Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Święte oburzenie senatora Bielana (i nie tylko)

Pan Bielan pospieszył się ze swoimi konkluzjami, dając jeszcze jeden przykład nie tyle logiki, ile paralogiki. Pan Bielan pospieszył się ze swoimi konkluzjami, dając jeszcze jeden przykład nie tyle logiki, ile paralogiki. Adam Chelstowski / Forum
Senator i wicemarszałek Senatu Adam Bielan parę razy się ostatnio oburzył, m.in. w sprawie KNF i wypowiedzi o nowym pakiecie socjalnym PiS. Ale czy słusznie?

Rzecz dotyczy p. Bielana, senatora i wicemarszałka Senatu. Wystąpił w pewnym programie telewizyjnym i okrutnie oburzył się sprawą dotyczącą pp. Jakubiaka i Kwaśniaka, byłych wysokich urzędników w Komisji Nadzoru Finansowego. Ten drugi, jak wiadomo, został pobity. Niektóre tuzy polityczne z obozu dobrej zmiany pokpiwały sobie z tego wydarzenia. Pan Ziobro z właściwą sobie swadą i wnikliwością rzekł: „Być może Wojciech Kwaśniak został zaatakowany, bo Komisja Nadzoru Finansowego przez lata rozzuchwalała przestępców”, a p. Bierecki, senator PiS, oznajmił: „To nie jest tak, że bandyta zawsze bije tego dobrego”.

Obu urzędnikom KNF postawiono zarzuty niegospodarności – zostali zatrzymani przez CBA. Szczeciński sąd uznał zatrzymanie za bezzasadne. Pan Ziobro określił postanowienie sądu jako „głęboko niesłuszne”, a wcześniej on i jego zastępca p. Święczkowski uznali winę pp. Jakubiaka i Kwaśniaka za oczywistą. Trzeba przyznać, że stwierdzenie czyjejś winy za oczywistą przed wyrokiem sądu jest osobliwe z punktu widzenia państwa prawa, podobnie jak słowa ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, że postanowienie sądu jest niesłuszne. Nieźle to świadczy o tym, jak dobra zmiana traktuje trójpodział władz i niezależność sądów od władzy wykonawczej.

Czytaj też: Państwowy skok na prywatny bank

Kto naraził państwo na milionowe straty

Pan Bielan nie chciał komentować tego, czy postanowienie sądu o bezzasadności zatrzymania obu byłych funkcjonariuszy KNF jest słuszne czy nie, natomiast oburzył się, że próbuje się robić z nich pozytywnych bohaterów. I tu, zgrabnie modulując głos, tak jak on tylko potrafi, aby zademonstrować stopień swego wzburzenia, wyjaśnił, że Polska przegrała spór z funduszem Abris, co kosztuje bodaj 760 mln zł (plus odsetki i koszty), a praprzyczyną tej porażki były działania KNF, gdy szefowali jej pp. Jakubiak i Kwaśniak. Pan Bielan nie podał jednak powodu tego sporu. Otóż KNF nakazał Abrisowi sprzedaż akcji jednego z banków (obecnie Nest Bank), co spowodowało straty tego funduszu. Pan Bielan wołał ze zgrozą, że oto pp. Jakubiak i Kwaśniak z powodu swej niegospodarności narazili polskich podatników na spłatę milionów złotych.

Szanowny wicemarszałek Izby Refleksji (określenie p. Karczewskiego, szefa całego gremium) przeoczył (zdarza mu się to bardzo często) istotne okoliczności. Po pierwsze, decyzja KNF była ryzykowana, jak każda tego typu. To, czy urzędnicy KNF świadomie działali na czyjąś szkodę czy nie, to inna sprawa, której rozstrzygnięcie jest we władzy sądu, a nie p. Bielana. Okazuje się ponadto, że Abris proponował ugodę polegającą na otrzymaniu jednej trzeciej ostatecznie wygranej sumy, ale resort finansów na to nie przystał, także w okresie po 2015 r. Ciekawe, czy p. Bielan jest oburzony tym, że p. Morawiecki nie zgodził się na ugodę i upierał się przy sądowym rozstrzygnięciu sprawy? Było rzeczą dość prawdopodobną, że Abris skorzysta z arbitrażu międzynarodowego i tam wygra sprawę, a więc p. Morawiecki nie wykazał należytej staranności w przewidywaniu skutków swej postawy. Bilansując, obecny premier naraził Skarb Państwa i podatników (w tym także p. Bielana) na straty w wysokości około pół miliarda złotych.

Kto za, kto przeciw 500 plus

Rzeczony wicemarszałek (o innym będzie mowa później) oburzył się (ale i ucieszył) też wypowiedzią p. Szlapki, jednego z polityków Koalicji Europejskiej, w sprawie projektu nowych darów socjalnych ze strony dobrej zmiany. Otóż ponieważ koszt owych projektów szacuje się na 40 mld zł, wspomniany polityk zapowiedział, ze nie będzie głosował za 500 plus na pierwsze dziecko. Pan Bielan zgorszył się znieczulicą p. Szlapki, ale ucieszył się, że teraz już wiadomo, jak Koalicja Europejska odnosi się do 500 plus w nowej wersji, 13. pensji dla emerytów, zapowiedzi rozwiązania problemów komunikacyjnych dla rejonów wiejskich czy zerowemu PIT dla osób, które pracują, a nie ukończyły 26. roku życia.

Pan Bielan pospieszył się ze swoimi konkluzjami, dając jeszcze jeden przykład nie tyle logiki, ile paralogiki. Otóż p. Szlapka wypowiadał się w swoim imieniu, a nie całej Koalicji, i nie deklarował, że jest przeciwko reformom socjalnym, ale przeciwko obietnicom bez pokrycia. Ekonomiści sądzą, że chociaż w 2019 r. p. Szydło (odpowiedzialna za politykę socjalną) „da radę” z powodu kreatywnej księgowości p. Czerwińskiej (ministry od finansów), to w 2020 r. czeka nas poważny problem finansowy. Notabene p. Dworczyk zapytał PSL, jak zamierza głosować w sprawie 500 plus na pierwsze dziecko. Przypomniano mu, że gdy zgłoszono podobną poprawkę w debacie o zakresie obecnego 500 plus, był przeciw wraz wieloma innymi dobrozmianowcami (zmiennikami?). Pan Dworczyk najwyraźniej zaczadził się przy gaszeniu pożaru (społecznego) na Dolnym Śląsku, dokąd peregrynował rządowym samolotem za 33 tys. zł. Panisko!

Czytaj także: PiS przelicytował sam siebie

Ucieczka Anny Zalewskiej pomoże ministerstwu szkolnictwa

Jak było do przewidzenia, obietnice socjalne dla jednych powodują roszczenia ze strony innych, nauczycieli czy osób niepełnosprawnych. O tych drugich aktualna odsłona dobrej zmiany milczy. Ale sprawa nauczycieli jest poważna – grożą strajkiem generalnym. Na to p. Szczerski, prezydencki fachowiec od wszystkiego, nie tylko polityki międzynarodowej, szczerze i wylewnie troska się, aby protest nie zaszkodził uczniom, ale generalnie, podobnie jak Pan Prezydent (tj. p. Duda), rozumie problem szkoły. Wierzy jednak, że transfery środków będą w Polsce coraz lepsze, ponieważ trzy lata funkcjonowania dobrej zmiany to gwarantują.

Pan Czarnecki, ksywa „Obatel”, spogląda na problem z ogólniejszej perspektywy. Jak przystało na politycznego wędrowniczka z jednej partii do innej partii, zarzuca nauczycielom dwie rzeczy. Po pierwsze to, że ich akcja musi doprowadzić do upolitycznienia protestu, a po drugie, że nie szanują związków zawodowych, ponieważ nie wszystkie popierają protest. Panowie Czarnecki i Szczerski jako żywo przypominają argumenty z lat 1980–81, gdy zarzucano „Solidarności” działania polityczne pod przykrywką żądań socjalnych, brak szacunku dla CRZZ (Centralna Rada Związków Zawodowych), nieliczenie się z interesami takich lub innych grup czy nadmierne krytykanctwo wobec słusznych wysiłków rządu w zaspokajaniu rozmaitych potrzeb.

Niektórzy wytykają p. Zalewskiej, że ucieka do Parlamentu Europejskiego, miast stawić czoła temu, co spowodowała swymi poczynaniami w szkolnictwie. Mam odmienne zdanie. Niech p. Zalewska nie tyle czmycha w Europę, ile triumfalnie do niej wyjeżdża. Na pewno resort szkolnictwa zyska na jej oddaleniu się od Wisły. Jeśli jednak jej następcą zostanie (takie krążą plotki) p. Zieliński, nic się nie zmieni, chyba że na gorsze.

Zwykły poseł, zwykły obywatel

Jak łatwo zauważyć z moich felietonów, sympatie polityczne lokuję po stronie opozycji. Niemniej mam też przykład osobliwej argumentacji ze strony przeciwników dobrej zmiany. Otóż p. Grupiński zagrzmiał, że rząd nie daje pieniędzy na szkolnictwo lub niepełnosprawnych, natomiast p. Kaczyński namawia do łapówki (w kopercie) w wysokości 50 tys. Otóż, po pierwsze, jest tylko przypuszczenie na temat owej koperty, a po drugie, nie ma związku pomiędzy łapówką (nawet gdyby okazała się faktem) a wydatkami budżetowymi na taki lub inny cel. Niemniej Zwykły Poseł twierdzi, że nie ma powodu, aby prokuratura zajęła się „srebrnymi” taśmami. Tłumacząc to na nasze: chodzi o taśmy Birgfellnera i dlatego austriacki biznesmen jest przesłuchiwany, a p. Kaczyński jako zwykły obywatel, jak każdy inny, nie jest niepokojony. Ba, chyba nie może być, skoro zadeklarował, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Najwyraźniej to oświadczenie wystarczy p. Ziobrze. Roma locuta, causa finita.

Prezydent nie pozwala obrażać wyklętych!

Była mowa o wicemarszałku Senatu, czas na jego sejmowego odpowiednika. Pan Terlecki, profesor historii, oświadczył: „Po 1945 r. najlepsi szli do lasu lub zostawali w konspiracji. Dzisiejsze szmaciarstwo kwestionuje ich odwagę, bo chce wykoślawić naszą historię. Ale wolni będziemy tylko wtedy, gdy zachowamy wierną pamięć”. Otóż trzeba wyjaśnić p. Terleckiemu, może nawet bardziej jako profesjonalnemu historykowi niż politykowi, że nikt nie odmawia odwagi np. Kurasiowi („Ogień”), Rajsowi („Bury”) czy Szendzielorzowi („Łupaszko”; nie bardzo zresztą wiadomo, czy należy on do wyklętych, skoro był w AK) odwagi. Natomiast obwinia się ich o gwałty, rabunki i morderstwa na ludności cywilnej (Ogień – zabicie Żydów pod Krościenkiem, Bury – pacyfikacja powiatu bielskiego na Podlasiu, Łupaszko – masakra w Dubinkach).

To oczywiście prawda, że wspomniane wypadki (a także wiele innych z udziałem tzw. żołnierzy wyklętych) są kontrowersyjne, ale nazywanie szmaciarzami tych, którzy mają odmienne oceny niż te, które żywi p. Terlecki, trzeba określić jako szmaciarstwo kwalifikowane. Wypowiedział się także p. Morawiecki. Oto jego słowa (fragment): „Bez żołnierzy wyklętych nie byłoby oporu społecznego, jaki miał miejsce w kolejnych latach PRL. Nie byłoby wielkiego ruchu »Solidarność«, dzięki któremu mamy wolną i niepodległą Polskę”. Typowe kontrfaktyczne banialuki, wedle schematu „gdyby nie A, to B”, np. gdyby nie było wiatru w Seefeld 1 marca 2019 r., to polscy skoczkowie nie zdobyliby medali”.

Czuję się nieswojo, komentując wypowiedzi pp. Morawieckiego i Terleckiego, a powodem tego dyskomfortu jest oznajmienie p. Dudy: „Niech nikt już nie śmie nigdy w jakikolwiek sposób obrazić tamtych ludzi. Ten, kto to robi, okrywa się wieczną hańbą. Mam nadzieję, że Polska będzie zawsze o tym pamiętała”, wypowiedziane z wielce groźnym, nawet jak na tego polityka, wyrazem twarzy. Strach się bać, nawet nie generalizując uwag o trzech wymienionych żołnierzach wyklętych (niezłomnych, powiadają inni apologeci).

Czytaj także: Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych nie przywraca historycznej prawdy, lecz fałszuje rodzime dzieje

Dzieją się rzeczy dziwne, czyli sprawa ŻIH

Oburzył się też p. Broda, profesor fizyki, często wspominany w moich felietonach. Prawi on tak: „To niesłychane, że osoby posługujące się kłamstwami, nieuzasadnionymi pomówieniami i haniebnie nieprawdziwymi oskarżeniami ktoś [chodzi o prof. Żbikowskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie] może nazywać wybitnymi i cieszącymi się międzynarodowym uznaniem naukowcami. Przyznam, że w mojej opinii także używanie w tej sytuacji nazwy »Dział Naukowy ŻIH« dla środowiska, które akceptuje takie postawy, jest dla mnie nadużyciem. Dzieją się sprawy dziwne i wszystko wskazuje na to, że ustawicznie obrażając Polaków, Żydzi dążą do zerwania z nami wszelkich relacji. Ja od dawna uważam, że jest to wyzwanie dla obu narodów i ta przyszłość jest nie do uniknięcia. Dlatego apeluję do ministra kultury i ministra nauki i szkolnictwa wyższego, by wycofać wszelkie finansowanie ŻIH. Byłby to symboliczny krok na drodze do rozstania tak pożądanego przez Żydów i może nie do końca jeszcze uświadomionej przez Polaków konieczności”.

Ironicznym zrządzeniem losu p. Broda, nieulękniony krytyk zniewolenia komunistycznego, aczkolwiek w pełni dopiero po 1989 r., korzysta ze sztandarowej marksistowskiej formuły filozoficznej, że wolność to uświadomiona konieczność. Wprawdzie nie wszyscy uświadamiają sobie do końca rzeczoną konieczność, ale p. Broda na pewno zmieni ten stan rzeczy. Tym bardziej że powołuje się na bardzo wzniosłe analogie: „Można dobrze rozumieć, że świat jest złożony, ale warto starać się, by przywrócono wagę prostych zasad i reguł, bo w nich jest rzeczywiste piękno i pokój. Tego się nauczyłem z fizyki, to przyjąłem i nie odstąpię”.

Ostatnie zapewne dotyczy restrykcji finansowych wobec ŻIH, strategii jakoś dziwnie zgodnej z polityką kulturalną p. Glińskiego, aczkolwiek niezupełnie odpowiadającej pięknu teorii naukowych. Obaj panowie, tj. Broda i Gliński, deklarują przy tym całkowite poparcie dla obiektywności – tyle że tej Prawdziwej (w sensie Mrożka), a nie zwykłej.

Czytaj także: Polska dalej śni o potędze

Reklama
Reklama