Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS zachował istotę ustawy represyjnej. Poprawki są pozorne

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podczas posiedzenia w Sejmie 20 grudnia 2019 r. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podczas posiedzenia w Sejmie 20 grudnia 2019 r. Łukasz Błasikiewicz / Kancelaria Sejmu RP
PiS przeprowadził przez Sejm ustawę represyjną. Wprowadził dwie poprawki łagodzące przepisy, ale i 19 innych, które rozszerzają polityczną władzę nad sądami i uniemożliwiają badanie prawomocności sędziów powołanych przez neo-KRS. Czyli wykonanie wyroku TSUE.

Poprawki zgłoszone i przyjęte przez PiS można porównać do uszczelniania łodzi, która ma przewieźć partię przez kryzys związany z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada, czyli spodziewanym dalszym zawieszaniem spraw przez sądy, odmowami orzekania z neosędziami, wnioskami o wyłączanie neosędziów, zadawaniem w tej sprawie pytań prawnych Sądowi Najwyższemu i uchwałami SN w odpowiedzi na nie.

Jan Woleński: Ustawa PiS to wstęp do miękkiego autorytaryzmu

Kluczowa definicja sędziego

Ustawa w wielu miejscach narusza konstytucję i wyrok TSUE, czyli prawo unijne, a więc możliwe, że sędziowie zdecydują się pomijać podejrzane przepisy i stosować bezpośrednio konstytucję i ten wyrok. Kluczowy jest jeden przepis: definicja sędziego. Jest nim osoba powołana na stanowisko przez prezydenta, która złożyła przed nim ślubowanie. Przy takiej definicji – uważa zapewne PiS – nie będzie już można kwestionować powołania żadnego sędziego z udziałem neo-KRS, bo każdą wadę „naprawia” swoim mianowaniem głowa państwa.

Przed uchwaleniem ustawy represyjnej opozycja ujawniła list wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Very Jourovej do prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu. Apeluje w nim o przerwanie prac nad ustawą i zasięgnięcie opinii Komisji Weneckiej w sprawie jej zgodności ze standardami europejskimi: „Wszelkie zmiany legislacyjne muszą być zgodne z wymogami leżącymi u podstaw porządku prawnego UE i nie powinny prowadzić do dalszego pogorszenia się stanu praworządności w Polsce”.

List na Twitterze opublikował marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Marszałek Elżbieta Witek nie zgodziła się go powielić i rozdać posłom. Jej odpowiedź na apel Jourovej to przegłosowanie wniosku o natychmiastowe przejście do trzeciego czytania projektu, bez odsyłania go do komisji mimo zgłoszonych poprawek.

Bodnar ma zastrzeżenia

Po drugim czytaniu w Sejmie wystąpił RPO Adam Bodnar. Jego przedstawiciele, podobnie jak przedstawiciele organizacji pozarządowych, poprzedniej nocy nie dostąpili prawa głosu podczas prac komisji sprawiedliwości nad projektem.

„Jako RPO mam obowiązek stać na straży praw i wolności obywateli. Ten projekt to droga do prawnego polexitu – mówił Bodnar. – W obliczu zagrożeń dla polskiego systemu prawnego powinniśmy spodziewać się inicjatyw, które przywrócą porządek konstytucyjny. Zamiast tego są represje wobec sędziów. A teraz trwa debata nad ustawą, która pogłębi kryzys praworządności”.

RPO przypomniał, że kryzys ten odbije się na gospodarce i prawach obywateli, bo orzeczenia sądów – np. w sprawach rodzinnych czy gospodarczych – nie będą uznawane w innych krajach Unii. „Przyjęte nocą poprawki pogarszają sytuację – na pewno nie były konsultowane z zainteresowanymi instytucjami, którym zmieniają tryb działania (choćby z kancelarią prezydenta), bo tego nie da się zrobić między 2 a 5 nad ranem”.

„Projekt łamie konstytucję i kwestionuje udział Polski w wymiarze prawnym w Unii Europejskiej i Radzie Europy, ostatecznie podda polskie sądy i polskich sędziów politycznej kontroli organów władzy ustawodawczej i wykonawczej, a co najważniejsze – drastycznie obniży poziom sądowej ochrony praw jednostek” – mówił Bodnar.

Czytaj też: Bliżej polexitu. Prasa zagraniczna o ustawie represyjnej PiS

Komisja sprawiedliwości obraduje nocą

Po pierwszym czytaniu sejmowa komisja sprawiedliwości pracowała nad projektem ponad 10 godzin – od 19:30 w czwartek do 5:30 w piątek. Marek Ast (PiS), przewodniczący komisji, był zdecydowanie mniej sprawny w pacyfikowaniu opozycji niż jego poprzednik Stanisław Piotrowicz. Dopuszczał posłów do głosu, nie skrócił wystąpień do 10 sekund, nie radził sobie z punktującą jego błędy proceduralne wiceprzewodniczącą Kamilą Gasiuk-Pihowicz (KO). Pozbawiony był też bezwarunkowej pomocy Biura Legislacyjnego. Za Piotrowicza prawnicy BL wspierali wszelkie działania przewodniczącego, uznając je za zgodne z regulaminem. Tym razem zachowywali się merytorycznie. Na przykład Łukasz Nykiel przyznał rację Gasiuk-Pihowicz, że nie można głosować poprawek blokiem, co w praktyce uniemożliwiłoby dyskusję nad nimi.

PiS zgłosił w sumie 21 poprawek, z których większość – jak zauważyli posłowie opozycji – przywieziono w pośpiechu z resortu sprawiedliwości. W oczekiwaniu na nie Ast wstrzymywał prace. Poprawki, które nie były autorstwa ministerstwa (oczywiście były zgłaszane jako poselskie), pochodziły z Porozumienia, partii sojuszniczej PiS. To rozbudowana preambuła, w której na wszystkie sposoby przywołuje się dobro RP, konstytucję i sędziowską niezawisłość. Prawnie i praktycznie preambuła nie ma sensu, bo będzie przy ustawie nowelizującej kilka ustaw, a więc koniec końców w żadnej z nich się nie znajdzie. Ale ma być zapewne dowodem dobrej woli władzy, rodzajem alibi, że chodzi wyłącznie o dobro Rzeczpospolitej, a nie o żadną pacyfikację sędziów.

Z czego wycofał się PiS

PiS zdecydował się usunąć z projektu dwa najbardziej krytykowane punkty dotyczące odpowiedzialności dyscyplinarnej. Pierwszy był przedmiotem zarzutów, że znosi pierwszeństwo prawa Unii nad prawem krajowym (rozporządzeniami i ustawami). Stanowił, że przewinieniem dyscyplinarnym jest „odmowa stosowania przepisu ustawy, jeżeli jego niezgodności z konstytucją lub umową międzynarodową ratyfikowaną za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie nie stwierdził Trybunał Konstytucyjny”. Prawo zakazywało więc też bezpośredniego stosowania konstytucji.

Drugi przepis, z którego PiS zrezygnował, zakazywał „działania o charakterze politycznym”. Krytykowano go za nadmierną ogólność.

Pozostały inne zakazy, w tym „działanie lub zaniechanie mogące uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości”. Pod ten przepis można podciągnąć wszystko: od zawieszenia sprawy np. w oczekiwaniu na odpowiedź na pytanie prejudycjalne wysłane do TSUE (taki zarzut stawia się sędziom Ewie Maciejewskiej i Igorowi Tulei) po uchylenie wyroku i skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Pozostał też delikt polegający na „kwestionowaniu istnienia stosunku służbowego sędziego lub skuteczności jego powołania”.

Tak naprawdę oba nowe delikty nie mają większego znaczenia, bo już dziś sędziowie kwestionujący legalność powołania neosędziów mają postępowania dyscyplinarne – zarzuca im się kwestionowanie uprawnień konstytucyjnych organów (czyli prezydenta i KRS). Dodanie tych przepisów do ustawy ma służyć dodatkowemu zastraszeniu.

Zrezygnowano też z nakładania na sędziów i prokuratorów obowiązku sprawozdawania o swojej działalności w internecie. I z kary polegającej na wysłaniu na inne miejsce służbowe, co było w sposób oczywisty sprzeczne z konstytucją.

PiS uszczelnił projekt ustawy

Większość z 21 poprawek zgłoszonych i uchwalonych przez PiS dotyczy uszczelnienia wcześniej złożonego projektu tak, by w żaden sposób – wprost czy dookoła – nie dało się zakwestionować prawomocności powołania neosędziego lub jego wyroków. I żeby ostateczny głos w tych sprawach miała Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN.

Uszczelniono też procedurę wyboru nowego prezesa SN (kadencja prezes Gersdorf kończy się w kwietniu), tak by kandydatów przedstawionych prezydentowi wybrali neosędziowie. W zgromadzeniu, które może wyłonić kandydatów, ma uczestniczyć minimum 84 sędziów SN (do tej pory wystarczyła ponad połowa). Ponieważ neosedziów jest 37, a starych sędziów 64, neosędziowie mogą zablokować wybór kandydatów na prezesa, nie przychodząc na Zgromadzenie. Wtedy prezydent może wskazać pełniącego obowiązki prezesa. Wreszcie w kolejnej poprawce napisano, że do wyboru kandydatów (po tym jak prezydent ustanowi owego p.o.) wystarczy 32 sędziów SN. A więc jeśli p.o. zwoła Zgromadzenie tak, by nie zdążyła na nie część starych sędziów, wśród pięciu kandydatów przedstawionych prezydentowi znajdzie się neosędzia.

Poprawkami wprowadzono też prawo powoływania przez Rzecznika Dyscyplinarnego Nadzwyczajnego Rzecznika Dyscyplinarnego do ścigania konkretnego sędziego administracyjnego.

Ustawa błyskawicznie przegłosowana

Odrzucono 80 poprawek opozycji, które marszałek Witek odczytywała w tempie prowadzącego licytację koni na Dzikim Zachodzie. To, że posłowie nadążali naciskać przyciski (jeśli nadążali), jest nieprawdopodobnym osiągnięciem.

Ustawa przeszła 223 głosami „za” przy 205 przeciw i 10 wstrzymujących się. Wstrzymali się posłowie Konfederacji. Dziewięcioro posłów opozycji nie przyszło na głosowanie, w tym Grzegorz Napieralski, Bogusław Sonik i Witold Zembaczyński z KO.

Teraz ustawa idzie do Senatu, który ma 30 dni na jej uchwalenie. Możliwe, że marszałek Grodzki poprosi Komisję Wenecką o opinię. Mogłaby się ona ustosunkować m.in. do koronnego argumentu PiS, że podobne przepisy funkcjonują w innych krajach wspólnoty. Nikt w tej sprawie nie jest tak kompetentny jak właśnie Komisja Wenecka.

Jej opinia nie jest wiążąca, ale ma olbrzymie znaczenie prestiżowe i Andrzejowi Dudzie niezręcznie będzie nie wziąć jej pod uwagę, gdy dostanie ustawę do podpisania. Gdyby ją zawetował – nie ma szans na jej uchwalenie, bo do tego potrzeba większości dwóch trzecich głosów. Może ją posłać do Trybunału Julii Przyłębskiej. Ale byłaby to kpina z Komisji Weneckiej, której opinia nie będzie dotyczyła polskiej konstytucji, tylko standardów europejskich.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną