JACEK ŻAKOWSKI: – Jak uratować demokrację?
YASCHA MOUNK: – Najpierw trzeba zrozumieć, dlaczego ona się rozwala.
Dlaczego?
Bo nowy populizm stworzył nowe zagrożenie. Stare dyktatury mówiły, że demokracja to chaos niszczący gospodarkę, a one oferują porządek i dostatek. Teraz wszędzie słychać: „W tym kraju nigdy nie było prawdziwej demokracji. Głosujcie na nas, to będziecie mieli naprawdę demokratyczny i sprawiedliwy kraj”. To trafia do ludzi. Trump w Ameryce, Bolsonaro w Brazylii, Erdoğan w Turcji, Kaczyński w Polsce takimi obietnicami zdobywają masowe poparcie.
Co znaczy, że ludzie masowo nie czuli dobrodziejstw demokracji.
Nie czuli. Narastało powszechne wrażenie, że nikt nas nie słucha. Bo system rządzenia jest bardzo skomplikowany. Kluczową rolę odgrywają eksperci, lobbyści, biurokraci. A preferencje wyborców często są ignorowane jako nieracjonalne. I to bez specjalnych wyjaśnień. To jest duży problem. Zwłaszcza w kontekście niepokojących ludzi szybkich zmian kulturowych, gospodarczych i technologicznych.
Dlatego wyborcy zaczęli szukać lepszego porządku?
Zaczęli szukać rozwiązań, na które mają większy wpływ. Ale nie odrzucają demokracji liberalnej.
Wybierali Erdoğana albo Kaczyńskiego, ale wciąż chcą liberalnej demokracji?
Chcą lepszej liberalnej demokracji.
Czyli jakiej?
Liberalna demokracja opiera się na dwóch fundamentach. Jeden to wspólne decydowanie – każdy ma mieć głos, a nie tylko jakiś generał czy prezes. A drugi to, że każdy może mówić, co chce, i żyć tak, jak chce, dopóki nie szkodzi innym. Kiedy te dwa fundamenty są stabilne, dość łatwo jest mówić: Na pewno może być lepiej, spróbujmy czegoś innego.