Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kwaśniewski, Czarzasty i nowe pokolenie

Konwencja Zjednoczonej Lewicy, 5 października 2019 r. Konwencja Zjednoczonej Lewicy, 5 października 2019 r. Dominik Gajda / Agencja Gazeta
Były prezydent był najważniejszym gościem katowickiej konwencji SLD, Wiosny i Razem. Mocno wybrzmiał przekaz o wspólnym działaniu trzech pokoleń lewicy i walce o nowoczesne państwo dobrobytu.

Na osiem dni przed wyborami Lewica zorganizowała ogólnopolską konwencję w Katowicach. Odbyła się w tym samym centrum konferencyjnym, w którym trzy miesiące temu swój kongres programowy (przynajmniej w założeniu, cała impreza polegała głównie na przechwałkach) miał PiS. Skala wydarzenia była oczywiście znacznie mniejsza – PiS wynajął całość na trzy dni, a Lewica jedną salę na kilka godzin – co jednak nie może dziwić przy organizacyjnej i finansowej przewadze partii rządzącej.

Średnia wieku była zdecydowanie wyższa niż choćby na konwencjach Wiosny przed eurowyborami, co każe domniemywać mobilizacji struktur SLD. Ograniczonej, bo tłumów na konwencji nie było. Ale jak się wyraził jeden z działaczy, „w obrazku się zgadza”. Robert Biedroń mógł więc wygłosić swoje klasyczne: „Łał, ile was jest! Gdybyśmy wiedzieli, wynajęlibyśmy Stadion Śląski!”, do sali wypełnionej w połowie bez obaw, że telewidzowie wychwycą dysonans.

Aleksander Kwaśniewski: Konstytucja jest rzeczą świętą

Hasłem przewodnim konwencji było „nowoczesne państwo dobrobytu”. Jej najważniejszym gościem – Aleksander Kwaśniewski, który na scenę wkroczył przy akompaniamencie „Ole Olek”, swojego kampanijnego hitu z 1995 r. (na swój sposób bardzo cenionego wśród komentatorów).

Były prezydent przypomniał osiągnięcia z czasów swojej prezydentury – uchwalenie konstytucji, wejście do NATO i Unii. – Lewica od początku, przez 30 lat polskiej demokracji, zawsze stała na stanowisku, że konstytucja jest rzeczą świętą – mówił. Zaapelował do swoich dawnych wyborców o głosowanie na Lewicę i wykonał symboliczny gest, przekazując egzemplarz ustawy zasadniczej każdemu z trzech liderów komitetu. Gest ten zakłócił nieco swoisty „moment Kidawy-Błońskiej”, kiedy okazało się, że jedna z konstytucji gdzieś zaginęła (szczęśliwie tylko na chwilę). Przekaz jednak był jasny: my swoje zrobiliśmy, czas na młodszych. W ten sposób Kwaśniewski dobrze wpisał się w docenianą ponoć przez wyborców narrację o wspólnym komitecie trzech pokoleń lewicy.

W ostatnich tygodniach były prezydent mocno się uaktywnił, jeżdżąc po Polsce i wspierając kampanię. Jak słyszymy, pomaga też w młodszej części elektoratu. – Z badań wychodzi nam, że Kwaśniewski jest dobrze odbierany. Jak ktoś jest na memach, to znaczy, że jest fajny – słyszę ze sztabu Lewicy.

Role rozpisane… tradycyjnie. Kobiety Lewicy w cieniu liderów

Role na konwencji były rozpisane dość standardowo. – Tomasz Sakiewicz uważa, że Jarosław Kaczyński odbierze kiedyś Nobla. Powstaje tylko pytanie, komu. Lechowi Wałęsie? – prowokacyjnie pytał Włodzimierz Czarzasty, wywołując wesołość. Lider SLD bronił dziedzictwa PRL i zwracał uwagę na problemy emerytów. Przy okazji sformułował nową obietnicę: powołanie Ministerstwa Polityki Senioralnej. – Polska to jest ten zmęczony ratownik, który na nocnym dyżurze jedzie, żeby ocalić komuś życie. To jest dyżurująca 24 godziny pielęgniarka. To jest nauczycielka, która zdziera głos w przeładowanej sali, strażak, który ryzykuje życie, żeby ratować innych – mówił z kolei Adrian Zandberg, obiecując poprawę losu pracowników i obronę budżetówki „jak niepodległości”. Robert Biedroń podkreślał z kolei zapowiedź stworzenia „nowoczesnego państwa dobrobytu” i przeciwstawiał je państwu „tradycyjnemu, katolickiemu i tylko dla wybranych”.

Na dalszym planie były natomiast kobiety. Wystawiając przeciwko czterem mężczyznom kobietę, Lewica mogła wyróżnić się w debacie w telewizji publicznej. Postawiła tymczasem na mocno przeciętnego Andrzeja Rozenka. Podobnie na konwencji brakowało sygnału, że lewicowe kandydatki są kimś więcej niż wsparciem dla liderów. Marcelina Zawisza, Anna-Maria Żukowska i Gabriela Morawska-Stanecka przemawiały przed Czarzastym, Biedroniem i Zandbergiem, miały też mniej czasu. Może logika kampanii jest taka, że najważniejsi są liderzy, ale jeśli Lewica chce wzmacniać wiarygodność w zakresie walki o prawa kobiet, to taki sygnał powinien był się pojawić.

„Koalicja nie oferuje nic poza anty-PiS-em”. Lewica ma pomysły

– Wygramy, bo chcemy wygrać – skandował na koniec konwencji lider SLD, a z nim publiczność. I rzeczywiście, choć brak pełnej sali pokazuje, że struktury mogłyby się postarać bardziej, to kandydaci Lewicy sprawiają wrażenie bardziej zdeterminowanych niż kandydaci Koalicji Obywatelskiej. Małgorzata Kidawa-Błońska dużo czasu spędza w Warszawie zamiast „w terenie”, a posłowie PO odbębniają rytualne konferencje prasowe w Sejmie. Życia, pomysłu jednak nie widać. Koalicja jest projektem, który próbuje dogodzić wszystkim. Jest więc efemeryczny i trudno się z nim identyfikować.

Dzień przed publikacją spotu, w którym Barbara Nowacka przekonuje, że KO „to także wartości lewicowe”, startujący z list Koalicji konserwatysta Paweł Kowal (dawny wiceszef klubu PiS i wiceminister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego) w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” przyznał, że postępowemu wyborcy lewicy „nie ma wiele do zaproponowania”.

Platforma nie ma oferty, więc znika w tym obrazku. Jest albo konserwatywne, zamordystyczne państwo, które od czasu do czasu coś rzuci, albo nowoczesne państwo dobrobytu lewicy. PO nie ma nic poza anty-PiS-em – mówi Maciej Konieczny, jedynka Lewicy w Katowicach. Sojusz SLD, Wiosny i Razem tymczasem bardzo stara się przekonać wyborców, że pomysły ma. W tym celu zaprezentował liczne „pakty” – m.in. dla pieszych, zdrowia, klimatu oraz małych i średnich miast.

Upadł duopol. Czas na „efekt Zandberga” i kwiaty dla Schetyny?

Dla SLD, który wypadł z Sejmu cztery lata temu, kluczowy był ostatni tydzień przed wyborami, gdy elektorat odpłynął, a Zjednoczona Lewica wylądowała poniżej progu. W ostatnim momencie głosujący dali się bowiem przekonać, że tylko wybierając PO, można pokonać PiS. Tym razem będzie inaczej, bo upadł duopol. Na poziomie mentalnym nie ma już przekonania, że jest tylko PiS albo PO, i trzeba wybierać. Nam się udało to pokonać i dlatego nasz wynik już nie spadnie – twierdzi Konieczny.

Jeśli podczas wtorkowej debaty w TVN powtórzy się „efekt Zandberga”, który w 2015 r. zapewnił partii Razem subwencję, to Lewica będzie mogła ze sporym optymizmem czekać na wybory. Nawet jeśli Zandberg nie wypadnie tak dobrze jak cztery lata temu, to można założyć, że Lewica będzie trzecią siłą w nowym Sejmie. Jej liderzy mogą zaś już zamawiać kwiaty dla Grzegorza Schetyny – partie lewicy zjednoczyły się dzięki jego decyzji i są silne słabością jego koalicji.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną