Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dolina Śląska

Dolina Krzemowa na Śląsku? Morawieckiemu się marzy

Mateusz Morawiecki z wizytą w zakładzie produkcyjnym Ferrum SA w Katowicach Mateusz Morawiecki z wizytą w zakładzie produkcyjnym Ferrum SA w Katowicach Adam Guz / Kancelaria Prezesa RM
W taki to prosty sposób premier przeskoczył prezesa. Przelicytował. Idę o zakład, że nikt dzisiaj ani jutro, ani nawet za dekadę nie jest w stanie dać Śląskowi więcej niż premier.

Śląsk jest potrzebny Polsce, a Polska jest potrzebna waszej ziemi. Waszej – czyli naszej, śląskiej. Polska jest potrzebna Europie, a Europa jest potrzebna Polsce, bo Polska jest sercem Europy, w rzeczy samej. A Unia Europejska to już w ogóle warunek sine qua non – dla nas i dla was.

To właśnie bezmiar krasy słów, które padły ze złotych ust premiera Mateusza Morawieckiego w trakcie prezentacji miejscowej drużyny do Parlamentu Europejskiego. Drużyna zwarta, gotowa, nie biała, nie czerwona, lecz biało-czerwona, narodowa. Zależności wyrażone powyżej są wprost proporcjonalne i bezdyskusyjne. I to jest jasne jak słońce. I to robi wrażenie.

Czytaj także: Województwo śląsko-małopolskie? Jestem za, a nawet przeciw

Warszawa, Kraków, Podlasie... Polska was potrzebuje!

Jeżeli takie konwencje będą gdzieś jeszcze, to podpowiadam gotowce: Warszawa jest potrzebna Polsce, a Polska Warszawie. Małopolska (z Krakowem) też jest potrzebna Polsce, ale czy Kraków z Małopolską potrzebują Polski i Warszawy... Tu już mądra, głęboka i sprawiedliwa myśl premiera wpędziła mnie w kozi róg. Znam krakusów. Gotowi na kolanach pójść do Wiednia.

Zostawmy te refleksje innym regionom. Bo idąc po śladach premiera, należy zapytać: czy Polska potrzebuje Podlasia jak Podlasie Polski? A może odwrotnie? I ostatnie pytanie: czy Polska potrzebuje Podkarpacia tak samo jak okolice Rzeszowa Polski, czy Polska woli bardziej Śląsk od wschodnich rubieży? Jedna płynąca z serca deklaracja premiera wobec Śląska, a tyle wątpliwości. Bez pół litra nie poradzimy: w Katowicach, Lublinie ani w Suwałkach. Przy okazji przepraszam inne dzielnice, że pominąłem ich potrzeby bycia z Polską.

Czytaj także: Kiedy PiS spełni swoje obietnice?

W Śląsku powstanie Dolina Krzemowa, czyli Morawiecki przelicytował

Póki co na Śląsku wszyscy jesteśmy pod wrażeniem zapowiedzianych perspektyw. Ba, czujemy podskórnie, że stać nas na więcej i więcej. Po cholerę nam jakaś Bawaria, którą niegdyś nieopatrznie obiecywał prezes Jarosław Kaczyński – oczywiście pod warunkiem że wygrałby wybory. Tutaj, na naszym Śląsku, powstanie... Dolina Krzemowa. Lub coś na jej kształt. Centrum nowych technologii. Dla Polski i dla Europy. Czyli dla nas i dla nich. W taki to prosty sposób premier przeskoczył prezesa. Przelicytował. Idę o zakład, że nikt dzisiaj ani jutro, ani nawet za dekadę nie jest w stanie dać Śląskowi więcej niż premier. Nawet Inflanty, as w rękawie pana Onufrego Zagłoby, nie są warte obietnicy Doliny Krzemowej Morawieckiego.

Wróćmy jednak do naszych baranów, czyli do Bawarii. Już wiemy, że to nie jest wystarczający cel jak na nasze możliwości. Wyobraźcie sobie, że PKB 13-mln Bawarii to jakieś 550 mld dol. Prawie tyle samo co PKB Polski. Cóż to jednak szkodzi? Chodzi o to, żeby nie stać w miejscu, tylko sięgać wyżej. „Damy radę!”, sygnalizuje biało-czerwona z euforią. My tu, na Śląsku, śmiejemy się pod wąsem. „Bez nas nie dacie” – o czym już było wyżej. My nie damy rady bez was, ale i wy bez nas – jak amen w pacierzu. Premier wyliczył, że mamy aktualnie 14-proc. wzrost produktywności, a dajmy na to takie Włochy, Niemcy i Francja jedynie 1–3 proc. To z czym do gości! Nawet ostatni gimnazjalista przeliczy to w tzw. pamięci. Wiadomo, że ich dogonimy i wreszcie prześcigniemy. Bo Polska ma dobrego gospodarza i gdyby Polska miała takiego gospodarza przez ostatnie 30 lat, to… Wiadomo, co.

Czytaj także: Przełomowe exposé ministra Czaputowicza

Będzie Dolina Krzemowa na Śląsku, o ile PiS wygra wybory

Takich Bawarii będzie niebawem w Polsce kilka, co też jest jasne jak słońce, ale Śląsk (oklaski), Śląsk musi – jak słusznie zauważył premier – mierzyć wyżej. Oczywiście, tu i ówdzie podstępne języki robią złą robotę. Przywołują złośliwie niedobre statystyki. Bo faktycznie za dawnego systemu bywały lata, że produkcja samochodów w USA rosła z roku na rok w naszych oczach o marne 3–4 proc., kiedy w tym samym czasie w Związku Radzieckim o 150 proc.! Albo nawet o więcej. I nawet bardziej. I nie było w tym żadnego szachrajstwa ani manipulacji. Zwykłe liczby.

I jeśli dzisiaj wyznaczono Śląskowi rolę Doliny Krzemowej, to musimy podjąć to wyzwanie. To nie jest już jakaś tam Bawaria, ale pełną gębą – Kalifornia! Z rocznym PKB sięgającym 3 bln dol. Gdyby wyłuskać ją z USA – to piąta gospodarka świata! Po Stanach, Chinach, Japonii i Niemczech. A przed Wielką Brytanią, Indiami, Francją, Włochami, nie mówiąc już o dalekiej Rosji... A Dolina Krzemowa to dla Kalifornii prawie wszystko: głowa, serce, krwiobieg, nogi, ręce... Gdyby nie ona, to w Kalifornii pozostałby tylko bezwstydny i zboczony Hollywood. Jest więc o co się bić, ale najpierw trzeba zagłosować.

Czytaj także: Czyli PiS teraz rządzi Śląskiem

Gender w najczystszej postaci

Na konwencji w Katowicach wyszła pewna niezręczność, ale do naprawienia. Z jednej strony prezes Jarosław Kaczyński w wiadomej sprawie woła: wara od naszych dzieci! Z drugiej premier zapowiada przeobrażenie Śląska w Dolinę Krzemową. Przecież to woda i ogień! Gender w najczystszej postaci, jak zauważył w felietonie Jacek Żakowski. Tam, za przeproszeniem, chcą nawet na drzwiach toalet znieść kółka i trójkąty. Małżeństwa jednopłciowe, sztuczne zapłodnienia lesbijek, surogacja, adoptowanie dzieci przez pary LGBT, seksualizacja w przedszkolach (sic!) czy wolny dostęp do rekreacyjnej marychy – nie mówiąc o innych obrzydliwych wynaturzeniach – to tam chleb powszedni.

A wszystko zaczęło się jeszcze w ubiegłym stuleciu! I w dodatku mówi się, że wraz z nowymi technologiami musiały pojawić się nowe obyczaje – tzw. świeżynki czy nowinki, czy jakoś tak. Czy to oznacza, że bez adopcji dzieci przez jednopłciowców nie można już wymyślić komputera kwantowego? No, jeśli tak by to miało być na Śląsku, to ja przepraszam, to już wolę Dolinę Rawy czy nawet Ślepotki. A nawet Wołgi.

Czytaj także: O potworze LGBT i innych baśniach Prezesa

Na ratunek górnictwu

Mówią złośliwie tu i tam, że sprawa Doliny Krzemowej na Śląsku nie została jeszcze przedyskutowana z prezesem, że premier szybciej mówi, niż myśli, i że absolutnie nie chodziło mu o to, co na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że chodzi. Niepotwierdzone źródła donosiły nawet, że ktoś z tylnego rzędu poddał się uczuciu niepewności, czy aby na pewno nasz premier był kiedyś prezesem dużego banku. Niewiernego Tomasza zaraz przywołano do porządku, żeby się nie garbił i od natrętnego uczucia uwolnił.

Bo o tym, że wszystko jest na dobrej drodze, że nasza produktywność jest widoczna gołym okiem (choć niekoniecznie wzrasta), świadczą podane w tych dniach wyniki Polskiej Grupy Górniczej – największej firmy węglowej w Europie. Jeszcze trzy lata temu górnictwo było w ruinie, ale trafiło w dobre ręce i proszę. Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski, „dwójka” na śląskiej liście do Parlamentu Europejskiego, może być zadowolony. PGG zarobiło w 2018 r. prawie 500 mln zł netto! Wydobyło wprawdzie ok. miliona ton węgla mniej, niż planowano – 29,7 mln ton, spadła wydajność na jednego pracownika, ale przecież nie o to w tym interesie chodzi. Tylko o ceny węgla. A on w poprzednim roku chodził po Europie prawie po 100 dol. za tonę. W br. spadł już do 75 dol. na tonie, ale przecież nie wyniki tego roku są w statystycznej i propagandowej grze. Na każdego z 40 tys. zatrudnionych w PGG wypadło niespełna 750 ton węgla. W tym czasie jeden hajer w podlubelskiej „Bogdance” wydobył ok. 1500 ton, a w czeskiej „Silesii” – ok. 1200. Ale przecież nie chodzi o tony, powtórzmy, tylko o ceny. Tony mamy z Rosji. Będzie dobrze, jeżeli obecne ceny zatrzymają się na 75 dol. Będzie gorzej, jeżeli spadną jesienią do 50 zielonych...

Czytaj także: Górnicy odwołali protest w Warszawie, ale problem pozostaje

Wylew obietnic wyborczych

Ale po co martwić się na zapas? Qui vivra, verra. Zastanawiam się, tak przy okazji, dlaczego wiceminister, który ma swój wkład w osiągnięciu tak dobrego wyniku przez PGG, wysyłany jest do Brukseli?

W tych dniach żyjemy węglowymi sukcesami i widmem Doliny Krzemowej. Z tą wizją my tu, na Śląsku, zasypiamy i budzimy się. Z tą Bawarią się nie udało, bo wtedy wybory poszły nie tak. Trzeba wyciągnąć wnioski.

W przededniu katowickiej konwencji przez miasto przeszedł Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Jedno z haseł zalecało: „Węgiel tylko na biegunkę”. Brawo! Tylko czy taka tabletka jest w stanie powstrzymać... wylew obietnic?

Czytaj także: PiS stoi tam, gdzie był w 2015 r. Wyborcy są gdzie indziej

Reklama
Reklama