W tej kampanii udało się nam podjąć wyzwanie i zbudować Koalicję Polską, koalicję Polaków, za czymś, a nie przeciwko komuś. Za lepszą Polską, za silną Polską, za Polską roztropną, za Polską, która docenia pracowitość swych rodaków, swych mieszkańców – mówił szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz na regionalnej konwencji wyborczej w Bydgoszczy. Wtórował mu Paweł Kukiz: – Hasło PSL Koalicji Polskiej to „Łączymy Polaków”. Żebyśmy mogli łączyć Polaków, żeby Polacy mogli się łączyć, musimy przede wszystkim przekształcić państwo partyjne w państwo obywatelskie.
Gdyby ktoś ostatnie lata spędził w buszu i wrócił do Polski na kampanię wyborczą, mógłby pomyśleć, że śni albo postradał zmysły. Kukiz z Kosiniakiem-Kamyszem? Przecież on zaczynał kadencję od stwierdzenia, że PSL to „zorganizowana grupa przestępcza”, i szydził, że ludowcy powinni wrócić do nazwy ZSL, bo z Polską nie mają za wiele wspólnego. A dziś w zgodzie przemierzają Polskę, Kukiz jest jedynką PSL na Opolszczyźnie i wspólnie walczą o utrzymanie się w Sejmie.
Bo wiele się w polskiej polityce zmienia, ale są też pewne stałe. PSL znów walczy o życie, a fraza „balansuje na progu wyborczym” jest już całkiem wytarta od intensywnego używania.
W 2007 r. PSL dostał 1,4 mln głosów, w 2011 – 1,2 mln, a w 2015 r. – już tylko 780 tys. Teraz w niektórych sondażach partia Kosiniaka-Kamysza ma 8 proc., ale bywają i takie, które dają jej zaledwie 4 proc. Działacze mogą się wprawdzie pocieszać, że zwykle są nieco niedoszacowani i w dniu głosowania jest ciut lepiej niż w sondażach, ale o spokoju w końcówce kampanii mogą zapomnieć.
W 2015 r. ludowcy prześlizgnęli się nad progiem wyborczym z najmniejszym możliwym zapasem. Dostali 5,13 proc.; 20 tys.