Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Miller kończy aferę Rywina. Politycy uznali, że odkupili winy

Włodzimierz Czarzasty przyjmuje gratulacje po wyborze na wicemarszałka Sejmu. Włodzimierz Czarzasty przyjmuje gratulacje po wyborze na wicemarszałka Sejmu. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Ma rację Leszek Miller, że wysoka sejmowa funkcja dla Włodzimierza Czarzastego i miejsce w poselskich ławach dla Roberta Kwiatkowskiego to symboliczny koniec afery Rywina. Symboliczny dla nich samych, dawnych grabarzy SLD, bo wrócili do Sejmu.

„Wybór Włodzimierza Czarzastego na wicemarszałka Sejmu i mandat poselski Roberta Kwiatkowskiego to symboliczny koniec tzw. afery Rywina. Prowokacji, która przed laty rozbiła SLD i przyniosła niepowetowane szkody w życiu publicznym odczuwalne do dziś” – napisał na Twitterze Leszek Miller.

Przypomnijmy: aferę Lwa Rywina badała sejmowa komisja śledcza. To na jej działaniach zaczęła budować się kariera Zbigniewa Ziobry. Według przyjętego przez Sejm w 2004 r. raportu komisji, przygotowanego przez Ziobrę, to m.in. Czarzasty, Miller i Kwiatkowski mieli być członkami „grupy trzymającej władzę”, która wysłała Rywina z korupcyjną propozycją do „Gazety Wyborczej”. Do tego nieformalnego układu zaliczono też byłą wiceminister kultury Aleksandrę Jakubowską oraz Lecha Nikolskiego, ministra z kancelarii premiera Millera. Ostatecznie sąd orzekł, skazując Rywina na dwa lata więzienia i 100 tys. zł grzywny, że grupa trzymająca władzę istniała, jednak nie da się ustalić jej składu.

Czytaj także: Witek marszałkinią Sejmu. Czarzasty wicemarszałkiem

O co chodziło w aferze Rywina

Prawie dwie dekady temu to właśnie Czarzasty, jako sekretarz KRRiT, był uważany za głównego inicjującego powstanie nowego koncernu medialnego tworzonego pod patronatem SLD. Ten układ polityczno-medialny miał być silniejszy od Agory, wydającej „Gazetę Wyborczą”, i ochraniać rząd Leszka Millera.

Lew Rywin przyszedł do Agory po pieniądze (17,5 mln dol.), a także z postulatem, aby gazeta była bardziej łaskawa dla Millera i Sojuszu. Dodatkowo – w związku z tym, że Agora szykowała się do ewentualnego zakupu Polsatu – oczekiwano, że Rywin zostanie prezesem tej telewizji i przypilnuje tu partyjnych interesów. W zamian za to z przygotowywanej przez SLD ustawy medialnej obiecano wykreślić blokujący rozwój Agory zapis zabraniający posiadania w jednym ręku ogólnopolskiego dziennika i stacji telewizyjnej (słynne „lub czasopisma”).

Czarzasty zeznaje i zatapia

Jeśli trzeba by było wskazać tego, kto w największym stopniu pogrążył Sojusz, to właśnie był nim Włodzimierz Czarzasty. To przede wszystkim jego postawa podczas przesłuchań w marcu 2003 r. – znacznie bardziej niż ówczesnego szefa Sojuszu Leszka Millera i innych polityków tej partii – przyczyniły się do politycznej tragedii SLD. Wystarczy wspomnieć choćby jego słynne, powtarzane co chwila: „Z największą przyjemnością odpowiem na każde pytanie”. Podczas występów przed komisją prezentował swój charakterystyczny styl bycia, próbował zabłysnąć, coś dodać od siebie, inteligentnie komentować pytania komisji i puentować swoje wystąpienia. Wielu postrzegało jego zachowanie jako aroganckie. Pokazał się jako osoba demonstrująca swoje poczucie wyższości, przedstawiciel bezkarnej władzy, która nie przeminie. SLD miało rządzić jeszcze przez kilka kadencji.

Czarzasty zachowywał się tak, jakby nie zauważył, że choć wtedy jeszcze wszystkie instytucje państwa były pod kontrolą SLD, to nastroje społeczno-polityczne już się zmieniały. A zmieniały się właśnie pod wpływem oglądanych w telewizji przez szeroką widownię transmisji obrad komisji śledczej ds. afery Rywina. Po latach Leszek Miller przyznał, że Sojusz popełnił błąd, zgadzając się na tę komisję.

Czytaj także: Kwaśniewski, Czarzasty i nowe pokolenie

Czarzasty czekał na powrót do Sejmu

Miller, Kwiatkowski i Czarzasty zdają sobie zapewne sprawę, że arogancja, którą pokazał przed komisją śledczą ten ostatni, pociągnęła Sojusz na dno. Włodzimierz Czarzasty w rozmowie z „Polityką” siedem lat temu przyznał, że przed komisją był może zbyt ambitny, może zbyt pewny siebie. I już wtedy zapowiadał, że chce wrócić na Wiejską jako poseł. „Mandat społeczny, po tym, jak nie zostały mi przedstawione żadne zarzuty prokuratorskie w aferze Rywina, byłby dla mnie zamknięciem tej sprawy raz na zawsze. Bardzo nakręca mnie wyprowadzanie czegoś z kryzysu i w finale sprzedawanie dobrej marki. W polityce ta sprzedaż to dobry wynik wyborczy” – stwierdził w 2012 r. Czarzasty.

Millera i Czarzastego łączy też motyw zemsty. Mają za złe Grzegorzowi Napieralskiemu, że nie wpuszczał ich na listy wyborcze, kiedy kierował SLD. Mieli też za złe prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, że nie bronił ich po sprawie Rywina, że przez brak jego stanowczości upadł rząd i obaj znaleźli się na politycznym aucie. „Trzeba było walczyć o tę sprawę. Nie było nikogo odważnego w SLD, a Miller, Kwiatkowski i ja mieliśmy wbite noże w plecy, więc byliśmy za słabi, by bronić się sami” – znów Czarzasty z 2012 r.

Dziś Miller jest europosłem, a Kwiatkowski i Czarzasty zasiedli wczoraj w ławach poselskich. Gdyby nie ten ostatni, najprawdopodobniej w ogóle nie byłoby afery Rywina, która zniweczyła wielkie wyborcze zwycięstwo SLD i otworzyła drogę do władzy nowym, niewielkim partiom: Platformie Obywatelskiej Donalda Tuska i Prawu i Sprawiedliwości braci Kaczyńskich.

Dziś Lewica wróciła do Sejmu i znów zaczyna liczyć się w polityce. Jest w tym też zasługa Włodzimierza Czarzastego, dawnego grabarza SLD. Wymienieni w tweecie przez Millera i on sam mogą czuć satysfakcję. Dla nich symboliczny koniec afery Rywina polega na tym, że mandaty – poselskie i europejski – to także mandaty do zmycia z siebie poczucia winy. Ale czy naprawdę ją zmyli?

Czytaj też: Lewica stoi przed szansą, ale czy z niej skorzysta

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną