Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ideowa bezczelność Karczewskiego

Stanisław Karczewski, marszałek Senatu RP Stanisław Karczewski, marszałek Senatu RP Michał Józefaciuk / Kancelaria Prezesa RM
Nazywanie przez Stanisława Karczewskiego swej pracy „pracą dla idei” jest czystą bezczelnością, podobnie jak żądanie od nauczycieli, by w imię idealizmu wyrzekli się żądania podwyżek płac.

Wiele wskazuje na to, że w PiS zaczęła się panika. Coraz więcej agresywnych i konfrontacyjnych wypowiedzi dygnitarzy partii rządzącej sygnalizuje, że „idą na całość”. Pole walki naznaczyła (szeroko rozumiana) opozycja – jest nim strajk nauczycieli, będący wprawdzie akcją związku zawodowego, lecz mającą i kontekst polityczny, i ogromne dla polityki znaczenie. Dzięki brutalnej kampanii zohydzania nauczycieli w oczach społeczeństwa oraz zastraszaniu strajkujących udało się zasiać wątpliwości w sercach wielu Polaków oraz osłabić morale strajkujących. Pierwsze egzaminy, jak wiemy, odbyły się. To spora porażka dla strajku, a jednocześnie zachęta dla władzy, aby trzymać się przyjętej strategii, strategii „na chama”. Czas pokaże, czy społeczeństwo uwierzy, że ZNP i popierająca strajk opozycja „biorą dzieci jako zakładników”, czy może jednak walczą o godność zawodu nauczyciela i godność Polaków w konfrontacji z autorytarnym partyjnym reżimem, którego demoralizacja z tygodnia na tydzień pokazuje coraz to nowe, jeszcze głębsze głębiny.

Czytaj także: Jak prawicowy elektorat gra na emocjach

Karczewski: Pracuję dla idei. Za 20 tys. miesięcznie

Doskonałym przykładem tego chamstwa jest zadziwiająca w swej jawnie prowokacyjnej wymowie enuncjacja marszałka senatu Stanisława Karczewskiego, który był łaskaw obwieścić, co następuje: „Znowu zostanę zhejtowany i skrytykowany, bo kiedyś już mówiłem, przy sporze z rezydentami, że powinno się pracować dla idei. Ja pracowałem dla idei, pracuję dla idei i będę pracował dla idei, a dla dzieci jeszcze tym bardziej powinniśmy pracować”. Był to, rzecz jasna, moralitet pod adresem strajkujących nauczycieli.

Karczewski jest człowiekiem inteligentnym, lekarzem (chirurgiem) i działaczem partyjnym z dużym stażem. Doskonale wiedział, jaki efekt wywołają jego słowa (czemu nie omieszkał dać wyraz na wstępie). Prowokacja była więc jawna, zaplanowana, a przez to tym bardziej wyzywająca. Cały kraj zatrząsł się z oburzenia, a wysokość pensji marszałka (blisko 20 tys. zł miesięcznie) zna już każde dziecko. Interpretacje zachowania Karczewskiego krążą wokół rażącej dysproporcji pomiędzy zarobkami polityka a zarobkami nauczyciela, która sprawia, że nazywanie przez niego swej pracy „pracą dla idei” jest czystą bezczelnością, podobnie jak żądanie od nauczycieli, by w imię idealizmu wyrzekli się żądania podwyżek płac.

Czytaj także: Czy MEN przestraszy nauczycieli?

Jako lekarz zarobiłby więcej. Być może

Nie zamierzam bronić doktora Karczewskiego, lecz nie w pełni podzielam argument odwołujący się do jego zarobków. Wypowiedź marszałka jest głupia, hucpiarska i pyszałkowata. Co więcej, zawiera w sobie szantaż moralny, którego nie sposób zaakceptować. Ba, trzeba go zdezawuować, co również uczynię. Chciałbym jednak także dorzucić coś od siebie do licznych komentarzy, jakie ukazują się w niemal wszystkich mediach. Otóż trzeba wiedzieć, że lekarze z establishmentu (Karczewski był niegdyś dyrektorem szpitala) bardzo lubią i mają wręcz w zwyczaju podkreślać, że jeśli idą do polityki, to nie dla pieniędzy, gdyż w medycynie zawsze zarobiliby więcej niż na stanowiskach, którymi obdarzyliby ich łaskawie szefowie partii z pomocą wyborców (lub bez). I to jest prawda. Porzucanie profesji chirurga generalnie się nie opłaca, jakkolwiek praca ta jest tak niebywale ciężka, że siły tego lekarza zwykle wyczerpują się dość wcześnie. Jeśli chce się dobrze zarabiać, to będąc chirurgiem, trzeba sobie na starsze lata przygotować jakieś dobre stanowisko. Doktor Karczewski może i mógł zarabiać lepiej jako lekarz, lecz niewiele lepiej. Bo też 20 tys. to nie w kij dmuchał. Więcej zarabiają tylko najlepiej ustawieni lekarze i wcale nie ma pewności, czy panu Karczewskiemu udałoby się znaleźć w ich gronie.

Ideowość jest moralnie obojętna. Wszystko zależy od idei

Nie można wykluczyć, że Karczewski poszedł do polityki (najpierw do Akcji Wyborczej Solidarność, potem do PiS) dla idei. Sam w sobie taki wybór nie jest ani niczym dobrym i zasługującym na pochwałę, ani niczym złym. Zależy to po prostu od tego, jakie są to idee. Gdyby pan Karczewski porzucił lepsze zarobki dla gorszych, aby krzewić ideały zapisane w polskiej konstytucji, to znaczy równość, wolność, praworządność, niezawisłość sądów, niedyskryminowanie mniejszości, a także solidarność społeczną, to byłoby to piękne i godne uznania. I to niezależnie od tego, jaka jest pensja marszałka senatu! Gdyby jednak ten sam pan Karczewski miał porzucać zawód chirurga dla krzewienia nacjonalizmu, klerykalizmu i autorytarnej władzy czynników partyjno-kościelnych, to za taką ideowość należałoby mu się wyłącznie potępienie. Bo sama ideowość jako taka jest moralnie obojętna – staje się chwalebna lub haniebna zależnie od idei, którym służy.

Ideowość krystalicznie faszystowska?

Pan Karczewski jako polityk PiS z pewnością nie może chwalić się swą ideowością, bo w przypadku jego partii odrażająca jest nie tylko praktyka, lecz również ideologia. Ostatnio doskonale „ulało się” w tej kwestii koledze Karczewskiego – senatorowi Biereckiemu, o czym aż huczy w mediach. Skoro Jarosław Kaczyński nie odciął się jednoznacznie i stanowczo od krystalicznie faszystowskiej wypowiedzi swego bankiera, to znaczy, że ją akceptuje. Marszałkowi Karczewskiemu, który jakoś też dziwnym trafem w swej wielkiej ideowości powstrzymuje się od potępienia słów jednego ze swych partyjnych kolegów-senatorów, też wypada dziś pogratulować.

Daniel Passent: Bierecki do Luksemburga!

Nauczycielom należy się sprawiedliwa zapłata. Po prostu

Mówienie nauczycielom, że jako osoby ideowe powinni zadowolić się niską pensją, jest odrażające. Nie dlatego, że sam Karczewski zarabia dużo, bo wysokość uczciwej zapłaty dla nauczyciela nie zależy w żadnej mierze od zarobków osoby, która wysnuwa taką czy inną tezę na ten temat, ani też od wysokości słusznej zapłaty dla marszałka senatu. Zarobki Karczewskiego, wbrew temu, co pisze wielu komentatorów, nie mają tu nic do rzeczy. Chodzi po prostu o to, co jest słusznym bądź niesłusznym wynagrodzeniem dla ideowego nauczyciela. Przy czym ideowość – jako trudno mierzalna i niestanowiąca żadnego rodzaju publicznego obowiązku – nie ma wielkiego znaczenia dla szacowania sprawiedliwej zapłaty. Tym bardziej że ideowość – wraz z wynikającą z niej wewnętrzną zgodą na dość skromne wynagrodzenia – można uznać za pożądany komponent wielu zawodów, wliczając w to polityków i urzędników państwowych. Można zgodzić się z marszałkiem, że nauczyciele powinni mieć w sobie pewną powściągliwość w żądaniach płacowych. Bezczelność Karczewskiego polega natomiast na tym, że cynicznie i kłamliwie „sugeruje”, iż obecne wynagrodzenia nauczycieli – ideowych nauczycieli – są wystarczające. Nawet gdyby podwyższyć je nie o tysiąc, lecz o dwa tysiące, to nadal byłyby za niskie. Pan Karczewski doskonale to wie i właśnie to, a nie jego wysoka pensja, sprawia, że inkryminowana wypowiedź jest skandaliczna.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną