doniesień medialnych. Jak się okazuje, samo tylko zjednoczenie opozycji – na co najwyraźniej liczył Grzegorz Schetyna – nie będzie wydarzeniem przesądzającym o zmianie dynamiki politycznej. Teraz trzeba nowemu bytowi politycznemu nadać treść i zapewnić minimum spójności. Ogólne hasła już nie wystarczą; iluzoryczny „polexit” jeszcze bardziej zblednie w konfrontacji z konkretem dodatkowych 500 zł w portfelach milionów obywateli. Zjednoczona opozycja pewnie nie będzie miała równie spektakularnego przekazu co PiS. Wystarczy, że będzie miała jakiś własny.

Pytanie jednak, kto konkretnie i w jaki sposób miałby skrystalizować ten projekt. Bo sam tryb jednoczenia opozycji, narzucony przez PO i obliczony w pierwszej kolejności na zapewnienie jej hegemonicznej pozycji w ramach koalicji, niestety nie przysłużył się budowie wzajemnego zaufania. Zanim doszło do podpisania umowy koalicyjnej, odbywały się wielomiesięczne podchody, miały miejsce liczne personalne intrygi, bez pardonu podkupywano sobie ludzi. Ogólna polityczna konieczność dogadania się niestety nie szła w parze z realnym pragnieniem zbudowania wspólnotowej płaszczyzny. Chodziło jedynie o to, aby możliwie szeroko rozepchać się we wspólnym układzie. W efekcie mniejsze partie weszły do niego udręczone, na ostatnich nogach. A główną ich motywacją była nie tyle nadzieja na wielkie wyborcze zwycięstwo i odebranie władzy PiS, ile własne przetrwanie.

Co więcej, odbudowie zaufania raczej też nie będzie sprzyjać kampania wyborcza. Jak wiadomo, zawsze najostrzejsza (choć ukryta przed opinią publiczną) jest rywalizacja o mandaty pomiędzy kandydatami z tej samej listy. A jeśli dodatkowo mamy do czynienia z kandydatami reprezentującymi różne ugrupowania, trudno w ogóle liczyć na jakiekolwiek sentymenty. Wobec ogólnej skali trudności może więc nawet dobrze się stało, że Kaczyński ukradł show liderom Koalicji. Nie jest to bowiem czas na celebrację i samozadowolenie. Powołanie KE kończy pewien etap, ale to dopiero początek drogi. A czasu zostało nie tak wiele.

Czytaj także: 500 plus tylko dla małżeństw? Program PiS nie nadąża za rzeczywistością

Koalicja Europejska jak AWS?

Póki co Koalicja Europejska niepokojąco przypomina dawną Akcję Wyborczą Solidarność. Był to, przypomnijmy, układ wielu słabych prawicowych partii zgrupowanych wokół silnego związku zawodowego. Co mogło łączyć prorynkowych konserwatystów, chadeków, narodowców, katolickich integrystów oraz związkowców? Wobec braku wspólnych tożsamości jedynym spoiwem był antykomunizm, co w praktyce oznaczało chęć odebrania władzy rządzącemu SLD.

Koalicja tak została skonstruowana przez szefa AWS Mariana Krzaklewskiego, aby mniejsi partnerzy nawet po zwarciu szeregów nie mogli podważyć jego przywódczej pozycji. Zamiast więc określać wspólnotę programową, Krzaklewski wymyślał skomplikowane algorytmy określające udziały każdej partii we wspólnych ciałach. W efekcie oblicze AWS co chwila się zmieniało. Debiutowała w kampanii konstytucyjnej jako siła narodowo-syndykalistyczna, z odwołaniem do Boga i lansowanym we własnym projekcie korporacjonistycznym modelem państwa.

Już u władzy realizowała wspólnie z balcerowiczowską Unią Wolności wielkie reformy, przeważnie odwołujące się logiki wolnorynkowej. Kończyła swój żywot jako twór wewnętrznie sprzeczny, którego sejmowa reprezentacja hurtowo przepychała niezmiernie kosztowne prezenty dla wyborców, podczas gdy formalne kierownictwo i ministrowie straszyli budżetową katastrofą. Po przegranych wyborach AWS rozpadła się niczym domek z kart i nie pozostawiła po sobie nawet śladu ciepłego wspomnienia.

Mniej więcej dzięki tej lekcji zatem wiadomo, jak koalicji budować nie należy. Pozytywne cele powinny przeważać nad negatywnymi, a mechanizmy wspólnotowe dominować nad rywalizacyjnymi. I trzeba pomyśleć o tym już teraz. Okrzepłą strukturę zmienić już bardzo trudno.

Czytaj także: Jak będzie wyglądał europarlament po wyborach? Są pierwsze sondaże

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną