Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czas oporu, czas stuporu

Cztery lata rządów PiS: Czas oporu, czas stuporu

Demonstracja w obronie sądów we Wrocławiu w lipcu 2017 r. Demonstracja w obronie sądów we Wrocławiu w lipcu 2017 r. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
PiS radykalnie zmienił polską politykę. Istota tego pomysłu polega na wytworzeniu złudzenia „nowej normalności”, wspomaganej transferami pieniędzy do portfeli wyborców, połączonej z agresywnym konceptem ideologicznym i zmienianiem systemu państwa.

Burzliwy czas po wyborach w 2015 r. wydaje się trwającą z równą intensywnością zaciętą walką PiS i opozycji. Ale jeśli przyjrzeć się dokładniej, widać w tym okresie dwie wyraźne fazy.

Czytaj też: Podstawy pisowskiej doktryny

Weto Dudy wszystko zmieniło

W pierwszej z nich pojawił się gwałtowny opór dużej części społeczeństwa. Rządy PiS były zrazu traktowane jako eksces, systemowa awaria (spowodowana niewejściem do Sejmu lewicy), czas przejściowy, po którym wszystko szybko wróci do liberalno-demokratycznej normy. Oczekiwano narastania atmosfery sprzeciwu, słabnięcia PiS po kolejnych radykalnych pomysłach, może secesji frakcji Jarosława Gowina, afer w rodzaju „gruntowej”, która wywróciła rząd Jarosława Kaczyńskiego w 2007 r.

Na początku wszystko się zgadzało. Wielotysięczne marsze przeciwko zawłaszczaniu Trybunału Konstytucyjnego w 2015 i 2016 r. Aktywność KOD i jego zapomnianego już dziś lidera. Marsz czarnych parasolek na jesieni 2016 r. Protesty przeciw zamachowi władzy na sądownictwo i Sąd Najwyższy w 2017 r. Spektakularna porażka PiS w sprawie przedłużenia kadencji Donalda Tuska w marcu 2017 r. – słynne 27:1. Wtedy wielu wydawało się, że koniec PiS jest bliski, układ władzy pęknie i posypie się.

Aż przyszły weta prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie ustroju sądów, które zmieniły sytuację polityczną, jak się okazało, na trwałe. Prezes PiS jeszcze się za to Dudzie nie wypłacił. Weta były całkowicie pozorne, nie zatrzymały polityki obozu rządzącego w tej dziedzinie, dopiero późniejsze interwencje europejskiego trybunału zahamowały te plany. Ale z dzisiejszej perspektywy staje się jasne, że Duda w lecie 2017 r. w jakiś dziwny sposób rozbroił społeczny protest. Już nigdy później nie było masowych demonstracji, ludzie rozeszli się do domów.

Czytaj też: „Brat bez brata”. Czyli jak działa demiurg Kaczyński [wideo]

Utrata wiary w obronę praworządności

Paradoksalnie najsilniejszy opór trwał, kiedy PiS wprowadzał systemowe zmiany, a skończył się, kiedy zostały wprowadzone i zaczęły być widoczne skutki. Andrzej Duda – jak wtedy pisali nawet tak wytrawni politycy jak Bartłomiej Sienkiewicz, dziś kandydat KO na posła – stał się niemal sprzymierzeńcem opozycji, „bezpiecznikiem demokracji”, dowodem na to, że PiS ma skłonność do „autokorekty”. Nastąpiła, nie do końca rozpoznanej natury, demobilizacja, poczucie, że walka straciła pierwotny sens. Wydaje się, że to zjawisko jeszcze czeka na dogłębną politologiczną analizę. Może jako jakaś odmiana syndromu sztokholmskiego.

Tak czy inaczej mniej więcej od połowy 2017 r. zaczęła się druga faza kadencji – stuporu. Najważniejszą jej cechą była utrata wiary zarówno w opozycji, jak i częściowo w jej elektoracie (a już na pewno u wielu publicystów „nie-PiS”), że kwestie trójpodziału władz, konstytucji, praworządności, niezawisłości sądownictwa, swobód obywatelskich, niezależności instytucji kontrolnych – są dla ludzi istotne. W tym czasie zaczął być w pełni widoczny efekt programu 500 plus, dochodziły kolejne wypłaty, jak wyprawka 300 plus, wiele osób skorzystało z obniżonego wieku emerytalnego. Skumulowanie się tych czynników spowodowało, że opozycja znalazła się w matni. W niepisowskim elektoracie pojawiła się specyficzna rezygnacja, pogodzenie z faktem rządów obecnej władzy, społeczny bezruch. PiS nie przestał być zły, ale najwyraźniej stał się „niewystarczająco zły”. Zadziałało szerzej zjawisko lansowane od początku przez tzw. symetrystów, czyli „uśrednianie PiS” na zasadzie: za praworządność dwója, za 500 plus szóstka, to średnio wychodzi czwórka, czyli „dobrze”.

Potem następowały wydarzenia dające opozycji pewną nadzieję, jak afera z nagrodami dla rządu pod koniec 2017 r., kiedy notowania formacji Kaczyńskiego wyraźnie spadły i trzeba było zastąpić Beatę Szydło Mateuszem Morawieckim. Ale już wtedy było widać tę nową rzeczywistość: to nie demontowanie liberalnej demokracji miało dla elektoratu polityczną i wyborczą wagę, a szukanie afer rządu, „złodziei”, błędów i nieudolności władzy, licytacja na obietnice.

Czytaj też: Ludzka władza. „Kradną, ale się dzielą”

Opozycja szuka swojego wątku

Odstąpienie przez opozycję – z konieczności, wobec braku powszechnego zainteresowania – od głównego wątku okresu 2015–17, czyli obrony państwa prawa, wytrąciło ją z równowagi, wepchnęło na tereny nieznane, na których nie umiała i wciąż nie umie wygrywać. Od 2018 r., kiedy PiS postawił na „pragmatycznego Morawieckiego dla klasy średniej”, opozycja, przede wszystkim Platforma Obywatelska, próbuje znaleźć nowe motywy i wątki.

Ale jeśli praworządność przestała być tak istotnym wątkiem, to zaczęły się liczyć inne rzeczy, i tu na lepszej pozycji jest partia mająca do dyspozycji całą machinę państwa, mogąca dać coś od razu lub skutecznie obiecać. Platforma, z „genetyczną” skłonnością do liberalizmu, także ekonomicznego, nagle musiała zaakceptować rozdawnictwo i jeszcze się licytować na tym polu z PiS.

Wspomniana pierwsza faza – aktywnego oporu wobec nowej władzy – nie stworzyła przeciwnikom Kaczyńskiego mocnego fundamentu fazy drugiej, została zapomniana. O ile PiS dokłada do socjalu prawicową ideologię państwa, obyczajów, historii, o tyle opozycja musi się mierzyć z własną niewiarygodnością w kwestiach socjalnych, nie będąc zarazem w stanie przedstawić głębszych idei jako zwartego, wolnościowego projektu. Na zapewnienia kandydatki Koalicji Obywatelskiej na premiera Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, że będzie „akt odnowy demokracji”, niemal nikt nie zwrócił uwagi. Opowieść PiS nie napotyka na adekwatną – w sensie masowej sugestywności – kontropowieść.

Czytaj też: Jak się odczepić od PiS

Złudzenie „nowej normalności”

PiS w ciągu jednej kadencji radykalnie zmienił polską politykę. Istota tego pomysłu polega na wytworzeniu złudzenia „nowej normalności”, wspomaganej transferami pieniędzy do portfeli wyborców, połączonej z agresywnym konceptem ideologicznym i zmienianiem systemu państwa. W dodatku teraz to PiS stawia się w politycznym centrum, a opozycja jest odsyłana do roli radykałów. Sukces partii Kaczyńskiego polega na tym, że te nowe reguły gry zostały dość powszechnie przyjęte. Oznaczają one funkcjonowanie pakietu: coraz większy socjal (to element poza dyskusją) plus przekonujący przekaz ideologiczny. W przypadku socjalu PiS ma przewagę pierwszeństwa, a w drugim – populistyczną atrakcyjność górującą nad „starym” centryzmem.

Problem partii umiarkowanych polega na nieusuwalnej połowiczności: nieco mniej Kościoła w państwie, ale z docenianiem jego roli, gospodarka trochę rynkowa, trochę socjalna, suwerenność, niemniej w ramach współpracy z Unią Europejską, silna armia, jednak bez przesady, związki partnerskie, jednak już nie małżeństwa itd. I chociaż zapewne większość wyborców w gruncie rzeczy mieści się w takim umiarkowanym modelu, to teraz zyskują politycy, którzy dostarczają większych emocji, poczucia uczestnictwa w znaczącym przedsięwzięciu. Koncept Kaczyńskiego okazał się przy tym naprawdę totalny, obudowany marketingiem, mediami, wykonawcami, podwykonawcami, całym administracyjnym i finansowym aparatem państwa.

Najbliższe wybory pokażą, czy PiS dostanie akceptującą pieczątkę na to, co zrobił, i co zamierza zrobić z państwem, czy ujawnią się wahania i wątpliwości. To dopełni obrazu tego czterolecia: czy – z punktu widzenia opozycji – przeważy opór czy stupor.

Czytaj też: Opozycja się biczuje

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną