Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Cuda z Kasprowym, czyli ojcowizna chyba przepłacona

Może zawiła księgowo-prawnicza terminologia ma służyć rozmyciu informacji, że na odkupienie PKL (i kolejki na Kasprowy) poszło z publicznych pieniędzy nie 176,6, lecz 417,3 mln zł? Może zawiła księgowo-prawnicza terminologia ma służyć rozmyciu informacji, że na odkupienie PKL (i kolejki na Kasprowy) poszło z publicznych pieniędzy nie 176,6, lecz 417,3 mln zł? Jarek Zok / Flickr CC by 2.0
W imię narodowej retoryki i wyborczych interesów PiS skarb państwa zapłacił zagranicznemu funduszowi inwestycyjnemu za kolejkę na Kasprowym Wierchu dwukrotnie więcej (prawie 200 mln zł), niż swego czasu wart był przedmiot transakcji.

Zarząd spółki Polskie Koleje Linowe SA rozesłał właśnie do mediów zdumiewająco brzmiący komunikat. Powiadamia oto, że „powziął informację [sic!], iż w dniu 19 grudnia 2018 roku [sic!] doszło do sfinalizowania transakcji zakupu 100 proc. udziałów spółki Altura S.a r.l., większościowego akcjonariusza spółki PKL, pośrednio przez Fundusz Inwestycji Infrastrukturalnych – Kapitałowy FIZAN, którego częścią portfela inwestycyjnego zarządza Polski Fundusz Rozwoju SA. W wyniku transakcji Fundusz stał się pośrednio właścicielem 99,77 proc. akcji PKL”.

Renacjonalizacja PKL jedną z obietnic PiS

W istocie chodzi m.in. o własność kolejki linowej na Kasprowy Wierch oraz kilku innych popularnych instalacji narciarskich zawiadywanych przez PKL. A przede wszystkim o renacjonalizację majątku PKL w imię narodowej retoryki obecnej władzy, wzmożonej w obliczu nadchodzących wyborów.

Oto w 2013 r. Polskie Koleje Linowe zostały sprzedane – jak wówczas ujawniono: za 251 mln zł – jednemu z dawno działających na polskim rynku globalnych funduszy inwestycyjnych Mid Europa Partners, do którego należy wspomniana Altura.

Jednak od czasu objęcia władzy wszyscy najwięksi notable PiS – począwszy od prezesa Kaczyńskiego przez prezydenta Dudę po premierów Szydło i Morawieckiego (o rozmaitych ministrach i lokalnych funkcjonariuszach nie wspominając) – obiecywali przejęcie z powrotem w ręce państwa sprywatyzowanych PKL. Przekonywali, że chodzi o odzyskanie narodowego dobra, ojcowizny i majątku wszystkich Polaków. Padła nawet sugestia, że w grę mogą wchodzić... względy strategiczne. Nie było za to mowy o konieczności utrzymania profesjonalnego zarządzania PKL oraz uniezależnienia spółki od wpływów politycznych i silnego na Podhalu lobby rodzinno-biznesowego.

Czytaj także: Zakopane – bardzo wątpliwy kurort

Co to znaczy „dobra cena”

Pół roku temu podczas zorganizowanej na szczycie Kasprowego konferencji prasowej sam szef rządu ogłosił z triumfem, że spółka PKL została odkupiona od Mid Europa Partners „za dobrą cenę”.

Tymczasem ze zdumiewająco brzmiącego (czytaj: niejasnego) komunikatu zarządu PKL dowiadujemy się, że „uzgodniona przez strony transakcji wycena Spółki wyniosła 453 mln zł (…)”, „wartość nabywanych akcji PKL uwzględniająca dług netto Spółki wynosiła 417,3 mln zł”, zaś „kwota zapłacona przez Fundusz za pośrednie nabycie 99,77 proc. akcji PKL, po odjęciu kwot wynikających z umowy nabycia akcji, w szczególności wartości długu netto spółki Altura, wyniosła 176,7 mln zł”.

Czy ma to oznaczać, że za PKL skarb państwa zapłacił jedynie 176,7 mln zł? Jeśli tak, to nastawiony na zysk fundusz inwestycyjny musiałby nagle wykazać się zdumiewającą szczodrobliwością wobec obecnej ekipy rządzącej, a tym samym pogodzić z nieuzasadnioną stratą olbrzymich pieniędzy. Nie mówiąc o tym, że tak udaną transakcją premier nie omieszkałby się zapewne pochwalić, choćby na szczycie Kasprowego – i to sypiąc konkretnymi kwotami.

Czytaj także: Jak Aleksander Bobkowski budował kolejkę na Kasprowy

Za ile odkupiono PKL?

Ciekawe też, że Polski Fundusz Rozwoju SA – było nie było strona transakcji z ramienia państwa polskiego – długo opierał się ujawnieniu jej ceny, choć przecież szło o publiczne pieniądze. Doszło do tego, że krakowski oddział „Gazety Wyborczej” (brawo dla pilotującego od dawna sprawę Bartłomieja Kurasia) zagroził skierowaniem sprawy do sądu na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej. I tak się złożyło, że komunikat PKL (podlegających teraz Polskiemu Funduszowi Rozwoju) ukazał się dzień przed upływem terminu wysłania pozwu.

A że jest niejasny, by nie rzec, niezrozumiały? Cóż, może nader zawiła księgowo-prawnicza terminologia ma służyć rozmyciu informacji, że na odkupienie PKL (i kolejki na Kasprowy) poszło z publicznych pieniędzy nie 176,6, lecz 417,3 mln zł (bo tyle ma przecież wynosić podana w komunikacie „wartość nabywanych akcji PKL”) – czyli niemal dwa razy więcej, niż swego czasu zapłacił za nie Mid Europa Partners… I składają się na nie prócz wymienionych 176,7 mln owe, nie wiedzieć czemu, niedoprecyzowane „kwoty wynikające z umowy nabycia akcji”?

Tak czy owak rzecz czeka na jednoznaczne wyjaśnienie – nawet nie tyle przez PKL, ile przez Polski Fundusz Rozwoju SA czy samego premiera. Kreowany na wybitnego ekonomistę, a i chlubiący się doświadczeniem w bankowości szef rządu nie powinien mieć kłopotów z rachunkami.

PS Krakowska „Gazeta Wyborcza” napisała wprost, że za PKL zapłacono 400 mln, nie zaś 176. Na razie żadna z ewentualnie zainteresowanych instytucji publicznych nie zażądała sprostowania. To też jakiś sygnał.

Czytaj także: Renacjonalizacja według PiS

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną