Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jak wzmacniamy wschodnią granicę? Historia wojen niczego nas nie nauczyła

Gdyby rosyjskie natarcie nastąpiło nagle, to żołnierze nie zdążyliby nawet spodni założyć. Gdyby rosyjskie natarcie nastąpiło nagle, to żołnierze nie zdążyliby nawet spodni założyć. US Army / Samuel Brooks / Flickr CC by SA
Mając tak wspaniałą obronę na wschód od Wisły, możemy spać spokojnie. Pod warunkiem że mieszkamy w Legnicy. Albo w Zgorzelcu.

Padł ostry zarzut w niedawnej dyskusji między gen. broni dr. Mirosławem Różańskim, do niedawna dowódcą generalnym, a byłym ministrem obrony narodowej mgr. Antonim Macierewiczem. Otóż zdaniem Macierewicza generał sprzeciwiał się wzmacnianiu obrony naszej wschodniej granicy, więc najwyraźniej sprzyjał Rosjanom.

Sprawa jest istotnie poważna. Zanim jednak rzucimy ciężkie oskarżenia, przyjrzyjmy się jej bliżej.

Załóżmy, że Rosjanie faktycznie napadną na Polskę. Nie dziś, bo wbrew pozorom nie mają jeszcze takich możliwości. Chwilowo ugrupowanie wojsk w Obwodzie Kaliningradzkim ma charakter obronny: dwie brygady zmechanizowane, pułk czołgów i pułk zmechanizowany, brygada artylerii, brygada rakietowa i silna obrona przeciwlotnicza. Łącznie nieco więcej niż jedna nasza dywizja, których mamy trzy. Różnica polega na tym, że Rosjanie dysponują w miarę nowoczesnym sprzętem, utrzymanym w pełnej sprawności, a sprzęt naszych wojsk lądowych to w znacznej mierze muzealna kolekcja.

Czytaj także: Najlepsza broń Rosji – agentki

Rosja rozbudowuje swoje siły

Siły Obwodu Kaliningradzkiego są rozbudowywane niezauważalnie i powoli, bez rozgłosu. W czerwcu 2018 r. w składzie 11. Korpusu Armijnego z Kaliningradu sformowano samodzielny batalion czołgów. W styczniu 2019 r. rozbudowano go do 11. Pułku Czołgów (trzy bataliony). W rok liczba czołgów wzrosła z 40 do 120. Modernizuje się też lotnictwo, wojska rakietowe i przeciwlotnicze.

W NATO panuje przekonanie, że atak z zaskoczenia nie jest dziś możliwy. Musi go poprzedzić przerzut znacznych sił nad granicę, co w dobie satelitów i rozpoznania radioelektronicznego jest nie do ukrycia. Ale co jeśli mamy do czynienia z pełzającym, rozłożonym na lata wzmacnianiem sił? Kiedy należałoby odtrąbić alarm, wyrzucić wojska ze stałych garnizonów, oddelegować je do kopania dołów, położenia min, założenia zasieków? Kto podejmie decyzję, że pora przekopać pola pszenicy, ziemniaków i rzepaku, zbudować na nich schrony, ziemianki, stanowiska ogniowe, organizować blokady drogowe, zakładać ładunki wybuchowe pod mosty?

Idę o zakład: nikt nigdy takiej decyzji nie podejmie.

Musimy więc liczyć się z tym, że pewnego ranka przez granicę ruszy zgrupowanie pancerno-zmechanizowane – z zaskoczenia. Tak jak niespodziewanie na Krymie pojawiły się hordy „zielonych ludzików”. Nikt nie wiedział, jak na to zareagować.

Jak się bronić na granicy? Od środka

NATO obawiało się takiego ataku w czasie zimnej wojny. Związek Radziecki utrzymywał w NRD i zachodniej Czechosłowacji tak niewyobrażalnie wielkie siły, że niepotrzebny był już żaden nagły przerzut wojsk. Armia mogła ruszyć do natarcia niemal bez przygotowania.

Jak się na to przygotował RFN? Niektóre dywizje znajdowały się dość blisko granicy, w tym 3. Dywizja Pancerna w Hamburgu (ok. 50 km od granicy) czy 4. Dywizja Zmechanizowana w Ratyzbonie (tyle samo). 50 km to minimalny dystans. Większość niemieckich wojsk była jednak dalej, dużo dalej, m.in. 1. Dywizja Pancerna w Oldenburgu (ok. 200 km), 7. Dywizja Zmechanizowana w Unna (podobnie), 12. Dywizja Pancerna w Tauberbischofsheim (ok. 230 km). 5. Dywizja Pancerna z Koblencji miała do granicy blisko 400 km, 1. Dywizja Piechoty Górskiej z Garmisch-Partenkirchen – ok. 270.

Amerykanie stacjonujący w RFN też nie pchali się nad granicę. 1. Dywizja Pancerna z Ansbach miała do czeskiej granicy ok. 100 km, a 1. Dywizja Zmechanizowana z Göppingen – aż 300. 3. Dywizja Zmechanizowana z Würzburga – 180 km, 3. Dywizja Pancerna – niemal 300. Długo można by wyliczać.

Czy RFN nie dbał o swoją obronę? Dbał, dlatego nie pchał wojsk pod gąsienice radzieckich czołgów. Podstawą obrony jest tzw. pas przesłaniania, zaminowany i pełen przeszkód. Operują w nim niewielkie mobilne pododdziały. Nie mają zadania utrzymania terenu, mają ugryźć i odskoczyć, osłabić i spowolnić. Dopiero po wstępnym wykrwawieniu wroga na jego skrzydła i tyły spada miażdżące kontruderzenie. Trzeba mieć silny odwód – i NATO go miało. W postaci tych wszystkich dywizji, które stacjonowały 200–300 km od granicy i dalej.

Polska wzmacnia wschodnią granicę

W zamyśle gen. Różańskiego takim odwodem miała być 11. Dywizja Kawalerii Pancernej z Żagania. Najlepsza w Wojsku Polskim, sformowana na niemieckich leopardach, uznawanych za jedne z najdoskonalszych czołgów na świecie. Leopardy nie miały walić głową w mur i zwierać się w bezsensownym boju na wyniszczenie. Miały rozjechać cysterny z paliwem, rozstrzelać ciężarówki z amunicją i zdemolować rosyjskie sztaby za plecami formacji. Cała rosyjska pięść pancerna byłaby wówczas bezużyteczna.

Ale taki scenariusz nie odpowiadał ówczesnemu kierownictwu MON. Z jakiegoś powodu chciało ono wysłać wojsko na samą granicę – chyba po to, by poległo w chwale.

Najpierw zabrano z „jedenastej pancernej” połowę leopardów i przekazano je do 1. Warszawskiej Brygady Pancernej w Wesołej pod Warszawą. Szkopuł w tym, że „pierwsza warszawska” jest pancerną z nazwy. Ma tylko jeden batalion pancerny. A leopardów 2A5 przekazano jej w liczbie wystarczającej dla dwóch batalionów. Sprzęt dla drugiego batalionu wstawiono do garaży. Załóg dla nich nie ma – mają przyjść z rezerwy. Skąd tę rezerwę wziąć? I jaki to ma sens w przypadku ataku z zaskoczenia?

Jest więc tak: dramatycznie osłabiono nasz odwód pancerny, nie zyskując wiele na wschód od Wisły, gdzie jedna czwarta naszych najlepszych czołgów stoi bezużytecznie w garażach. Ale prawdziwy cyrk dopiero przed nami.

Dywizja na granicy skazana na zagładę

Popatrzmy bowiem, gdzie nasi mądrale wysunęli jednostki 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej – jednej z trzech w Wojsku Polskim, a to niemało.

Bardzo dobra, świetnie wyszkolona 9. Brygada Kawalerii Pancernej w Braniewie – 10 km od granicy. 15. Brygada Zmechanizowana w Giżycku – 40. 20. Brygada Zmechanizowana w Bartoszycach – 17. 11. Pułk Artylerii w Węgorzewie – ok. 15. A 15. Pułk Przeciwlotniczy w Gołdapi... 2 km! Jego koszary i garaże można by ostrzelać nawet z moździerzy.

Gdyby rosyjskie natarcie nastąpiło nagle, żołnierze nie zdążyliby nawet spodni założyć. Powiedzmy, że wskoczą do czołgów w gaciach czy piżamach. Ale czy zdążą je wyprowadzić poza garnizon? Ile czasu zajmuje wyjazd kilkuset pojazdów, w tym pancernych, z terenu jednostki na otwartą przestrzeń? I jeszcze jedna ważna rzecz – wszystkie niesprawne pojazdy trzeba zostawić nieprzyjacielowi albo wysadzić w powietrze. Bo po co wlec je ze sobą na holach do walki?

Spisując 16. Dywizję Zmechanizowaną na straty, za jej plecami tworzymy nową, 18. Dywizję Zmechanizowaną. A dokładnie tylko jedną brygadę, bo dwie już są: to 1. Brygada Pancerna z Wesołej, przekazana z podporządkowania 16. DZ w podporządkowanie 18. DZ, oraz dotąd samodzielna 21. Brygada Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa. Dla nowo tworzonej brygady wyciągamy sprzęt z magazynów mobilizacyjnych.

Problem w tym, że ten sprzęt do niczego się nie nadaje. Każdy dowódca, oddając nadwyżkę do składu mobilizacyjnego, wyciąga z wszelkie użyteczne części, by naprawić wyposażenie, które pozostaje w linii. Każdy element wyposażenia musi być kompletny. Sztuka jest sztuka – mówi stara wojskowa prawda. Dlatego z reguły coś, co się odstawia do magazynu, jest kompletnie bezużyteczne.

I jeszcze jedno. Kto wpadł na pomysł, by nowo produkowane rosomaki skierować nie do 21. Brygady Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa, gdzie zbudowano już dla nich garaże i wyposażono warsztaty remontowe, ale do 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej pod samą rosyjską granicą, gdzie nie będzie z nich żadnego pożytku? Co pomysł, to lepszy.

Tak właśnie wygląda nasza wschodnia flanka. Najpierw wróg bez większego problemu rozjedzie garnizony 16. Dywizji Zmechanizowanej bezsensownie ulokowane na granicy. Później trafi na 1. Warszawską Brygadę Pancerną z połową jej czołgów bez załóg. I na nowo utworzoną brygadę – na popsutych czołgach i transporterach opancerzonych, które albo jeżdżą, albo strzelają, ale raczej nie są zdolne do jednego i drugiego jednocześnie. I w końcu zderzy się z 21. Brygadą Strzelców Podhalańskich, która zamiast nowych rosomaków (zostały zniszczone lub zdobyte w Giżycku) ma 40-letnie BPW i T-72.

Mając tak wspaniałą obronę na wschód od Wisły, możemy spać spokojnie. Pod warunkiem że mieszkamy w Legnicy. Albo w Zgorzelcu.

Czytaj także: Dlaczego Rosjanie mają w głowie wojnę

Czy historia wojen niczego nas nie nauczyła?

Nie dziwię się, że gen. Różański przeciwstawiał się tej głupocie. Czy historia wojen niczego nas nie nauczyła? Czy ktoś pamięta, jak w pierwszych godzinach niemieckiego ataku na ZSRR 22 czerwca 1941 r. zmasakrowano niezwykle silną radziecką 10. Armię, wepchniętą w tzw. Występ Białostocki? Albo jak izraelskie wojska rozniosły egipską armię skoncentrowaną na Półwyspie Synaj w tzw. wojnie sześciodniowej z czerwcu 1967 r.?

Kolejne rządy nie robiły nic, by wycofać 16. Pomorską Dywizję Zmechanizowaną ze śmiertelnej pułapki na północnych Mazurach. Obecny rząd też o tym nie myśli. Można więc odważnie zapytać: kto tu sprzyja Rosjanom? Kto odpowiada za pozostawienie kilku brygad tam, gdzie zostaną rozjechane w pierwszych godzinach wojny?

Kto za to wszystko odpowiada? I kto powinien trafić do pewnego ośrodka z darmowym zakwaterowaniem, wyżywieniem i opierunkiem? Proponuję ośrodek medytacji w Barczewie, 50 km od granicy Obwodu Kaliningradzkiego. To i tak dalej niż te nieszczęsne garnizony.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną