Kilka dni przed wyborami TVP wyemitowała paszkwil pt. „Inwazja”, który przedstawia osoby nieheteronormatywne jako stonkę ziemniaczaną rzuconą na polską ziemię przez europejskich Sorosów. O paranoicznej homofobii partii rządzącej pisałyśmy już kilka razy, ale warto przyjrzeć się, czemu kampanię zbudowano między innymi właśnie na niej.
Prezes Kaczyński po wygranych wyborach zapowiedział „przyjrzenie się grupom społecznym, które nas nie poparły”. Nie wiemy co prawda, dlaczego miałby im się przyglądać i przyznajemy zarazem, że odrzuca nas na myśl o tym wzroku, ale może te słowa należy rozumieć jako troskliwe zainteresowanie tymi, którzy krytycznie patrzą na ostatnie cztery lata rządzenia PiS. Mając na uwadze język nienawiści, którym posługują się rządzący, zapowiedź baczniejszego obserwowania oponentów i oponentek brzmi jak groźba. Już my was mamy na oku, jedna feministko z drugim ekologiem!
Planowane jest z pewnością kolejne „wstrząsające” śledztwo na miarę „Inwazji”. Przypomnijmy: jedna z dziennikarek nagrywała ukrytą kamerą spotkania wokół Marszów Równości i zebrania Kampanii Przeciw Homofobii. W filmie wykorzystano również wypowiedzi ekspertów, którzy nie do końca wiedzieli, w związku z czym się wypowiadają. Powstał zakalec z przekazem, że seksualizacja dzieci to skrupulatnie przeprowadzana akcja. Za pieniądze, rzecz jasna. I pod flagą lewacko-czerwoną.
Trudno polemizować z homofobią, bo to nie pogląd, tylko dyskryminacja. Skoro argumenty o równości społecznej niezależnie od preferencji seksualnych są za trudne, to spójrzmy na konkret: te „wyseksualizowane” dzieciaki właśnie przez twory takie jak film „Inwazja” mają poważne problemy. Brak akceptacji i wciskanie na siłę do jednego szablonu kończą się depresją, niską samooceną lub samobójstwami.