Plotki o możliwej dymisji minister finansów Teresy Czerwińskiej krążą od chwili, kiedy Jarosław Kaczyński ogłosił plan zalania wyborców fontannami pieniędzy przed nadchodzącymi wyborami do Parlamentu Europejskiego (w maju) oraz do Sejmu i Senatu (jesienią). Eksperci ostrożnie wyliczają wartość tej tzw. piątki Kaczyńskiego na 40 mld zł rocznie, czyli na poziomie 10 proc. wszystkich wydatków budżetu państwa (w tym roku zaplanowano je na 416 mld zł). Jedna dziesiąta brzmi niewinnie, ale to gigantyczny odpływ gotówki i wielka dziura w budżecie państwa, w którym i tak mamy deficyt.
Czytaj też: PiS przelicytował sam siebie
Powrót do czasów ministra Bauca?
Co ciekawe, jako pierwszy o sprawie napisał prorządowy serwis wPolityce.pl. Według portalu braci Karnowskich minister nie brała udziału w uzgodnieniach „piątki Kaczyńskiego”, po jej ogłoszeniu złożyła dymisję u premiera Mateusza Morawieckiego, a ten jej nie przyjął. Rzecznik resortu finansów dementował wprawdzie te informacje, ale portal obstaje przy swoim. Być może ma to jakiś związek z faktem, że wPolityce.pl jest kojarzone ze Zbigniewem Ziobrą, który nie żyje dobrze z Morawieckim i Czerwińską. Ale walki frakcyjne w obozie władzy zostawmy na boku.
Jak było, nie wiemy i zapewne się nie dowiemy. Ale jeśli informacje o niedoszłej dymisji minister się potwierdzą, to wcale nie będzie niespodzianka. Rozpętywanie spirali nieodpowiedzialnych obietnic i sztywnych wydatków socjalnych to prosta droga do katastrofy budżetu państwa, który Czerwińska firmuje swoim nazwiskiem. Może nie chcieć przejść do historii jak minister Jarosław Bauc, za którego kadencji nieodpowiedzialna postawa posłów prawicy doprowadziła do gigantycznego rozrostu deficytu finansów publicznych.
Czytaj też: Jak PiS zmienił zdanie w sprawie 500 plus i dlaczego
Zrywamy kotwicę
Problem jest zresztą głębszy. Jak podkreśla były prezes MBP i premier Marek Belka, sfinansowanie obietnic PiS może doprowadzić do naruszenia tzw. reguły wydatkowej, która w dłuższym terminie chroni nasze państwo przed bankructwem. To zestaw przepisów, który ogranicza kolejne rządy w powiększaniu deficytu finansów publicznych i zadłużaniu.
Reguła wydatkowa może być kolejną instytucją państwa – po Trybunale Konstytucyjnym, służbie cywilnej czy mediach publicznych – która zostanie rozmontowana przez PiS w imię doraźnego, politycznego interesu. To, czego się nauczyliśmy w publicznych finansach na „dziurze Bauca”, innych deficytach czy światowym kryzysie finansowym, a potem kryzysie strefy euro, wyląduje w koszu. Do wprowadzania takiej reguły na nowo będziemy zmuszeni zgodnie z zasadą „Polak mądry po szkodzie”. Albo jak pisał Jan Kochanowski: „i przed szkodą, i po szkodzie głupi”.
Czytaj też: Budżet na 2019 r. z ogromną wkładką wyborczą
Dlaczego minister musi być silny
Obecna sytuacja ma zresztą głębsze przyczyny, związane z konstrukcją obecnego rządu i, szerzej, obozu władzy. Po pierwsze, Teresa Czerwińska ma słabą pozycję polityczną, więc nie może tupnąć nogą i zahamować apetytów wydatkowych kolegów z rządu. W Polsce w poprzednich gabinetach lepiej się sprawdzali silni ministrowie finansów, często mający tytuł wicepremierów (jak Leszek Balcerowicz, Zyta Gilowska czy Jacek Rostowski). Co więcej, premier też nie ma samodzielnej pozycji politycznej, jest zdany na łaskę i niełaskę prezesa Kaczyńskiego, więc i on się nie postawi. A zresztą może też już bardziej interesuje go sukces wyborczy niż budżet państwa.
Odpowiadając na tytułowe pytanie: w tej chwili Teresa Czerwińska z politycznych powodów raczej nie może odejść, bo wywarłoby to fatalne wrażenie i na wyborcach, i na inwestorach, którzy z niepokojem obserwują stan naszych finansów. Ale nie postawiłbym dużych pieniędzy na to, że pani minister pozostanie w rządzie na dłużej. Idą jedne wybory, drugie, rekonstrukcja rządu i przy którejś z tych okazji, już po cichu, będzie okazja do wymiany szefa resortu. Na takiego, który mniej się przejmuje finansami, a bardziej polityką.