Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kto powinien odpowiedzieć za aferę z trollami?

Skala odpowiedzialności za Piebiak Gate jest szeroka i nie sprowadza się do działań Herszta i jego wojaków. To jednak sprawia kłopot w ustaleniu, kto i za co jest winien i w jakim stopniu. Skala odpowiedzialności za Piebiak Gate jest szeroka i nie sprowadza się do działań Herszta i jego wojaków. To jednak sprawia kłopot w ustaleniu, kto i za co jest winien i w jakim stopniu. Markus Spiske / Unsplash
Skala odpowiedzialności za aferę Piebiak Gate jest szeroka i nie sprowadza się do działań Herszta i jego wojaków. To jednak sprawia kłopot w ustaleniu, kto, za co i w jakim stopniu jest winien.

Filozofowie i prawnicy dobrze wiedzą, że pojęcie odpowiedzialności jest skomplikowane. Kodeks karny (art. 1.§1): „Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto popełnia czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia”. Odpowiada się za przestępstwa polegające na działaniu lub zaniechaniu. Te drugie polegają na tym, że sprawca, niezależnie od tego, czy chciał, czy nie chciał wywołać skutek, powinien mu zapobiec, o ile ma takowy obowiązek. Jest tak wtedy, gdy owa powinność wypływa z wyraźnego nakazu, tj. ustanowionego przez obowiązujący przepis prawny, np. dróżnik odpowiada za wypadek spowodowany niezamknięciem przejazdu kolejowego – niezależnie od tego, czy świadomie nie uruchomił rampy, czy też zapomniał to uczynić.

Czy powyższe zasady odnoszą się do odpowiedzialności politycznej? Nie ma przepisu „Odpowiedzialności politycznej podlega...” itd. Może być tak, że jeśli jej źródłem jest prawo, to sprawa jest prosta, np. gdy realizacja działań politycznych wyraźnie narusza prawo. Ale co gdy odpowiedzialność polityczna wypływa z innych źródeł? Czy polityk odpowiada tylko za to, co sam uczynił, czy też również za działania innych, w szczególności swoich podwładnych? Czy warunkiem koniecznym odpowiedzialności politycznej jest wiedza o tym, co uczynili urzędnicy służbowo podlegli danemu szefowi? Jaki musi być związek z szefem, aby działania podwładnego obciążały przełożonego?

Piszący te słowa jest w jakimś sensie podległy prezydentowi RP, ale naprawdę nie życzę sobie (powody pomijam), aby p. Duda był w jakimkolwiek sensie odpowiedzialny za to, co czynię. Praktyka ustrojowa w ładzie demokratycznym wypracowała pewne zasady odpowiedzialności politycznej. Jedna z nich zaleca oddawanie się osądowi wyborców, ale to zdarza się raz na parę lat, a inna wymaga rezygnacji z urzędu, gdy w danym segmencie zarządzanym przez danego szefa pojawiają się nieprawidłowości, których nie da się skwitować, że są znikome.

Daniel Passent: Zbigniew Ziobro powinien odwołać się sam

PiS od początku lży sędziów

Powyższe obserwacje trzeba brać pod uwagę, gdy rozprawia się o możliwej odpowiedzialności p. Ziobry za Piebiak (Kasta) Gate. Jest bezsporne, że w działaniach grupy uczestniczyli wysocy urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości oraz sędziowie należący do Krajowej Rady Sądownictwa (plus jeden pracownik jej biura prawnego), w kształcie personalnym i kompetencyjnym aprobowanym przez p. Ziobrę. Ponadto są wystarczające dowody na to, że hejtowanie sędziów przez „Kastę” było zgodne z ogólną linią polityczną ministra, a także prominentnych polityków tzw. dobrej zmiany, w szczególności p. Kaczyńskiego, p. Szydło i p. Morawieckiego.

Przypomnę ich wielokrotne wypowiedzi o powszechnej moralnej nicości środowiska sędziowskiego demonstrowanej przez kradzież wiertarki czy spodni oraz manipulacje statystyką w kwestii społecznej oceny sądownictwa. W tej ostatniej sprawie trzeba zauważyć, że spory odsetek niezadowolonych z pracy sędziów jest czymś całkowicie naturalnym z powodów obiektywnych (treść wyroków, opłaty sądowe, czas postępowania), a ponadto nachalna propaganda typu: „wy czekacie na sprawiedliwość, a nadzwyczajna kasta o postkomunistycznym rodowodzie krzywdzi was w imię swoich przywilejów”, też robi swoje.

Oczywiście nie zamierzam twierdzić, że wszyscy sędziowie są bez skazy. Jest ich w Polsce ok. 10 tys., a to populacja statystyczna, a skoro tak, to jakieś czarne owce muszą się w niej znaleźć. Argument pars pro toto (z części na całość) jest w tym wypadku, po pierwsze, logicznie błędny, a po drugie – moralnie obrzydliwy.

Adam Szostkiewicz: Za dobro nie wsadzają. Język państwa pisowskiego

Zbigniew Ziobro nie zrobił w sprawie nic

To zrozumiałe, że politycy uparcie bronią swoich stanowisk. Tedy nie dziwi, że p. Zbyszek Z. (sorry za nadmierną poufałość, ale w końcu jesteśmy absolwentami tego samego wydziału) przekonuje, że stanął na wysokości zadania: „Trzeba zawsze działać stanowczo, gdy są nieprawidłowości, tak jak ja zadziałałem w sytuacji nieprawidłowości, które pokazały się w MS, odwołując sędziów, jeśli pojawiły się podejrzenia, że mogli zachować się nieetycznie, niegodnie, wszczynając postępowanie dyscyplinarne, nawet karne”.

Wszelako p. Zbyszek Z. nie bardzo pojmuje, w czym rzecz – owszem, odwołał p. Iwańca, ale nie jako sędziego (tego zresztą nie mógł uczynić), tylko urzędnika w swoim resorcie. Może jest to pomyłka freudowska i p. Zbyszek Z. ujawnił swoje marzenie, co mógłby czynić z sędziami. Pan Wójcik broni swego szefa, powiadając, że ten wręcz zasługuje na medal, ponieważ natychmiast zdymisjonował p. Piebiaka. Pan Wójcik na pewno jest wyjątkowo kompetentnym czynownikiem, ale zapomniał, że podsekretarza stanu może zdymisjonować premier, a dany minister może (ale nie musi) o to wnioskować.

Sekwencja wydarzeń była taka: tekst w Onecie, zapowiedź p. Morawieckiego, że zażąda wyjaśnień od p. Piebiaka, rezygnacja tego drugiego, przyjęcie dymisji. Nic nie wiadomo o jakimkolwiek działaniu p. Zbyszka Z. Być może zadzwonił do p. Piebiaka i rzekł: „Cześć stary (lub jakoś bardziej oficjalnie), chyba rozumiesz, że lepiej będzie, jak sam zrezygnujesz, bo inaczej będę zmuszony wnioskować o dymisję, a tak zawsze możesz powiedzieć, że postępujesz w poczuciu odpowiedzialności za reformy, którym poświęciłeś cztery lata”, ale jak na razie żaden komunikator tego nie ujawnił.

Wielka szkoda, że nie ma p. (nie byle) Jakiego w MS, bo na pewno dałby czadu w związku z Kasta Gate. Jest na szczęście p. Warchoł, też wiceminister, który bystrze porównał materiały Onetu z taśmami nagranymi w restauracji Sowa i przyjaciele, ironicznie dodając, że „tam” są „jedynki” na listach KO. Wszelako p. Warchoł zapomniał, że nagrany też został p. Morawiecki, tj. „jedynka” Zjednoczonej Prawicy na Śląsku. Niezależnie od tego „falentowe” nagrania (czy tylko z inicjatywy p. Falenty? to ciągle dobre pytanie) dotyczyły nieformalnych rozmów, natomiast p. Emilia konwersowała z zorganizowaną grupą żołnierzy pod prezydencją Herszta.

Ewa Siedlecka: Co robi PiS, żeby opóźnić wyjaśnienie afery z farmą trolli

„Wewnętrzna sprawa środowiska sędziowskiego”

Przypuszczalnie na Nowogrodzkiej odbyło się wspólne posiedzenie kierownictwa PiS i rządu (jak w PRL; zresztą kierownicza rola partii jest podobnie niepodważalna w obecnym systemie politycznym), na którym ustalono strategię w sprawie Kasta Gate. Być może gderanie p. Dery: „To, co się działo, nie dotyczy MS. To są czyny indywidualne, które nie działy się w MS”, okazało się inspirujące.

Precyzyjniej ujął to p. Müller, rzecznik rządu: „Mam wrażenie, że ta sytuacja to jest też konflikt w środowisku sędziowskim. Pamiętajmy, że mówimy o sędziach, a nie o politykach. Sędzia Iwaniec nie jest politykiem, nie pełni funkcji politycznej. Chyba w środowisku sędziowskim dochodzi do jakichś walk”.

Pan Ziobro (wracam do bardziej oficjalnego języka) rozwija ten wątek i locutus po to, aby causa była finita: „Często te dyskusje [o sądownictwie] od dłuższego czasu toczą się w ferworze emocji, które górują nad argumentami, nad rzeczowym spojrzeniem na problemy. (...) Dzieli ta sprawa, zamiast łączyć. Te podziały w środowisku doprowadziły do gorszących sytuacji. (...) [Wierzę, że obie strony mają za cel] sprawiedliwy wymiar sprawiedliwości oraz sprawne i wolne od wszelkich nacisków sądy. (...) Negatywnymi bohaterami afery Piebiaka i ofiarami hejtu są ludzie z tego samego środowiska, z tych samych stowarzyszeń, którzy byli w relacjach przyjacielskich. (...) Sędziowie nie są nadzwyczajną kastą, nie mogą kierować się zemstą. (...) Nie są nadzwyczajną kastą ani sędziowie reprezentujący jedną, drugą czy jakąkolwiek inną stronę sporu, bardzo ostrego sporu”.

Czytaj także: Dlaczego Ziobro powinien odejść i dlaczego (raczej) nie odejdzie

„Niewiele wart” polski wymiar sprawiedliwości

Słowa o zemście nawiązują do wypowiedzi jednej z sędzi – p. Ziobro je zmanipulował, ale pomijam tę kwestię. Wracając do jego lokucji, okazuje się, że mamy jakieś dwie (a może i więcej) równorzędne strony tego samego sporu, przy czym obie chcą tego samego, mianowicie sprawiedliwych sądów. Obie kierują się emocjami, a nie rzeczowymi argumentami (to także aria p. Morawieckiego). Hejt był stosowany wobec obu stron, ba, przez przyjaciół z tych samych stowarzyszeń (chodzi o Iustitię, do której p. Piebiak należał i z której został wyrzucony w 2017 r.).

Ale co najzabawniejsze, sędziowie nagle przestali być nadzwyczajną kastą. Wzruszająca tyrada p. Ziobry ma sugerować, że to właśnie on, prawdziwy Katon Najmłodszy (bo był już i Stary, i Młodszy), załagodzi spór między nadzwyczajną kastą i zwyczajną „Kastą” i rzecz doprowadzi do szczęśliwego finału ujętego w słowa: Ceterum censeo Iustitiam delendam esse. To parafraza powiedzenia Katona Starszego, że Kartaginę należy zniszczyć, z tym że Rzymianin powtarzał to otwarcie, a p. Zbyszek Z. (na moment wracam do poufałości) raczej stosuje reservatio mentalis (potajemne zastrzeżenie).

Rzecz trafnie ujął pewien internauta posługujący się awatarem w postaci wizerunku Ignacego Paderewskiego. Ten „à la Paderewski”, zwolennik obecnej władzy, tak prawi: „Najnowsza afera, co jest oczywistością dla ludzi spoza tzw. branży prawniczej, potwierdza opinie większości Polaków, w tym liderów Dobrej Zmiany, że wymiar sprawiedliwości w Polsce jest niewiele warty. Sama przynależność do obecnej władzy nie daje żadnej gwarancji praworządnego działania. Doskonale wiedzą to – jak sądzę – zarówno premier, jak i prezes Prawa i Sprawiedliwości”. Jest to krystaliczne usprawiedliwienie poglądu Zwykłego Posła, Handlarza Bezspadkowym Mieniem Pokościelnym i p. Zbyszka Z. (pardon), którzy chcą zastąpić prawo „prawdziwą” sprawiedliwością.

Czytaj także: Jak powinno się wyjaśnić aferę Piebiaka

Jak podporządkować sobie sądy

Pan Wójcik tłumaczy: „Nie wykluczam, że [Łukasz Piebiak] mógł przysłać [SMS] do ministra Ziobry, a pan minister Ziobro odczytał to jako program, w którym był pokazany jakiś kawałek prawdy o polskim sądownictwie”. Całkiem możliwe, tym bardziej że p. Ziobro i p. Piebiak są deterministycznie zaprogramowani do przekształcenia środowiska sędziowskiego np. wedle nieco złagodzonego projektu Lenina: „Sąd nie powinien uchylać się od stosowania prawdziwej sprawiedliwości [w oryginale „terroru”]; takie zapewnienie byłoby oszukiwaniem siebie lub innych – powinien natomiast uzasadnić i zalegalizować to pryncypialnie, jasno, bez fałszu i bez upiększania”.

Adresatem listu był Dymitr Kurski, a teraz mógłby być p. Jacek Kurski – ostatnio pojawiły się informacje, że niektórzy dziennikarze TVP Info współpracowali z p. Emilią. Piebiak Gate ma szerszy zasięg i obejmuje nie tylko znaczący resort i jego wysokich urzędników, ale również propisowskie środki masowego przekazu, co widać po tym, jak TVP, Polskie Radio, wPolityce.pl, „Gazeta Polska” czy „Do (Od) Rzeczy” odniosły się np. do „wyp...laj” pod adresem pierwszej prezes Sądu Najwyższego.

Także KRS, ważny segment ustrojowy, jest umoczona w Kasta Gate. Odezwał się p. Mazur, przewodniczący KRS. Teraz grzmi na niecność niektórych swoich kolegów, ale gdy zwracano mu uwagę na nieprawidłowości w powoływaniu członków tego gremium i wątpliwe decyzje rady w rozmaitych sprawach, spokojnie odpowiadał, że wszystko jest lege artis, i ewentualnie wysyłał do boju rzecznika Miterę, teraz bezskutecznie zaklinającego rzeczywistość. A ten ostatni ponoć (relata refero – to na wszelki wypadek z uwagi na epidemię pozwów bohaterów Kasta Gate o naruszenie ich dóbr osobistych) korzystał z protekcji p. Emilii, by wystąpić w TVP Info, i był bardzo chętny, aby to się stało. Teraz jest zresztą całkowicie jasne, że celem „reformatorskich” poczynań p. Ziobry i jego czynowników nie było usprawnienie pracy sądów, np. skrócenie postępowań, ale podporządkowanie sędziów władzy prokuratorsko-wykonawczej.

Czytaj także: Afera demaskuje nie tylko zepsucie, ale też słabość państwa

Ziobro i KRS do dymisji

Skala odpowiedzialności za Piebiak Gate jest szeroka i nie sprowadza się do działań Herszta i jego wojaków. To jednak sprawia kłopot w ustaleniu, kto, za co i w jakim stopniu jest winien. Odpowiedzialność p. Ziobry jest bezsporna zupełnie niezależnie od tego, jak traktował doniesienia p. Piebiaka i czy je w ogóle otrzymywał, a także bez względu na jakiekolwiek śledztwo w sensie prawno-karnym przez kogokolwiek prowadzone (nie twierdzę, że nie powinno być wszczęte).

Tak to już jest w ładzie demokratycznym, że minister odpowiada za to, co dzieje się w jego resorcie, i jeśli dzieje się źle (a Kasta Gate jest złem wyjątkowym), powinien odejść niezależnie od tego, czy wiedział, czy nie (jest to odpowiednik tzw. dolus eventualis w prawie karnym). To minimum odpowiedzialności politycznej także za dotychczasowe mataczenie w całej sprawie. O innych wspomnianych osobach nie będę się wypowiadał, aczkolwiek uważam, że cała KRS powinna podać się do dymisji, a na pewno p. Mazur i p. Mitera. Wątpię jednak, czy stać ich na to. Tak czy inaczej teza p. Morawieckiego, że dymisja p. Piebiaka kończy sprawę, wyraża myślenie życzeniowe. Na nic zdadzą się zapewnienia, że chodzi o aspekt polityczny, a nie karny, gdyż oba są aktualne.

Czytaj także: Atak na Brejzę. Tak przykrywają aferę trolli w resorcie Ziobry

Pora odsunąć PiS od władzy

Rację mają ci, którzy twierdzą, że Kasta Gate jest tylko punktem (aczkolwiek wyjątkowo ponurym) na mapie systemu tzw. dobrej zmiany. Jej aktywiści, np. p. Dworczyk (program „Kawa na ławę”, niedziela 25 sierpnia), malują się na bohaterów likwidujących zło zaraz po jego ujawnieniu. Dobrotliwie przyznają, że są tylko ludźmi i jako tacy popełniają błędy, ale przecież inni (czytaj: obecna opozycja) są nie lepsi, bo hejtowali Lecha Kaczyńskiego, „co wyprawiał Palikot?, „co w Inowrocławiu?”, „podgrzewacie sprawę, bo kampania wyborcza”, „szkalujecie kraj za granicą” itd.

To prawda, że polityka nigdzie nie jest (i nie była) uprawiana w białych rękawiczkach i jej gracze sami hejtują lub korzystają z mowy nienawiści. Wszelako w Polsce po raz pierwszy wykryto przypadek (może wcześniej nikogo nie złapano za rękę) instytucjonalizacji hejtu (w tym korzystającego z nielegalnych środków) w ramach systemu państwa. Nie wystarczą zaklęcia typu: „stało się zło, my to potępiliśmy, winni są wszyscy politycy, więc teraz wspólnie usiądźmy i pomyślmy o naprawie” (w domyśle: pod przewodem p. Kaczyńskiego, p. Morawieckiego i p. Ziobry – czyli ma być, jak było; co ciekawe, to zawołanie przypisuje się opozycji, ale jak widać, przydaje się dobrej zmianie).

Otóż to krętactwo nie wystarczy, a nawet byłoby szkodliwe. Tzw. dobra zmiana już wystarczająco obnażyła swoje autorytarne oblicze, aby przestać jej ufać. Zadanie na 13 października 2019 r. polega na wyegzekwowaniu politycznej odpowiedzialności (tj. odsunięciu od rządzenia) wobec tych, którzy systematycznie psują państwo, nie tylko sądy, ale także oświatę, służbę zdrowia czy ochronę środowiska. Kto sądzi, że wprawdzie „oni” też kradną, ale są fajniejsi, ponieważ dają innym, niech weźmie pod uwagę, że kiełbasa wyborcza jest rozdawana na kredyt, a wszystko drożeje po cichu. Wyborco! Pamiętaj o ostrzeżeniu de Tocqueville’a: „Demokracja kończy się wtedy, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze”.

Czytaj także: PiS przegrywa początek kampanii

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną