Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Teraźniejszość nie gorsza od historii

Obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, pl. Piłsudskiego w Warszawie Obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, pl. Piłsudskiego w Warszawie Forum
Michał Szułdrzyński z „Rzeczpospolitej” stwierdził, że obchody rocznicy Września ′39 były wielkie, a dzisiejsza walka polityczna w Polsce jest na tym tle mała i bez znaczenia w starciu z interesem narodowym. To nieporozumienie.

Po obchodach 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej wśród wielu komentatorów zapanowało wzruszenie. Można je zrozumieć, to rocznica tragiczna, pełna bolesnych wspomnień, dotyczących chyba każdej polskiej rodziny. Tak się jednak złożyło, że przypadła na czas kampanii wyborczej. To, być może, skłoniło niektórych do porównania patosu tamtych historycznych wydarzeń do dzisiejszej, „małej” codzienności politycznej w Polsce.

To nie jest zwyczajna kampania wyborcza

Michał Szułdrzyński, publicysta „Rzeczpospolitej”, napisał w swojej gazecie: „Podobnie jak pięć lat temu na placu Zamkowym w Warszawie udało się przypomnieć światu, że to dzięki Solidarności i Janowi Pawłowi II, czyli Polakom, udało się rozmontować sowiecki komunizm (…), tak w niedzielę 1 września 2019 r. udało się przypomnieć, kto zaczął II wojnę światową, kto za nią odpowiada oraz kto był ofiarą, a kto sprawcą”. I dalej pisze autor „Rzeczpospolitej”: „I to jest znacznie ważniejsze niż nasze codzienne spory o to, kto zaczął i kto odpowiada za polityczne szambo, które wybija nie tylko od Wisły. Ważniejsze niż trwająca w najlepsze kampania wyborcza”.

Otóż nie, Michale, fundamentalnie się nie zgadzam. W Polsce nie toczy się jakaś „trwająca w najlepsze kampania wyborcza”, rozumiem, że to „w najlepsze” ma znaczenie pejoratywne. Ta kampania ma jednak znaczenie, coś się rozstrzyga, jak np. pewne drobiazgi, choćby ustrojowy model państwa.

Znowu jednak, jak można odczytać wynurzenia wielu publicystów, pojawia się motyw „miałkości życia politycznego”, jedni dybią na drugich, afera na aferę, stare sprawy (np. Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy) już się nie liczą, bo nie wchodzą do „bieżącego stanu gry”, a prawda zapewne leży pośrodku. Jednak to, że coś się wydarzyło dwa (sądy) czy trzy lata temu (Trybunał Konstytucyjny), nie oznacza, że tego nie było, że stało się nieaktualne. Jeżeli przyjmiemy, że liczą się tylko wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni, to oznaczałoby, że polityka w ogóle ma ograniczony sens, podobnie jak pisanie o niej.

Czytaj także: Co się stało, że PiS znowu doszedł do władzy

PiS dokończy to, co zaczął

Zgadzam się, co jest rzadkością, z gazetą braci Karnowskich – toczy się teraz batalia „o wszystko”, jak napisał ostatnio na okładce tygodnik „Sieci”, a czego być może nie rozumieją inni, z tzw. nie-PiS. Obóz władzy zdaje sobie sprawę z wagi nadchodzących wyborów, wie, że będą dokończone rozmaite plany, dotąd powstrzymywane z uwagi na międzynarodową opinię i spodziewane wyroki TSUE. Ale po wyborczym zalegitymizowaniu decyzji PiS z lat 2015–19 partia rządząca będzie miała wolne ręce w dokończeniu politycznej i kulturowej rewolucji. To, co przed 2015 r. było zapowiedzią, po październikowych wyborach stanie się akceptowaną kontynuacją.

Nie lekceważyłbym też pierwotnych źródeł „politycznego szamba”; podobnie ważne jest mimo wszystko to, „kto zaczął”, o co toczy się w istocie dzisiejszy polityczny spór w kraju. Zrównywanie wszystkich bieżących win, banalizowanie zła z lat poprzednich, mówienie, że to wszystko jest nic niewarte w obliczu zdarzeń sprzed 80 lat, brzmi może szlachetnie, ale jest głęboko nieprawdziwe.

Czytaj także: Ludzka władza

Gdzie troska o moralną i polityczną integralność

Każda epoka, każdy czas ma swoje dylematy, ważne kwestie do rozstrzygnięcia. Bardzo dobrze, że nie chodzi dzisiaj o sprawy tak dramatyczne jak w 1939 r., ale przyszłość demokracji w państwie, miejsce Polski w zachodniej wspólnocie, przestrzeganie konstytucji, niezawisłość sądów i prokuratury, walka o wolne media – to nie są bagatelne sprawy, które nikną wobec „najlepszego przemówienia w swojej kadencji” prezydenta Dudy, jak stwierdził jeden z publicystów Gazety.pl. Przemawiał wszak człowiek, który przyłożył rękę zarówno do łamania konstytucji, jak i do zamachu na wolne sądy. Oczywiście, można rzeczywistość segmentować, raz krytykować Dudę, a raz się nim fascynować, ale może warto zachować jakąś moralną i polityczną integralność i pamiętać, co się wydarzyło od 2015 r.?

Autor „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński martwi się, że świat może nie wiedzieć, kto pokonał komunizm w 1989 r. albo kto był ofiarą, a kto napastnikiem w 1939 r. Ujawnia się tu tradycyjny polski kompleks niedocenienia, a zarazem wiara w to, że rocznicowe obchody zmieniają globalne myślenie. Otóż raczej nie zmieniają. Kto ma wiedzieć, jak było, wie i chwała mu za to. Kto nie wie, i tak się pewnie nie dowie albo nie zrozumie, bo zapewne nie ma to dla niego znaczenia. Mimo wszystko jednak wiadomo, kto na kogo napadł we wrześniu 80 lat temu, nie przesadzajmy. Nie warto popadać w egzaltację i walczyć z historyczną nieprawdą, która nie istnieje.

Czytaj także: Nigdy więcej beznadziejnego oporu

Toczy się ważna walka o przyszłość państwa

Wystąpienia niemieckiego prezydenta były przejmujące dla wielu, zwłaszcza tych pamiętających tamten czas wojennej pogardy – bardzo ważne. Ale warto pamiętać, że niemiecki kanclerz Willy Brandt już w 1970 r. padł na kolana pod pomnikiem powstania w getcie warszawskim. Proces niemieckich przeprosin trwa od dekad, 10 lat temu też było wzruszająco. To nie PiS sprawił, że Frank-Walter Steinmeier wygłosił znakomite przemówienie.

Nie chodzi tu o pomniejszanie tego, co wydarzyło się 1 września w Wieluniu i na pl. Piłsudskiego. Obchody rocznicy przypadły na czas tych akurat rządów i zostały sprawnie przeprowadzone. To można – dla uproszczenia – wyłączyć z dyskusji, nawet jeśli komuś nie odpowiadała przesadna intonacja głosu prezydenta Dudy i akcenty pomijające rolę Unii Europejskiej w urządzaniu dzisiejszego pokojowego porządku.

Chodzi jednak o to, że wielkie rocznice, jakkolwiek doniosłe, ani nie przytłaczają, ani nie unieważniają toczącej się tu i teraz walki politycznej o przyszłość państwa. Nie jest tak, jak pisze Szułdrzyński, że bieżący spór o Polskę jest niczym wobec wielkiej racji stanu, na której straży, w domyśle, stoją dzisiaj politycy władzy. Trwający teraz konflikt o przyszłość państwa nie jest mniejszy od tych historycznych, z czasów II RP, tylko dlatego, że tamten został przykryty przez Wrzesień.

Czytaj także: Wybory 2019. Czeka nas decydujące starcie

Rocznice przychodzą i odchodzą

Historia z reguły wydaje się większa niż teraźniejszość, która dopiero stanie się historią, kiedy nabierze patyny i powagi. Michał Szułdrzyński, jak się wydaje, trochę uległ temu zjawisku. To, co się dzisiaj dzieje w Polsce, zdecyduje o wielu sprawach na lata. W kategoriach państwa i społeczeństwa, jakby to przykro nie zabrzmiało, tocząca się teraz kampania wyborcza jest jednak istotniejsza od każdego przemówienia, ładnych słów o polskim bohaterstwie czy bicia w dzwon.

Rocznice przychodzą i odchodzą, a rzeczywistość pozostaje. Racja stanu nie jest abstrakcją oderwaną od systemu władzy, od poszanowania konstytucji, procedur i instytucji. To nie symbol i domena polityki historycznej, marszów i rekonstrukcji, ale prawdziwy stan państwa, jego realna (a nie z pasków TVP) międzynarodowa pozycja. Przeszłość jest bardzo ważna, ale teraźniejszość i przyszłość – są jeszcze ważniejsze.

Czytaj także: Uroczystości 1 września. Smutno i straszno

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną