Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czy Sekielscy obalą PiS?

Zgromadzenie Narodowe z okazji 550-lecia Parlamentaryzmu RP i 100. rocznicy odzyskania niepodległości. Msza święta w Archikatedrze św. Jana Zgromadzenie Narodowe z okazji 550-lecia Parlamentaryzmu RP i 100. rocznicy odzyskania niepodległości. Msza święta w Archikatedrze św. Jana Adam Chełstowski / Forum
Czy film może zaszkodzić PiS? Może. Reakcje władz są tyleż paniczne, co odrażające. Pokazuje to dowodnie, jak bardzo PiS boi się strat wyborczych.

Wpływ filmu braci Sekielskich „Tylko niemów nikomu” na bieżącą politykę jest bezsporny. Jego emisja dwa tygodnie przed wyborami też była świadoma. Przecież nie mogło być inaczej – każdy wie, kiedy są wybory. Nie ma zresztą niczego złego w rachubach, że sprawiedliwe uderzenie w Kościół, którego partią jest wszak Prawo i Sprawiedliwość, pomoże opozycji.

W szlachetnym celu politycznym wolno wykorzystać wszelkie uczciwe środki. Pokazanie prawdy o pedofilii wśród polskiego kleru takim uczciwym środkiem jest. Można by podnieść argument, że wywoływanie tematu tuż przed wyborami instrumentalizuje ofiary pedofilii. Może i tak, lecz w dobrej wierze i w dobrej sprawie. To nic złego, gdy stajemy się instrumentem czyjegoś działania w dobrej sprawie. Byleby nie odmawiano nam przy tym szacunku i empatii. A przecież film Sekielskich nie powstał dla pieniędzy ani kariery, lecz właśnie z powodu empatii dla ofiar i słusznego oburzenia na ukrywający księży pedofilów instytucjonalny Kościół. Efekt polityczny jest tu sprawą uboczną. Po prostu tak się akurat złożyło, że można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zadać cios przestępcom oraz partii, która krzywdzi Polskę.

Paniczne reakcje PiS na film Sekielskich

Czy film może zaszkodzić PiS? Może. Reakcje władz są tyleż paniczne, co odrażające. Pokazuje to dowodnie, jak bardzo PiS boi się strat wyborczych, a jednocześnie jak słaba jest jego kondycja moralna i intelektualna. Wulgarny populizm wyrażający się w zapowiedzi karania za pedofilię surowiej niż za morderstwo (do 30 lat więzienia dla pedofilów), a jednocześnie obłudne odwracanie uwagi od księży i rzucanie pomówień na edukatorów seksualnych i inne grupy mające rzekomo stwarzać w sposób porównywalny do kleru niebezpieczeństwo dla dzieci, może tylko obrzydzić PiS tej części opinii publicznej, która waha się, komu udzielić poparcia.

Dla każdego myślącego człowieka wypowiedzi dygnitarzy PiS, na czele z premierem Morawieckim, wylewającym pomyje na opozycję i niezdolnym jednym słowem odnieść się do meritum, są po prostu żenujące. Bardziej otrzaskana klientela PiS musi być zachowaniem władzy zbrzydzona.

„Tylko nie mówi nikomu” przemawia silniej niż słowo pisane

PiS w swej retoryce otwarcie wspiera Kościół, który jest jego faktycznym mocodawcą; dzieje się tak również obecnie, w czasie kryzysu pedofilskiego. Chciałby, aby ludzie uwierzyli, że to nie Kościół jest zły, lecz pojedynczy księża, zresztą może nie tak znowu liczni, a walka z pedofilią będzie energiczna – zarówno po stronie kościelnej, jak i państwowej. To kłamstwa. Pytanie brzmi, jak wielu jest jeszcze ludzi w Polsce, którzy nadal dają się nabrać na kościelno-pisowskie manipulacje i kłamstwa? Zapewne wciąż wielu jest takich, na których działają sto pięćdziesiąte przeprosiny i zapewnienia o „zerze tolerancji”. I wielu takich, którzy gotowi są dawać wiarę, że Kościół naprawdę pragnie rozliczyć się z pedofilii i skończyć z jej ukrywaniem. Dlatego tak ważne jest, aby do jak najszerszych kręgów opinii publicznej dotarła podstawowa wiedza o strategii obronnej Kościoła, a przede wszystkim o skali demoralizacji kleru. Wszystko bowiem rozbija się właśnie o kwestię faktów. Większości ludzi są one nieznane i na tej ignorancji Kościół wciąż żeruje.

Film Sekielskich jest wspaniały i wybitny, lecz jednocześnie frustrujący. Gdzie były te miliony Polaków z przejęciem oglądających dziś dokument „Tylko nie mów nikomu”, gdy prasa od ponad 20 lat opisywała dziesiątki przypadków księży pedofilów, nad którymi Kościół rozpościerał parasol ochronny, lekceważąc i poniżając ich ofiary? Przecież ten film nie mówi nic nowego.

A jednak obraz przemawia z inną siłą niż słowo pisane. Cóż, lepiej, że przebudzenie nastąpiło późno, niż miałoby go nie być wcale. Zresztą sprawa Jankowskiego i film „Kler” też zrobiły swoje, przygotowały grunt. Oczy społeczeństwa otwierają się powoli, lecz gdy w pewnym momencie dociera do nich światło, następuje przebudzenie.

Tak będzie teraz – od tego, co się wydarzyło po Jankowskim, po „Klerze” i po filmie Sekielskich, nie ma już powrotu do moralnej drzemki. Kiedyś, w latach 90., udało się zażegnać podobny kryzys, gdy okazało się, jak masowa była współpraca księży ze służbą bezpieczeństwa za czasów PRL. Powołano jakąś fikcyjną (kościelną!) komisję, która nie napisała żadnego raportu i sprawa ucichła. Tym razem będzie inaczej, bo krzywdzenie dzieci bulwersuje bardziej niż współpraca z tajną policją. Swoją drogą okazuje się, że księża pedofile z filmu Sekielskich akurat byli TW – ten wątek również powinien dać do myślenia opinii publicznej, jakkolwiek grzechy za czasów PRL mało kogo już dzisiaj obchodzą.

Tomasz Sekielski dla „Polityki”: Przed premierą dygotałem z nerwów

Strategia Kościoła: pedofilia jako problem marginalny

Strategia obronna Kościoła, której z całą gorliwością służy również PiS, opiera się na kilku elementach. Pierwszym jest kłamstwo pedofilskie. Polega ono na szerzeniu fałszywych twierdzeń, jakoby pedofilia występowała wśród księży katolickich nie częściej niż w innych grupach zawodowych czy też całej męskiej populacji. Na różne sposoby umniejsza się jej skalę i relatywizuje, np. podając niewielką liczbę księży skazanych za pedofilię lub niewielką liczbę spraw toczących się przed organami śledczymi Kościoła w Polsce na dowód, że zjawisko ma ograniczony zasięg.

Strategia ta jest dość skuteczna, gdyż ogół społeczeństwa nie wie, jak straszne są statystyki w krajach takich jak Irlandia czy Australia, gdzie przeprowadzono sumienne badania. Pojawiające się tam liczby – od 4 do nawet 7 proc. księży skazanych za czyny pedofilskie – są zawrotne w zestawieniu z częstotliwością tych przestępstw w ogólnej populacji. Oczywiście może być tak, że w Polsce księży pedofilów jest mniej, np. tylu, ilu statystycznie mogłoby ich być, gdyby rację miał papież, twierdzący, że 2 proc. księży to pedofile. Oznaczałoby to, że po Polsce jest ich ok. 400. Ta liczba robi ogromne wrażenie, lecz ilu Polaków ma serce i głowę do obliczeń arytmetycznych? Ilu rozumie, co to znaczy statystyka albo prawdopodobieństwo? Właśnie ta niechęć do liczenia chroni Kościół przed uświadomieniem sobie przez społeczeństwo przypuszczalnej skali pedofilii księży w Polsce.

Czytaj także: Episkopat do dymisji. Czy w Polsce to w ogóle możliwe?

Kościół pomija polskich prokuratorów i polskie instytucje

Drugim, haniebnym zresztą, elementem strategii Kościoła jest coś, co można nazwać systemowym wspólnictwem. Kościół od lat zapewnia, że będzie gorliwie ścigał i piętnował pedofilię kleru. Nie czyni tego na swoim terenie, lecz przede wszystkim wciąż odżegnuje się od wykonywania prawnego obowiązku (spoczywającego na każdym obywatelu), aby informować policję lub prokuraturę o przestępstwach, w odniesieniu do których posiada się jakąś wiedzę.

Księża i biskupi, którzy – zgodnie z wciąż obowiązującymi instrukcjami kurii rzymskiej – nie powiadamiają o przypadkach pedofilii polskich prokuratorów, lecz Watykan. Popełniają przestępstwo i mogą być uważani za wspólników przestępstwa. Moim zdaniem czynią coś jeszcze gorszego – dopuszczają się systematycznej zdrady państwa polskiego, które ignorują i lekceważą jako obce terytorium, na którym ich własne państwo, Stolica Apostolska, prowadzi działalność ewangelizacyjną.

Dla biskupa władze państwowe, które należy informować i którym trzeba być posłusznym, to kuria rzymska. To Stolicy Apostolskiej należy się lojalność, nie zaś państwu polskiemu, które jest czymś poślednim i nieistotnym. Polska nie powinna wtrącać się do spraw księży, bo Kościół jest eksterytorialny i to papieżowi, a nie Polsce, biskupi przysięgali posłuszeństwo. Niestety, tak właśnie myśli i tak zachowuje się Kościół. Za wspólnictwem, wyrażającym się w systemowym ukrywaniu pedofilii i nieinformowaniu władz świeckich, stoi pogarda dla państwa polskiego. Boli mnie, że fakt przedkładania przez biskupów lojalności względem Stolicy Apostolskiej nad lojalność w stosunku do Rzeczpospolitej Polskiej w ogóle nie dociera do świadomości społecznej, a nawet do dziennikarzy i prasy. A przecież sprawa jest oczywista – skoro biskup pisze o księżach pedofilach do organów ścigania w Watykanie, a nie w Warszawie, to znaczy, że Watykan uważa za swą prawdziwą stolicę.

Adam Szostkiewicz: Niewiarygodne oświadczenie abp. Głódzia

Kościół nie może pozostać bezkarny

No i wreszcie trzeci składnik strategii Kościoła, bodajże najważniejszy – wypieranie się odpowiedzialności materialnej. Kościół jak dotąd musiał wypłacić tylko jedno odszkodowanie ofierze księdza pedofila. Miejmy nadzieję, że to się zmieni – że pojawią się kolejne i kolejne pozwy i wygrane procesy, w następstwie których, podobnie jak w innych krajach, Kościół będzie musiał przeznaczyć na odszkodowania znaczną część swoich zasobów, tak jak ma to miejsce np. w USA.

Jednakże pośród niekończących się ubolewań i przeprosin polski Kościół na żądanie zadośćuczynienia materialnego rozkłada ręce i z obłudną miną twierdzi, że przestępstwa księży są ich osobistymi przewinami, za które powinni odpowiadać prywatnym majątkiem, a prawo polskie nie przewiduje odpowiedzialności całej instytucji. Trudno o coś bardziej przewrotnego i bezczelnego. Każdy wie i rozumie, że księża pedofile mogli krzywdzić dzieci właśnie dlatego, że umożliwiały im to pozycja i autorytet księdza i że to Kościół ich osłaniał, nie denuncjując ich władzom świeckim. Odpowiedzialność instytucji jest tu bezsporna.

Zaś co do przepisów prawa, to niezależnie od tego, jak polskie prawo ujmuje kwestię odpowiedzialności instytucjonalnej, nie ma żadnych prawnych przeszkód, aby Kościół dobrowolnie wypłacał odszkodowania ofiarom. Jest to jego moralnym obowiązkiem i dopóty, dopóki tego nie czyni, nie ma prawa twierdzić, że poczuwa się do winy i żałuje. Słowa nic nie znaczą, jeśli nie idą za nimi czyny. A czyny, których oczekują uczciwi ludzie, a zwłaszcza ofiary, są dwa – pełne poinformowanie władz państwowych oraz dobrowolne, sumienne i rzetelne zadośćuczynienie dla ofiar.

Jeśli nie będziemy głośno i uparcie mówić o kłamstwie pedofilskim, o wspólnictwie i uchylaniu się od odpowiedzialności materialnej, Kościół poniesie wprawdzie straty wizerunkowe i polityczne, lecz ostatecznie wyjdzie z kryzysu względnie bezkarnie. Postarajmy się do tego nie dopuścić.

Jan Hartman: Podpisz projekt ustawy o świeckim państwie!

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną