Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Państwo prawa, rola Kościoła, aborcja... Sprawdzamy programy wyborcze

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, prezydent Andrzej Duda oraz europoseł Patryk Jaki Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, prezydent Andrzej Duda oraz europoseł Patryk Jaki Forum
PiS lansuje koncepcję zbliżoną do Katolickiego Państwa Narodu Polskiego: nie ma Polski bez Kościoła i wiary. Opozycja obiecuje posprzątać po partii Kaczyńskiego, która niszczy państwo prawa. Temat aborcji podejmuje tylko Lewica.

Tekst Ewy Siedleckiej o praworządności i prawach człowieka ukazuje się w ramach cyklu artykułów o tym, co partie przed wyborami do Sejmu i Senatu 13 października proponują wyborcom w najważniejszych dziedzinach. Wczoraj Joanna Solska pisała o służbie zdrowia, a jutro tekst Joanny Cieśli o oświacie.

Program PiS jest najmniej przyjazny do czytania (ponad 200 stron) i chaotyczny – te same sprawy przedstawiane są w kilku miejscach, w dodatku utopione w morzu narodowo-ojczyźnianych sformułowań. Zaczyna się od haseł „wolność”, „równość”, „sprawiedliwość”, „solidarność”, które dalej raczej się nie konkretyzują. Tytuł programu – stricte propagandowy: „Polskie Państwo Dobrobytu”.

Lewica ma program najkrótszy – 19 stron. I najbardziej hasłowy. Tytuł neutralny: „Polska Jutra”. Program Koalicji Obywatelskiej zajmuje połowę objętości programu PiS (132 strony) i też jest nieco chaotyczny. Tytuł podkreśla charakterystyczny dla liberałów indywidualizm: „Twoja Polska”.

PiS – co nie jest zaskoczeniem – lansuje koncepcję zbliżoną do Katolickiego Państwa Narodu Polskiego: nie ma Polski bez Kościoła i wiary. Propozycje dalszych reform ustrojowych nie są tak rewolucyjne, jak można by się spodziewać.

Problem dominacji politycznej Kościoła katolickiego zauważa tylko Lewica, podobnie jak temat aborcji. Cała opozycja sporo miejsca poświęca przywracaniu praworządności, ale głównie hasłowo. Lewica sztucznie skonkretyzowała te propozycje, wyznaczając daty poszczególnych etapów. Wiemy więc, kiedy, ale nie wiemy, jaką drogą. W szczególności nie wiemy, czy i na ile w ramach „sprzątania po PiS” opozycja uszanuje zasady praworządności. Czy nie pójdzie na skróty, wykorzystując narzędzia dane przez partię Kaczyńskiego?

Czytaj też: Mariusz Janicki o podstawie pisowskiej doktryny

Praworządność i demokracja? PiS się nie zatrzyma

W programie PiS praworządność wymieniana jest jednym tchem z demokracją, która jest z kolei powiązana z nacjonalizmem: „Demokracja jest skutecznie praktykowana tylko w państwie narodowym”. A skoro tak, to demokracjami nie są takie wielonarodowe państwa jak USA, Australia czy Kanada. PiS przyznaje, że nie dokończył „reformy” sądownictwa i zamierza ją kontynuować „w konsultacji z podmiotami zewnętrznymi, w tym z Unią Europejską”. Ale zaraz tłumaczy, że nie uznaje kompetencji UE „w materii organizacji sądownictwa”, i zapewnia, że „zmiany będą konsultowane z Trybunałem Konstytucyjnym”, co stanowi słabą gwarancję praworządności.

PiS zapowiada też, że zmieni konstytucję, tak by „poseł lub senator mógł być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, a także zatrzymany lub aresztowany decyzją podjętą na wniosek Prokuratora Generalnego skierowany do Sądu Najwyższego”. Co za różnica, czy immunitet uchylał będzie zdominowany przez PiS Sejm i Senat, czy pisowski prokurator generalny i pisowska Izba Dyscyplinarna SN?

Kolejna zmiana konstytucji miałaby dotyczyć immunitetu sędziów i prokuratorów. Mają zostać zniesione. Decyzję o wszczęciu postępowania karnego podejmować będzie prokurator generalny, a decyzję o tymczasowym aresztowaniu – Sąd Najwyższy. To w porównaniu do dzisiejszej sytuacji niewielka zmiana, bo dziś wszystkie interesujące władzę sprawy wobec sędziów może przejąć (i przejmuje) główny rzecznik dyscyplinarny. A o aresztowaniu decyduje Izba Dyscyplinarna SN.

PiS zapowiada też reformę zawodu dziennikarza. Chce wprowadzić przymusowy samorząd dziennikarski, „który dbałby o standardy etyczne i zawodowe, dokonywał samoregulacji oraz odpowiadał za proces kształtowania adeptów dziennikarstwa”. Czyli będzie decydował o dostępie do zawodu i odpowiedzialności dyscyplinarnej. Zapewne podobnie jak neo-KRS, rzecznik dyscyplinarny i Izba Dyscyplinarna SN decydują dziś o sędziach.

Będzie ograniczenie władzy samorządu – większą władzę mają uzyskać wojewodowie, czyli administracja rządowa. Opozycja zapowiada zwiększenie władzy samorządu, co jest zgodne z duchem i literą konstytucji. I wzmacnia demokrację. Koalicja Obywatelska chce, by w samorządzie zostawała nie część, ale całość PIT i CIT.

Cztery lata rządów PiS: Straciliśmy renomę państwa praworządnego

Jak opozycja chce nam zwrócić państwo prawa

KO zapowiada uchwalenie „Aktu Odnowy Demokracji”, czyli pakietu ustaw, które mają przywrócić w Polsce państwo prawa. „Odbudujemy pozycję i niezależność Trybunału Konstytucyjnego, usuniemy z niego sędziów-dublerów. Odpartyjnimy Krajową Radę Sądownictwa i odbierzemy politykom prawo wyboru sędziów w niej zasiadających. Zapewnimy niezależność Sądu Najwyższego”. Ani słowa o tym, w jaki sposób. Pomysły zostały przedstawione w kwietniu w raporcie dla parlamentarnego zespołu ds. ładu konstytucyjnego i praworządności, ale zakładają m.in. zmianę konstytucji, do czego potrzeba większości. Poza tym KO się na ten dokument nie powołuje.

Oprócz ogólnych haseł typu „niezależny, apolityczny i profesjonalny wymiar sprawiedliwości” są konkrety: rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, przywrócenie konkursów i kadencyjności funkcji w prokuraturze. Podobnie deklaruje Lewica. Zamiary słuszne, ale dopóki ustroju prokuratury nie zapisze się w konstytucji, dopóty będziemy się bujać od prokuratury niezależnej do rządowej. Dalej KO proponuje oddanie nadzoru administracyjnego nad sądami Sądowi Najwyższemu, co było od lat postulatem środowiska sędziowskiego.

W sprawie wolności mediów KO zapowiada odpolitycznienie, przywrócenie Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji funkcji zawłaszczonych przez Radę Mediów Narodowych, rotacyjnych kadencji członków KRRiTV (sześć, cztery i dwa lata) – czyli będzie wymiana kadr.

KO obiecuje, że milion podpisów pod referendum będzie wiążący dla Sejmu. To wymaga zmiany konstytucji, a więc jest mało realne. I może lepiej, bo pierwszymi, którym by się to udało, będą zwolennicy całkowitego zakazu aborcji i związków partnerskich.

Lewica przedstawiła „Kalendarz przywracania w Polsce praworządności”: na drugim posiedzeniu Sejmu zmiana przepisów o trybie zaprzysięgania sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Prawdopodobnie chodzi o to, by przysięgę składali nie przed prezydentem, tylko przed Sejmem. To nawet logiczne, bo Sejm ich wybiera. Ma to otworzyć drogę do zaprzysiężenia trzech sędziów wybranych w 2015 r. przez poprzedni Sejm. Tylko co dalej? Co z dublerami? Co z wyrokami, które wydali?

1 stycznia 2020 r. ma nastąpić rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości oraz wybór nowego szefa prokuratury „w transparentnym konkursie”. Ale kto go przeprowadzi? Samorząd prokuratorski? Ciało polityczne? Krajowa Rada Sądownictwa – jak kiedyś? Neo-KRS raczej bezstronna nie będzie.

W styczniu ma też nastąpić zmiana trybu wyboru członków KRS. Czyli Lewica planuje zrobić to co PiS: przerwać kadencję sędziom w Radzie. Jeśli będzie wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE o nielegalnym powołaniu neo-KRS – będzie podstawa prawna. A jeśli nie?

W styczniu 2021 r. Lewica chce zlikwidować Izbę Dyscyplinarną SN. Dlaczego dopiero po roku? I dlaczego nie chce zlikwidować Izby Kontroli Nadzwyczajnej, która może zmienić każdy prawomocny wyrok sądu?

Wadą programu zarówno Lewicy, jak i KO jest brak pomysłu, co robić z wyrokami Trybunału Konstytucyjnego wydanymi z udziałem dublerów i z orzecznictwem sędziów mianowanych przez neo-KRS, o ile TSUE uzna, że działała nielegalnie. Oczywiście, to zbyt trudne na program wyborczy, ale może wystarczyłaby deklaracja, że zostanie to przeprowadzone z pełnym poszanowaniem zasad praworządności i opozycja nie wykorzysta do tego mechanizmów wprowadzonych przez PiS.

Szkoda, że brak też propozycji uzdrowienia sytuacji w Sejmie. Jak pokazała praktyka, przy dzisiejszych przepisach łatwo wyeliminować opozycję z prac. Przydałaby się deklaracja wzmocnienia praw opozycji. To, że opozycją miałby być PiS, nie powinno hamować prodemokratycznych deklaracji.

Podsumowując: program PiS po tym wszystkim, co już zrobił przeciwko praworządności i konstytucji, wydaje się „lajtowy”. Program opozycji w tej dziedzinie zostawia niedosyt.

Czytaj też: Według Andrzej Dudy sądy mają robić, „co ludzie chcą”

Dla PiS Polak niekatolik to gorszy sort

W kwestii praw człowieka program partii Kaczyńskiego oparty jest na założeniu pierwszeństwa praw zbiorowości – narodu – nad prawami jednostki. To sprzeczne z filozofią praw człowieka. Program – na przekór hasłu o „równości” – zapowiada wykluczenie niekatolików: „nie sposób uznać, że polskość może istnieć bez tego dziedzictwa, jakie wniósł Kościół katolicki”. Czyli Polak niekatolik to Polak „gorszego sortu”. No ale to nie zaskakuje, skoro „w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”. Dalej jest jeszcze mocniej, niekatolicy porównani są do zaborców: „Znamy to z historii – próby zaszczepienia innego systemu wartości podejmowane przez zaborców lub komunistów”.

Jak PiS zamierza „szczególnie dbać o odpowiednią pozycję kobiet w społeczeństwie”? Pozycja „odpowiednia” to zapewne pozycja „tradycyjna”. „Kobiety i mężczyźni od zawsze pięknie się różnili i jednocześnie uzupełniali. Istnieje wiele cech biologicznych, psychologicznych i społecznych, które stanowią o zasadniczej odmienności płciowej kobiet i mężczyzn”. Jednak nie dotyczy to talentu i pracowitości, więc trzeba wyrównywać różnice płacowe. Jak? PiS wprowadzi dla „największych pracodawców” obowiązkową ankietę dotyczącą wynagrodzeń i raporty o równości wynagrodzeń. I każe przedstawiać „plan działania na rzecz wyrównywania wynagrodzeń”. Firmy, które będą miały równość płac, dostaną od władzy honorowy „Certyfikat równych płac”. Ale PiS nie zrobi nic tam, gdzie naprawdę może: w spółkach skarbu państwa i urzędach publicznych.

Czytaj też: Na rozpoczęcie szkoły na mszę świętą marsz

O aborcji mówi tylko Lewica

Parytet płci i równe płace w administracji rządowej zapowiadają Koalicja Obywatelska i Lewica. Ta ostatnia również myśli o czymś w rodzaju certyfikatu równych płac, tyle że jego nieuzyskanie będzie się równać grzywnie i wykluczeniu z zamówień publicznych.

KO zapowiada uchylenie przepisów ustawy „inwigilacyjnej”, które poszerzyły uprawnienia służb m.in. o niekontrolowaną inwigilację internetu. A także „ochronę tajemnicy dziennikarskiej i tajemnicy w zawodach zaufania publicznego” – ale nie pisze, na czym miałoby to polegać (PiS w sprawie tajemnic zawodowych nie wprowadził zmian).

KO zapowiada też „zero tolerancji dla mowy nienawiści, także w sieci”. Ale co to ma oznaczać? Wszystkie portale społecznościowe, Unia Europejska, Rada Europy głowią się, jak wyważyć między wolnością słowa, debatą w internecie i walką z mową nienawiści – która przecież często nie przekracza granic przestępstwa. I nie wymyślono jeszcze dobrego rozwiązania.

KO deklaruje wprowadzenie związków partnerskich „dla wszystkich”. Takie związki zapowiada też Lewica. Ale jeśli nie pójdą za tym małżeństwa, to według orzecznictwa Trybunału w Strasburgu będzie to dyskryminacja – takie orzeczenie kilka lat temu wydał we włoskiej sprawie. Wśród uprawnień tych związków KO i Lewica nie wymieniają adopcji dzieci.

Co nas czeka w kwestii praw reprodukcyjnych kobiet? PiS dba o prokreację: kobiety w ciąży dostaną bezpłatne leki. KO i Lewica obiecują kobietom dostęp do darmowej procedury in vitro. Koalicja Obywatelska – także do bezpłatnego znieczulenia przy porodzie, badań prenatalnych i opieki okołoporodowej. W przeciwieństwie do Lewicy nie ma w programie KO słowa o poprawie dostępu do legalnej aborcji, nie mówiąc o aborcji ze względów społecznych. Jest za to o edukacji seksualnej, refundowanej antykoncepcji oraz o przywróceniu antykoncepcji awaryjnej bez recepty.

Lewica deklaruje „świeckie państwo”, czyli likwidację przywilejów Kościoła katolickiego (a przy okazji innych związków religijnych i Kościołów). Przede wszystkim chodzi o przywileje podatkowe. Ciekawą propozycją jest poddanie ich takiemu samemu reżymowi, jaki mają organizacje pozarządowe. Lewica obiecuje wycofanie religii ze szkół. Nie pisze, jak, skoro jej obecność tam gwarantuje konkordat. Można co najwyżej robić ją na pierwszej lub ostatniej lekcji i nie finansować tych lekcji z publicznych pieniędzy. Dalej: likwidacja klauzuli sumienia – w przypadku lekarzy byłaby niezgodna z konstytucją i regulacjami międzynarodowymi. Zamiast tego państwo powinno zapewnić dostępność usług i produktów niezależnie od przekonań lekarzy, pielęgniarek, położnych, farmaceutów – i to Lewica obiecuje. Podobnie jak prawo do przerwania ciąży do 12. tygodnia.

Jan Hartman: Kościół chce „nawracać” ludzi LGBT. Jako etyk wciąż tego nie pojmuję

Pomysły na ochronę praw zwierząt

Prawa zwierząt PiS widzi głównie przez pryzmat rolnictwa. I wbrew pozorom jest to sposób widzenia, dzięki któremu środowisko i zwierzęta gospodarskie mogą uzyskać najwięcej.

PiS chce wspierać dopłatami „zielone rolnictwo uwzględniające ochronę środowiska, bioróżnorodność i dobrostan zwierząt” za pomocą programu „Dobrostan plus”. Będzie on promował np. „naturalną” hodowlę zwierząt, co znaczy, że będzie się bardziej opłacać ich trzymanie na pastwiskach i wybiegach (kury) niż w klatkach czy betonowych bunkrach (niestety, dla świń przewiduje się tylko chów na ściółce, bez wybiegu). PiS chce też promować powstawanie małych ubojni, żeby zmniejszyć dystans, na jaki transportowane są zwierzęta. Niestety, takie małe ubojnie byłyby prawdopodobnie gorzej kontrolowane, bo nie mamy aż tylu inspektorów weterynarii.

KO zobowiązuje się zakazać hodowli zwierząt na futra oraz występów zwierząt w cyrkach, ale o poprawie losu zwierząt gospodarskich – ani słowa. Lewica dodaje do tego zakaz chowu klatkowego kur i bezpłatną sterylizację zwierząt domowych, żeby zlikwidować problem ich bezdomności. I powołanie rzecznika ochrony zwierząt. Nie wiadomo, czy miałby jakąś realną władzę.

Czytaj też: Tak niszczymy świat

Ekologia? PiS zakochany w węglu

Ktokolwiek wygra wybory, z ochroną środowiska ma być lepiej. Najmniejsza poprawa będzie, jeśli wygra PiS, bo ten nadal stawia na węgiel. Za to chce „realizować program Leśnych Gospodarstw Węglowych, którego celem jest zmniejszenie koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze poprzez zwiększenie pochłaniania przez lasy”. Cokolwiek miałoby to oznaczać – brzmi mało wiarygodnie, zważywszy że lasy wycina się za rządów partii Kaczyńskiego jak nigdy.

PiS zapowiada przywrócenie skupu surowców wtórnych: „Producenci, którzy wprowadzają produkty w opakowaniach, zostaną zobowiązani do finansowania zbiórki i przetwarzania odpadów powstających z tych opakowań. (…) Zostaną przygotowane zachęty do stosowania opakowań wielokrotnego użytku oraz udziału surowców pochodzących z recyklingu w nowych opakowaniach”. Podobne rozwiązania dotyczące opakowań zapowiadają KO i Lewica.

Ma być mniej betonu i więcej zieleni w miastach – to proponują wszyscy.

W programach KO i Lewicy wymiana pieców na węgiel (u KO – darmowa), wsparcie prywatnych wytwórców energii, promocja zielonej energii. KO zapowiada też zakończenie wydobycia i użycia węgla do 2040 r., ochronę zasobów wody, wstrzymanie programów regulacji rzek i ich renaturyzację, zaprzestanie osuszania bagien i torfowisk. I całkowity zakaz sprowadzania odpadów do Polski.

Z wszystkich programów wynika, że politycy zrozumieli znaczenie ekologii, która była do tej pory marginesem ich zainteresowania. Propozycje są na tyle konkretne, że będzie się można domagać ich realizacji.

Czytaj też: POlandia i PiSlandia

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną