Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

„Black Mirror” po polsku, czyli Morawiecki w rzeczywistości równoległej

Premier Mateusz Morawiecki wygłosił w Sejmie expose Premier Mateusz Morawiecki wygłosił w Sejmie expose Adam Chelstowski / Forum
Premier Mateusz Morawiecki wygłosił świetne exposé. Gdyby tylko było prawdziwe, już niedługo żylibyśmy w raju. Sęk w tym, że nie jest.

Z punktu widzenia czystej retoryki już poprzednie exposé Mateusza Morawickiego z grudnia 2017 r. było bardzo dobre. Co więcej, było też niesłychanie lewicowe czy też, to modne ostatnio słowo, progresywne. Wystarczy przypomnieć, że Morawiecki listę najważniejszych zadań dla swojego rządu rozpoczął wtedy od... służby zdrowia i ochrony środowiska. Wśród swoich priorytetów wspomniał też o równości praw, szans dla kobiet i mężczyzn oraz walce z przemocą domową. Podobną mowę mógłby wygłosić dowolny europejski socjaldemokrata.

Czytaj też: Cztery lata rządów PiS: Straciliśmy renomę państwa praworządnego

Rzeczywistość za Morawieckiego skrzeczy

Problem w tym, że ówczesne zapowiedzi premiera zupełnie rozminęły się z rzeczywistością, a osiągnięcia jego rządu w tych teoretycznie priorytetowych dziedzinach są wyjątkowo nikłe. We wszelkich statystykach związanych z ochroną środowiska, z czystością powietrza na czele, Polska wciąż wlecze się w europejskim, a nawet globalnym ogonie. Ba, w wypadku służby zdrowia jest dużo gorzej niż było, co gołym okiem widział każdy Polak, który w ciągu ostatnich dwóch lat zjawił się choć raz w aptece (chroniczny brak wielu podstawowych leków), przychodni (rosnące kolejki), czy – nie daj Boże – na szpitalnym oddziale ratunkowym, tzw. SOR-ze (kompletna zapaść).

Podobnie było z dzisiejszym éxpose, w którym Morawiecki w każdym przypadku odmieniał słowo „normalność”. Znów było wszystko: dbanie o tradycję i rodzinę, o przedsiębiorczość i modernizację, o siłę Polski w Unii, było też rytualne nawoływanie do zgody. Kilka pomysłów znów ewidentnie zostało skierowanych do progresywnych, miejskich wyborców (widać, że PiS zauważył powrót lewicy do Sejmu): pierwszeństwo pieszych na pasach czy powrót do tematu równej płacy dla kobiet i mężczyzn. Szczegółowo omawiamy zapowiedzi premiera w innym miejscu, tu warto się odnieść do jego mowy jako swego rodzaju wizji.

Co znaczy „normalność” dla PiS

Im bardziej Morawiecki powtarzał słowo „normalność”, a zrobił to kilkadziesiąt razy, tym bardziej można się zastanawiać: po co? Może dlatego, że rządowi Morawieckiego do normalności jest bardzo daleko, ale zaklinanie rzeczywistości w exposé w niczym tu nie pomoże. Przykładowo: dalej mamy do czynienia z sytuacją, w której premier nie ma samodzielnej pozycji politycznej, i jeśli taka będzie wola kierownictwa politycznego partii, czytaj: Jarosława Kaczyńskiego, może w każdej chwili zniknąć.

Czy jest normalne, że do porozumienia i zgody wokół wartości narodowych nawołuje premier z formacji, która jak nigdy dotąd rozpala spory, pogłębia rowy między Polakami, a swoich przeciwników wyklucza ze wspólnoty i traktuje jak zdrajców? Czy jest normalne, że premier rządu, który doprowadził do wspomnianej już zapaści służby zdrowia i edukacji (o czym wie każdy rodzic 14- i 15-latka w tym kraju), teraz z uśmiechem na twarzy opowiada o „poprawie jakości usług publicznych”?

Czytaj też: Cztery lata rządów PiS: Szkoła, czyli cała wstecz

Czy jest normalne wreszcie, że reprezentant obozu politycznego, który przez politycznie motywowane zmiany drastycznie pogorszył stan praworządności oraz wymiaru sprawiedliwości i na tym tle doprowadził do głębokiego konfliktu Polski z unijnymi instytucjami i stolicami, opowiadał o „kontynuowaniu reformy”? Jeśli tak ma wyglądać normalność, to lepiej się od niej trzymać z daleka.

Ugrupowanie Kaczyńskiego to syta partia władzy

W mowie Morawieckiego zadziwiająco niewiele było konkretów. Jakkolwiek mówić o pierwszej kadencji PiS, to prawica, dochodząc do władzy, proponowała zasadnicze zmiany: 500 plus, obniżenie wieku emerytalnego, podwyżki płacy minimalnej etc. W tym exposé pomysłów tej skali już nie było (może to i dobrze). Uwidoczniło to fakt, który pokazał już wynik wyborczy: że projekt PiS traci impet, a radykalna kiedyś formacja przeistacza się w sytą partię władzy.

I kluczowa kwestia. Od tego, co było w exposé Morawieckiego, dużo istotniejsze jest to, czego w nim nie było. Premier nie odpowiedział nam na najważniejsze pytania, jakie należy sobie zadać u progu drugiej kadencji PiS. Czy prawica będzie próbowała dalej zawłaszczać i przekształcać państwo na wzór węgierskiego sojusznika Viktora Orbána? Czy dokręci śrubę i zabierze się do kolejnych środowisk: dziennikarzy, działaczy społecznych, samorządowców?

Nie padło ani słowo na temat tego, jak PiS chce sobie poradzić z problemem „PiS-ancjum”, czyli setek i tysięcy partyjnych działaczy, którzy niezależnie od kompetencji czy ich braku (częściej to drugie) obsiedli urzędy, państwowe spółki i wszelkie pozostałe zależne od państwa posady. Nawet PiS dostrzegł już ten problem, bo powołał specjalny resort aktywów państwowych, na którego czele stanął polityk w randze wicepremiera, który ma utrzymać w ryzach ten patologiczny proces.

Trzeba poczekać do maja

Nie wiemy, jak rząd chce sobie poradzić z pogorszoną pozycją polski w Unii Europejskiej, w której Polska wraz ze swoimi węgierskimi sojusznikami znalazła się na cenzurowanym nie tylko w instytucjach czy stolicach państw członkowskich, ale też w oczach opinii publicznej. Polska ma najgorszą prasę w Europie od kilkudziesięciu lat. Nie dowiedzieliśmy się wreszcie, jak kraj jest przygotowany do nadciągającego spowolnienia gospodarczego, o którym otwarcie mówił Jarosław Kaczyński przy przedstawianiu proponowanego składu rządu. Czy przez ostatnie lata świetniej koniunktury przygotowaliśmy się na to, żeby stawić mu czoła?

Wygląda na to, że od urzędującego premiera nie usłyszymy odpowiedzi na te pytania, a wszystko, jak się to mówi, wyjdzie w praniu. Kluczową cezurą będą wybory prezydenckie – do tego czasu ekipa PiS będzie się trzymała raczej centrowej agendy, żeby nie odstraszyć centrowych wyborców; z pojedynczymi wyskokami, jak przemówienie Antoniego Macierewicza czy kandydatury Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz do Trybunału Konstytucyjnego. Na prawdziwe exposé, wygłoszone lub realizowane w praktyce, przyjdzie nam poczekać do maja.

Czytaj też: Cztery lata rządów PiS: Koszmar dla środowiska

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną