Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Lustracja majątkowa, czyli syndrom konduktorki

Konwencja PiS w Gdańsku. Na zdjęciu m.in. Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki Konwencja PiS w Gdańsku. Na zdjęciu m.in. Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki Michał Ryniak / Agencja Gazeta
Zapowiedziana przez PiS lustracja majątkowa zapewne nie doprowadzi do ujawnienia majątku premiera Morawieckiego. Wpuści za to w spiralę lustrowania kolejne kręgi krewnych i znajomych.

Kto da więcej? Trwa polityczna licytacja, kto chce szerszej lustracji majątków ludzi władzy. Uruchomił ja tekst w „Gazecie Wyborczej” ujawniający, że premier Mateusz Morawiecki nie wpisał w oświadczeniu majątkowym działek wartych – wedle różnych szacunków – od 35 do 60 mln zł, bo podarował je żonie, z którą przeprowadził rozdzielność majątkową.

Władza płaci za interesy Morawieckiego

Najpierw Grzegorz Schetyna ogłosił projekt PO „Czyste ręce”, który przewiduje, że lustracji majątkowej mają być poddani małżonkowie: prezydenta, premiera, marszałków i wicemarszałków Sejmu i Senatu, wicepremierów i ministrów. Przelicytował go Jarosław Kaczyński. Zapowiedział projekt ustawy o ujawnianiu majątków nie tylko małżonków, ale też dzieci i bliskiej rodziny posłów, członków rządu, wojewodów, wicewojewodów, marszałków, wicemarszałków. I powołanie specjalnej komisji do sprawdzania tych oświadczeń i źródeł dochodów (CBA widać nie wystarczy).

Tak więc za interes życia państwa Morawieckich zapłacą inni funkcjonariusze władzy. Podobnie było rok temu, gdy na jaw wyszły wysokie nagrody przyznane ministrom przez premier Beatę Szydło. Zapłacili za to posłowie i samorządowcy, którym PiS obniżył uposażenie.

Daniel Passent: Jedna działka – wiele pytań

Lustracja majątkowa dla przyszłej władzy

Opinii publicznej podoba się pomysł szerokiej lustracji majątkowej władzy. W badaniu Kantar dla „Faktów” TVN i TVN24 opowiedziało się za nią 73 proc. badanych, a przeciw – 22 proc. I trudno się dziwić, ludzie zawsze chcą znać stan majątkowy rządzących. Zresztą wcześniej podobały im się też przepisy o ujawnianiu w internecie majątków sędziów i prokuratorów. A gdyby ktoś zaproponował objęcie nią nauczycieli czy np. lekarzy – też byliby za. Dwa lata temu ustawę obejmującą strażaków, lekarzy-orzeczników ZUS i urzędników służby cywilnej promował koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński, ale PiS się z niej wycofał.

Zapewne przed jesiennymi wyborami PiS rzeczywiście uchwali szeroką lustrację majątkową. Obowiązywać będzie nową władzę. Może będzie to PiS, może inne ugrupowania. Raczej nie obejmie Mateusza Morawieckiego, który nie będzie już premierem, a nie startuje w wyborach. Ci politycy, którzy będą wiedzieli, że mogą liczyć na lustrowane urzędy, a wolą coś ukryć, zdążą przepisać majątki na dalszą, nieobjętą lustracją rodzinę – albo na „słupy”. I tyle będzie z tego.

Czytaj także: Ile prezes PiS zarabia na partii?

Zmiana prawa nie rozwiąże każdego problemu

Sprawa majątku Morawieckich to kolejny przejaw „syndromu konduktorki”, czyli metody załatwiania każdego nagłego problemu zmianą prawa. Nazwa „syndrom konduktorki” wzięła się z anegdoty opowiadanej przez prof. Ewę Łętowską. Za PRL premier Piotr Jaroszewicz, wzburzony tragiczną śmiercią konduktorki, którą łobuzy wyrzuciły z pędzącego pociągu, wydał polecenie, by do Kodeksu karnego wpisać zakaz wyrzucania ludzi z jadącego pociągu. Uznał, że dotychczasowe prawo nie wystarcza, skoro konduktorkę wyrzucono. „Syndromem konduktorki” było też zaostrzenie kilka dni temu przepisów dotyczących pedofilii.

Wystarczy zapytać o rozdzielność majątkową

To, że premier Morawiecki ukrywa majątek, przepisując go na żonę, jest – jak to się mówi – słabe. Ale właśnie zostało to publicznie ujawnione – przez „Gazetę Wyborczą”, czyli przez wolne media pełniące funkcję kontrolną wobec władzy. Premier musi się wstydzić i tłumaczyć. Jego partia ma kłopot. I to właśnie – kontrola społeczna za pomocą mediów i organizacji strażniczych – jest wystarczającym w demokracji mechanizmem kontrolowania majątków ludzi władzy.

Zamiast bawić się w obejmowanie lustracją majątkową coraz szerszych kręgów krewnych i znajomych ludzi władzy, lepiej zobowiązać ich do ujawnienia, czy mają z małżonkiem rozdzielność majątkową. Jeśli mają – da to opinii publicznej do myślenia. A dziennikarzom temat do zbadania. Można też zobowiązać polityków z najwyższych szczebli władzy do przedstawiania „bilansu zamknięcia”, gdy opuszczają stanowisko. Żeby opinia publiczna wiedziała, jak zmienił się ich stan majątkowy podczas sprawowania urzędu.

Jeśli premier Morawiecki chce być wiarygodny w oczach wyborców, może z żoną już dziś, bez żadnej ustawy, ujawnić majątek i pokazać jego źródła. Jeśli tego nie zrobi, to znaczy, że ma się czego wstydzić. I opinii publicznej to wystarczy.

Czytaj także: Ile zarabia Donald Tusk i dlaczego tak dużo?

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną