Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wojskowe rady z USA. Czy zmienią kierunek modernizacji?

Amerykański think tank radzi Polsce w sprawie wojska. Amerykański think tank radzi Polsce w sprawie wojska. 30th MED / Flickr CC BY SA
Renomowany amerykański think tank odradza Polsce część od dawna zapowiadanych zakupów zbrojeniowych. Rządowi może być trudno zignorować te sugestie, bo ich źródłem jest analiza polskiego potencjału obronnego. I sam o nie zabiegał.

O raporcie think tanku CSBA, postulującego wzmocnienie amerykańskich sił i struktur wojskowych w Polsce – z myślą o całej wschodniej flance NATO – pisałem kilka tygodni temu. Dokument opublikowany 16 marca na stronie internetowej instytutu był z wielu względów wart uwagi: CSBA cieszy się szczególnym prestiżem ze względu na unikatowe narzędzia wykorzystywane do opracowywania raportów. Organizacja jest uznawana za punkt odniesienia, jeśli chodzi o analizę operacyjną. Na zlecenie Pentagonu i poszczególnych rodzajów sił zbrojnych USA realizuje badania, które nierzadko wskazują kierunki polityki kraju.

W okresie oczekiwania na wyniki międzyrządowych rozmów i rekomendacje departamentu obrony dotyczące skali i rodzaju zwiększenia obecności wojskowej USA w Polsce każde opracowanie eksperckie dotyczące tych kwestii jest godne uwagi. A gdy za temat zabiera się CSBA, sprawa jest tym bardziej interesująca. Stała się jeszcze bardziej ciekawa, gdy okazało się, że raport miał zostać pod koniec marca publicznie zaprezentowany w Waszyngtonie w obecności wiceministra MON i dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Czytaj także: Co zostało ze strategii zmian w polskiej armii

Raport CSBA ważny dla MON

Obecność na prezentacji raportu wiceministra Tomasza Szatkowskiego świadczy o zainteresowaniu rządu opracowaniami amerykańskich think tanków. Nawet więcej: MON zależało, by takie instytucje włączyły się w dyskusję po tym, jak Warszawa zaproponowała administracji Donalda Trumpa sfinansowanie zwiększenia amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce. Warto przypomnieć, że własne rekomendacje wydały wcześniej Atlantic Council i Center for European Policy Analysis (CEPA). Przedstawiciele polskiego rządu uczestniczyli w debatach poświęconych także tym raportom. Z całą pewnością jednak raport CSBA ma znaczenie szczególne. Szatkowski współpracował już z tą instytucją – w swoim przemówieniu nie ukrywał związków z CSBA sięgających czasów, gdy sam prowadził think tank NCSS.

Eric Edelman, jeden z szefów CSBA, określił Szatkowskiego mianem osoby, która miała „kierunkowy wpływ na to przedsięwzięcie w wielu wymiarach”. Ponieważ Edelman i eksperci, autorzy raportu, po wielokroć odwoływali się do współpracy z „polskimi partnerami”, nie ma wątpliwości, że rola polskiej strony w dostarczeniu danych była ważna. Poza Szatkowskim w prezentacji raportu wzięła udział kilkuosobowa delegacja PISM, przedstawiciele ambasady RP z attaché obrony gen. dyw. Cezarym Wiśniewskim oraz trzyosobowa grupa dziennikarzy zajmujących się obronnością i wojskiem. Z zaproszenia dyrektora PISM skorzystałem i ja.

Źródłem renomy CSBA jest wyjątkowa metodologia analityczna. W przeciwieństwie do innych think tanków, które swoje opracowania opierają na metodzie seminaryjnej, dyskusjach z udziałem ekspertów, przedstawicieli administracji i biznesu, CSBA posługuje się własnym zaawansowanym narzędziem, obliczającym np. koszty zakupu platform bojowych, ich eksploatacji i ich wpływ na potencjał obronny w dłuższej perspektywie czasowej. Wyniki są weryfikowane w grach wojennych, aby umożliwić wskazanie najbardziej optymalnych wariantów pod względem kosztów i uzyskanego wpływu na potencjał obronny.

Czytaj także: Jak mógłby wyglądać Fort Trump w Polsce

Pierwszy taki raport w sprawie polskiego wojska

Polska nie ma niestety instytucji o porównywalnym potencjale; kompetencje do zbierania i analizowania danych dotyczących obronności i wojska (poza MON, BBN czy Sztabem Generalnym) są rozsiane pośród uczelni (cywilnych i wojskowych), ośrodków naukowo-badawczych czy państwowych instytucji analityczno-doradczych, takich jak PISM czy OSW. Udział polskich ekspertów w seminariach roboczych był konieczny do uzyskania przez amerykańskich analityków danych niezbędnych do obliczeń i analiz, które posłużyły do sformułowania rekomendacji.

To pierwszy taki dokument dotyczący Polski, który powstał w CSBA we współpracy z polską instytucją analityczną. Amerykańskie think tanki zajmujące się obronnością często nie przyjmują zleceń od obcych rządów, ale zagraniczny partner naukowo-badawczy to co innego. PISM wystąpił z jednej strony w roli eksperckiej, prezentując polską perspektywę na zagrożenia dla wschodniej flanki NATO, potencjału wojskowego Rosji i Białorusi, a także wyjaśniając niuanse modernizacji wojska.

Z drugiej strony był łącznikiem i pośrednikiem między Waszyngtonem a polskim rządem, któremu zależy na promowaniu w USA problematyki bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO, z Polską jako jej kluczowym krajem. Nawet w kręgach eksperckich i akademickich – nie mówiąc o politykach czy mediach zajmujących się obronnością – nasz region Europy nadal bywa terra incognita.

Inspirowanie w USA debaty przez fachowców i przy użyciu merytorycznych argumentów wspiera zabiegi polityczne na szczeblu rządowym i parlamentarnym. Raport amerykańskiego think tanku ma dla tamtejszych dziennikarzy i polityków dużo większe znaczenie niż jakikolwiek dokument nadesłany z Polski. I większą siłę oddziaływania niż opracowanie przedstawione przez firmę lobbingową (a te na zlecenie polskiego rządu również w Waszyngtonie działają) lub umówiona przez ambasadę kolacja z tym czy tamtym kongresmenem albo senatorem.

Nie pod dyktando klienta

Od razu nasuwa się pytanie: czy Polska ten raport po prostu kupiła? Zapłacić za pracę zespołu ekspertów oczywiście musiała, choć żadna ze stron nie chce o tym oficjalnie mówić. Nieoficjalnie można szacować, że trwające kilka miesięcy badania i sporządzenie raportu mogły kosztować kilkadziesiąt tysięcy dolarów. PISM figuruje na dostępnej publicznie liście wspierających CSBA poprzez „granty i umowy”, ale przy żadnej z 45 firm, instytucji czy agend rządowych, które zlecały raporty, nie ma kwoty owego wsparcia.

Same opracowania nie są w żaden sposób oznaczone, wszystkie firmuje CSBA, która deklaruje, że działa na zasadzie non-profit, więc teoretycznie nie zarabia na pracy swoich ekspertów. Jak każda szanująca się instytucja analityczna, przyjmując zlecenia, zastrzega też, że pisze na podstawie swej najlepszej wiedzy, a nie pod dyktando klienta. Zlecenie takiego opracowania na pewno nie osłabi polskiej pozycji, a argumentom Warszawy doda w Waszyngtonie siły przebicia.

Zwłaszcza że rekomendacje CSBA w niektórych obszarach znacząco odbiegają od narracji MON. Generalnie wspierają zarówno główne kierunki modernizacji polskiej armii, jak i ideę zwiększenia amerykańskiej obecności w regionie. O propozycjach wysłania do Polski na stałe dowództwa dywizji, jednostek wsparcia dla niej i dodatkowej brygady pancernej już pisałem, tak jak o rekomendacjach doposażenia naszego wojska. Równie ciekawe jak to, co CSBA zaleca, jest to, czego nie rekomenduje i co pomija, zwłaszcza jeśli chodzi o tematy, które od lat dominują w polskiej debacie na temat modernizacji.

Śmigłowce i okręty podwodne. Czyli czego nie ma w opracowaniu CSBA

Dotyczy to np. śmigłowców – wielozadaniowych, transportowych i maszyn uderzeniowych. Według Amerykanów, o ile generalnie poprawiają one mobilność lekkich jednostek, o tyle w warunkach starcia z silnym przeciwnikiem, wyposażonym w broń przeciwlotniczą nawet na najniższym taktycznym poziomie, śmigłowce nie mają większych szans. Dodatkowo śmigłowce uderzeniowe to wyjątkowo kosztowna broń; jej zakup może pochłonąć pieniądze bardziej przydatne na doposażenie artylerii czy wojsk pancernych.

To ciekawe podejście, bo sami Amerykanie są wynalazcami śmigłowca-niszczyciela czołgów i używają wiropłatów w tej roli od wielu dekad. Zakup śmigłowców bojowych – znany w Polsce jako program Kruk – to od lat niezrealizowany „priorytet” modernizacji, a dyskusje o tym, ile i jakich maszyn mamy kupić, rozgrzewają środowiska eksperckie i lobbingowe. Raport CSBA o nich nie wspomina, mimo że potencjalni dostawcy z największymi szansami to firmy z USA. Kierowane pod adresem tego rodzaju opracowań podejrzenia, że są one wyrafinowanym narzędziem promocji produkowanego w Ameryce sprzętu, tym razem nie mają podstaw.

Raport milczy również na temat okrętów podwodnych, czyli tematu, który w polskiej debacie jest równie gorący co śmigłowce. Program Orka, mocno promowany choćby przez ministra Antoniego Macierewicza, został odsunięty na dalszą przyszłość. Kto wie, czy takiej decyzji nie podpowiadali amerykańscy eksperci, którzy dość sceptycznie podchodzą do operacji na Bałtyku w ogóle, a szczególnie do koncepcji łączenia klasycznej roli okrętów podwodnych z funkcją odstraszania i odwetu realizowaną przy użyciu pocisków manewrujących odpalanych spod wody.

Miała to być polska superbroń, a tymczasem raport CSBA wcale o niej nie wspomina, mimo że w dyskusji o uzbrojeniu okrętów wymieniane były również amerykańskie pociski Tomahawk, o które Polska przynajmniej dwukrotnie pytała Pentagon – bez odpowiedzi. CSBA nie chce oficjalnie komentować swojego chłodnego podejścia do naszych ambicji podwodnych. Z nieoficjalnych rozmów wynika, że – analogicznie co w przypadku śmigłowców – kluczową sprawą jest relacja koszt–efekt. Te same lub podobne rezultaty, jeśli chodzi o siłę ognia, zasięg, precyzję rażenia – a zatem efekt odstraszający – da się bowiem osiągnąć dużo tańszymi metodami, poprzez lotnictwo czy wojska rakietowe. Zwłaszcza te ostatnie wydają się być pierwszoplanową rekomendacją dla Polski.

Czytaj także: Polska flota podwodna nie ma wartości bojowej

Amerykanie przyjeżdżają, by wygrać

Amerykanom chodzi bowiem o to, by polski potencjał był użytecznym narzędziem w kontekście całej operacji obronnej na wschodniej flance NATO, której schemat siłą rzeczy narzuciłyby USA. Dlatego nie ma się co obrażać na dość jednostronny wydźwięk raportu CSBA, który promuje obszary modernizacji dające przede wszystkim wsparcie dla sił USA i NATO w regionie. – Amerykanie przyjeżdżają, by wygrać – mówi osoba zaangażowana w opracowanie raportu i znająca różnice w podejściu polskich i amerykańskich wojskowych. Amerykanie wolą uderzać z dystansu, a żołnierzy do walki wysyłać na już „wyczyszczone” i przygotowane pole walki.

Widać to było w czasie obu wojen z Irakiem, widać to też w obecnej erze rywalizacji mocarstw. Pentagon już się nie kryguje i po prostu zamawia uzbrojenie rakietowe coraz dalszych zasięgów i coraz większej prędkości, co pozwala razić przeciwnika dalej i szybciej, bez narażania sił własnych.

Polska stworzy parasol obronny nad regionem?

W myśl tej koncepcji Polska miałaby stworzyć nad swoim i sąsiadów terytorium parasol ochronny z baterii obrony powietrznej i antyrakietowej, wsparty zdolnościami precyzyjnego rażenia na duże dystanse i powstrzymywania ataku rosyjskich wojsk pancernych, przede wszystkim zaś ułatwić działanie sojusznikom przez zadbanie o szlaki komunikacyjne. Znając polskie ograniczenia budżetowe i wielkość sił zbrojnych, Amerykanie odradzają inwestowanie we wszystkie możliwe zdolności, a radzą skupić się na tych, których efekt odstraszający jest do osiągnięcia szybciej i relatywnie najniższym kosztem.

Oczywiście chętnie sprzedadzą nam broń do tego potrzebną, ale nie obrażą się za zakupy w Europie czy produkcję w kraju – o ile tylko wszystko będzie na czas, w wystarczającej ilości i będzie współpracować z ich systemami. Na zachętę – i dla wypełnienia ziejących luk w polskim potencjale – deklarują gotowość przeniesienia do Polski na stałe lub na dłuższy czas dodatkowych wojsk i dowództw, byśmy spokojnie mogli się skupić na modernizacji. Jedno CSBA mówi bardzo wyraźnie – jeśli uzgodnione zostanie wysłanie do Polski wojsk USA, nie ma sensu znacznie powiększać naszej armii, trzeba za to inwestować w jej uzbrojenie i wyposażenie. Ważne zastrzeżenie jest takie, że bilans sił brany pod uwagę przez CSBA już uwzględnia istnienie czwartej dywizji wojsk lądowych na wschodniej ścianie Polski.

Brygada w zamian za zakup sprzętu?

Ministerstwu obrony będzie trudno te zalecenia zignorować. Raport CSBA już dotarł na Kapitol i do Pentagonu i jest tematem nieoficjalnych narad i spotkań. Bardzo prawdopodobne, że wojskowy punkt widzenia – a większość ekspertów CSBA to byli wojskowi zajmujący się planowaniem i strategią – stanowił wręcz podstawę wniosków opracowania. Można sobie wyobrazić sytuację, że w polsko-amerykańskim dialogu dokument waszyngtońskiego think tanku z jednej strony opisuje polskie cele, a z drugiej amerykańskie warunki ich realizacji. „Zgoda, damy wam dowództwo dywizji i dodatkową brygadę, ale musicie wziąć się do roboty, jeśli chodzi o zakupy sprzętu” – taki deal wyłania się z raportu.

Jeśli tak jest rzeczywiście, nie może dziwić nagłe przyspieszenie w kwestii zakupu przez Polskę samolotów piątej generacji, co znalazło się wśród rekomendowanych przez CSBA opcji wzmocnienia polskiego lotnictwa. Nie zdziwię się też, gdy z kopyta ruszy program obrony powietrznej krótkiego zasięgu Narew – i tak od dawna planowany przez MON – lub gdy jednak, mimo kosztów i trudności, będzie kontynuowany program Wisła, czyli patriotów z IBCS. Polska może też wykorzystać rekomendacje CSBA w dalszych negocjacjach o pobycie amerykańskich wojsk, oferując zakupy uzbrojenia z USA w zamian za korzystne ustalenia międzyrządowe. Raport daje obu stronom przydatne argumenty.

Czytaj także: Wielka gra o Wisłę

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną