Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jak PiS zbierał myśli po wydarzeniach w Białymstoku

Mateusz Morawiecki Mateusz Morawiecki Adam Guz / Kancelaria Prezesa RM
Trzy dni po marszu równości PiS ustalił, co następuje: rzucanie kamieniami w innych ludzi jest złe, a wolność zgromadzeń powinna być nienaruszalna.

Białostocki marsz równości mógł nieco namieszać w głowach działaczy i wyborców PiS. No bo LGBT jest „be” (jako że od maleńkości uczy masturbacji, ataku na chrześcijańskie wartości itd.), ale rzucanie w ludzi (nawet LGBT) kamieniami też jest „be”, a przynajmniej fatalnie wygląda w telewizji. I trochę głupio, gdy nienawistne hasła wywrzaskują młodzieńcy w koszulkach z żołnierzami wyklętymi i kotwicami Polski Walczącej, eksponujący przy tym swój dość osobliwy katolicyzm. Wszystko to razem mogło PiS zaszkodzić.

Czytaj też: Solidarni z Białymstokiem. Marsze, zbiórki i #TęczowaŚroda

Minister Witek potrzebowała dnia

Raz, że zamieszki na ulicach nie poprawiają raczej wizerunku rządzących. Dwa, że część wyborców mogła powiązać fakt, iż PiS walczy z „ideologią LGBT”, z faktem, że „Gazeta Polska” rozdaje naklejkę „Strefa wolna od LGBT”, i z faktem, że na końcu tego łańcucha są bandyci z kamieniami ryczący: „Wypier…”. Trzy, że partia rządząca ma też skrajnych wyborców, którzy mogą odpłynąć w stronę jakiejś bardziej prawicowej oferty, która nie będzie chroniła takich marszów. Choćby w portalu Wsieci.pl zaroiło się od antypisowskich komentarzy, zrównujących rząd obecny z rządami PO-PSL.

Nic zatem dziwnego, że partia rządząca musiała zebrać myśli. Pani minister spraw wewnętrznych Elżbieta Witek chyba wciąż uczy się swojego resortu, bo odczekała dzień, zanim potępiła sprawców przemocy i zapowiedziała ich ukaranie.

Reklama