Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jak sądy pozwalają wodzić się za nos Antoniemu Macierewiczowi

Antoni Macierewicz Antoni Macierewicz Forum
Sądy i prokuratura umarzają sprawy, które dotyczą byłego ministra obrony, stosując czasem kuriozalne uzasadnienia. Wydaje się, że Antoni Macierewicz jest nietykalny dla wymiaru sprawiedliwości.

Antoni Macierewicz znany jest z tego, że od lat stosując różne prawne manewry, przechyla szalę wielu sporów sądowych na swoją korzyść. Tak było chociażby z odpowiedzialnością za opublikowanie słynnego raportu dotyczącego likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Po trwających kilka lat przymiarkach do sporządzenia aktu oskarżenia prokuratura jeszcze pod rządami Andrzeja Seremeta uznała, że jako szef komisji weryfikacyjnej WSI nie był funkcjonariuszem publicznym. A tylko taka osoba może odpowiadać za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków.

Macierewicz Piątka, Piątek Macierewicza

Podobnie stało się w głośnej sprawie Antoni Macierewicz–Tomasz Piątek. Jeszcze jako minister obrony obecny wiceszef PiS złożył na autora książki „Macierewicz i jego tajemnice” zawiadomienie do prokuratury wojskowej o możliwości popełnienia przestępstwa. Publikując książkę, w której ujawnił zagadkowe związki z ludźmi służb PRL i Rosji, Piątek – zdaniem Macierewicza – miał się dopuścić przemocy czy też gróźb karalnych wobec urzędnika państwowego i znieważyć go. Sprawa była bulwersująca, bo te przepisy są adekwatne do karania aktów terroryzmu, a nie publicystów.

Prokuratura długo się wahała, co zrobić ze sprawą, przesłuchała nawet Macierewicza, choć Piątka już nie. Odwagi nabrała dopiero po dymisji szefa MON w styczniu 2018 r. – dwa miesiące potem śledztwo umorzyła. Macierewicz zaś nie złożył zażalenia na tę decyzję.

Wtedy do prokuratury zwrócił się Tomasz Piątek. Wskazywał, że Macierewicz jako minister obrony, któremu podlegają wojskowi śledczy, składając swoje zawiadomienie, mógł nadużyć stanowiska i wykorzystać je do podważenia wiarygodności autora i jego książki. W tym przypadku prokurator, również wojskowy, także odmówił wszczęcia postępowania, nie dopatrując się znamion przestępstwa.

Pełnomocnik Piątka zaskarżył do sądu to postanowienie. I sąd przyznał mu początkowo rację, nakazując prokuraturze w grudniu 2018 r. prowadzić śledztwo. Stwierdził, że wysokie jest prawdopodobieństwo, iż Macierewicz złamał prawo i dopuścił się tego, co zarzuca mu Piątek. Sąd podkreślił przede wszystkim, powołując się m.in. na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, że były minister obrony jako polityk powinien godzić się z tym, że w przypadku osób pełniących funkcję publiczną „standard ochrony dóbr osobistych” jest słabszy. A także że w takiej sytuacji powinien „okazywać powściągliwość w sięganiu do sankcji karnych”, szczególnie w sytuacji gdy dostępne są inne środki ochrony dóbr osobistych (w tym przypadku Macierewicz mógł wytoczyć Piątkowi sprawę z powództwa cywilnego).

Czytaj także: Nie będzie ponownej lustracji Macierewicza? Nie wiadomo

Antoni Macierewicz w dwóch osobach

Sąd wziął w obronę publicystę, przypominając, że sięganie po sankcje karne, nawet takie jak oskarżenie dziennikarza, może naruszać prawo do wolności słowa, tłumić debatę publiczną oraz dostęp społeczeństwa do informacji.

Prokuratura nie za bardzo się tym przejęła i w maju tego roku po ledwie miesiącu znów umorzyła śledztwo. Przyczyna? „Nie doszło do realizacji znamion czynów zabronionych wskazanych w zawiadomieniu o przestępstwie”.

Piątek znów odwołał się do sądu, który tym razem zatwierdził postanowienie śledczych, co prawomocnie kończy sprawę. O ile jednak z samą decyzją trudno dyskutować, bo sąd miał do tego prawo, o tyle już jej uzasadnienie budzi co najmniej zdumienie, ale i pokazuje swoiste modus operandi Macierewicza.

„W ślad za prokuraturą stwierdzić należy, iż zawiadomienie złożone zostało na zwykłym papierze, podpisane jedynie imieniem i nazwiskiem, a nie stanowiskiem, a przy jego sporządzaniu Antoni Macierewicz nie korzystał z pomocy Departamentu Prawnego Ministerstwa Obrony” – pisze sędzia Joanna Włoch, która najwyraźniej stwierdziła na tej podstawie, że pisząc zawiadomienie na Piątka, Macierewicz rozdwoił się. Wystąpił jako osoba prywatna, która napisała zawiadomienie związane z działalnością Antoniego Macierewicza, ministra obrony i urzędnika państwowego.

Czytaj także: MON nie chce ujawnić, co robi w resorcie człowiek Macierewicza

Piruety myślowe Macierewicza

W dodatku sąd nie widział problemu w tym, że w sprawie z zawiadomienia Piątka prokuratura nie przesłuchała byłego ministra. Sędzia Włoch zadowoliła się tym, że Macierewicz został przesłuchany w poprzednim, umorzonym śledztwie ze swojego zawiadomienia. „Abstrahując od racjonalności poglądów przedstawionych przez Antoniego Macierewicza, z całą pewnością składając zawiadomienie, w sposób wyczerpujący wskazał powody, motywację i podstawę swojego działania, a co za tym idzie, subiektywnie był przekonany o prawdziwości swoich słów i działań” – argumentowała sędzia.

To absurdalne. Przecież inaczej się przesłuchuje osobę, która mogła dokonać przestępstwa, a zupełnie inaczej kogoś, kto donosi o przestępstwie – mówi Tomasz Piątek. – Jak rozumiem, nagłówek lub brak nagłówka na papierze ma dla sędziego większe znaczenie niż paragraf, na który powołał się Macierewicz. Jak to zrozumieć? Będąc ministrem, Macierewicz niesłusznie zarzucił mi napaść na ministra Macierewicza, jednak zrobił to nie jako minister Macierewicz, ale jako obywatel Macierewicz zatroskany losem ministra Macierewicza? Brak nie tylko słów, ale i przypadków gramatycznych, żeby opisać te piruety myślowe.

Czytaj także: Co Piątek wie o Macierewiczu

Kierowca Macierewicza i jazda bez uprawnień

To nie pierwszy taki przypadek związany z Macierewiczem w ostatnim czasie. Słynna była sprawa jego kierowcy Kazimierza Bartosika, który wioząc ówczesnego szefa MON, brał udział w karambolu pod Toruniem w styczniu 2017 r. Okazało się, że Bartosik – dziś już na emeryturze – nie miał uprawnień do prowadzenia samochodów uprzywilejowanych. Uzyskał je dopiero kilkanaście dni później. Prokuratura mimo to umorzyła śledztwo, stwierdzając, że ministerialna limuzyna w momencie wypadku nie była pojazdem uprzywilejowanym, bo nie miała włączonych sygnałów świetlnych i dźwiękowych. „Samo dysponowanie przez Kazimierza Bartosika samochodem wyposażonym w sygnały świetle i dźwiękowe nie świadczy o używaniu w charakterze pojazdu uprzywilejowanego” – głosiło uzasadnienie.

Po innego typu ekwilibrystyki prawne sięgnął sąd, uniewinniając byłą rzeczniczkę Macierewicza Katarzynę Szymańską-Jakubowską, która w marcu 2018 r. w pierwszej instancji została skazana za pomówienie byłych szefów służb, oskarżając ich w oficjalnym komunikacie MON o współpracę ze służbami „wrogimi Polsce i NATO”. Jednak sąd drugiej instancji uniewinnił ją, stwierdzając, że nie miała świadomości popełnienia przestępstwa, więc nie może ponosić odpowiedzialności za swój czyn. Pokrzywdzeni złożyli na to orzeczenie kasację do Sądu Najwyższego, która jeszcze nie została rozpatrzona.

Czytaj także: Macierewicz ujawnił wojskowe tajemnice

Niechęć sądów do spraw Antoniego Macierewicza

Jak gorący kartofel sądy przerzucają podobną sprawę płk Anny Pęzioł-Wójtowicz, innej rzeczniczki Macierewicza. Podobnie jak Szymańska-Jakubowska sięgnęła ona po pomówienia – w tym przypadku wobec mjr Magdaleny E., oficer operacyjnej Służby Kontrwywiadu Wojskowego, która wsławiła się operacją wydobycia z białoruskiego więzienia oskarżanego o szpiegostwo polskiego oficera. W grudniu 2017 r. Pęzioł-Wójtowicz stwierdziła w oświadczeniu opublikowanym na stronie internetowej MON – który zresztą szybko został usunięty – że mjr E. była „winna podejmowania nielegalnych działań”.

Pełnomocnik pomówionej byłej oficer SKW już kilka dni po opublikowaniu komunikatu złożył prywatny akt oskarżenia. Ten najpierw z sądu powszechnego trafił do wojskowego (płk Pęzioł-Wójtowicz jest zawodowym wojskowym), który stwierdził, że oficera służby czynnej może oskarżyć jedynie prokurator. A prokuratura oczywiście odmówiła wszczęcia dochodzenia w tej sprawie. Ta zaś przeciągała się tak długo, że aż w grudniu 2018 r. się przedawniła. W międzyczasie sama Pęzioł-Wójtowicz przyznała, że komunikat opublikowała na polecenie Macierewicza. Adwokat mjr E. Antoni Kania-Sieniawski złożył więc subsydiarny akt oskarżenia przeciwko niemu do sądu powszechnego, a także wniosek o uchylenie mu immunitetu poselskiego. Mimo to sąd chce sprawę umorzyć ze względu m.in. na to, że przestępstwo nie zostało popełnione, bo Macierewicz ma immunitet, a w ogóle to akt oskarżenia znów powinien wnieść prokurator.

Ciekawą argumentację przedstawił w odpowiedzi na pozew pełnomocnik byłego ministra. Napisał, że kierowanie powództwa wobec byłych reprezentantów konstytucyjnego organu państwa, czyli MON, to działanie niezasadne, bo ich postępowanie mieściło się w pracy tego organu i było zgodne z obowiązującymi w nim procedurami. A więc za ich czyny odpowiada MON, a nie osoby w nim zatrudnione.

Rozprawa, podczas której zapadną ostateczne decyzje w tej sprawie, została zaplanowana na koniec września. – Sąd zbyt szybko chce umorzyć postępowanie, bo Sejm nie podjął jeszcze przecież decyzji w sprawie uchylenia immunitetu posłowi Macierewiczowi – komentuje mec. Kania-Sieniawski. I dodaje: – Sądy z wyraźną niechęcią zajmują się sprawami, które dotyczą byłego ministra obrony i jego ludzi. Mam nadzieję, że nie jest to podyktowane strachem.

Czytaj także: Co się dzieje z komisją Macierewicza

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną