Gdy aktywista miejski Jan Śpiewak został prawomocnie skazany za zniesławienie na 5 tys. zł grzywny i 10 tys. zł nawiązki, natychmiast stwierdził, że konieczna jest głęboka reforma sądownictwa. „Trzeba zmienić system, a nie tylko ludzi” – zaproponował, chociaż na jego miejscu sprawy wymiany ludzi nie lekceważyłbym, bo to w końcu oni wydali na niego wyrok. Śpiewak dwa lata temu współorganizował protesty przeciwko pisowskim zmianom w sądownictwie, ale nie kryje, że dziś, po tym jak został przez to sądownictwo potraktowany, jest już zdecydowanie za zmianami.
Uważam, że niechęć Jana Śpiewaka do systemu, który doprowadził do skazania go, jest w pełni usprawiedliwiona. Nie dziwię się, że widzi on potrzebę obalenia tego systemu za to, że skazuje ludzi uważających się za niewinnych, a staje w obronie tych, których ci niewinni uważają za winnych i którzy ich zdaniem powinni być skazani zamiast nich. Śpiewak dostrzega wprawdzie „nieszczęśliwą koincydencję” między opowiedzeniem się przez niego za głębokimi zmianami w sądownictwie a faktem skazania go przez sąd, ale jak wyjaśnia: „nie ja wpadłem na pomysł skazania mnie”. Na ten niezrozumiały pomysł wpadł oczywiście sąd, co tylko potwierdza opinię Śpiewaka, że nadaje się on do wymiany albo chociaż do zdyscyplinowania.
Jan Śpiewak nie precyzuje, na jaki inny system wymienić ten istniejący, ale – jak rozumiem – chodziłoby o jakiś sprawiedliwy system, w którym Śpiewak nie przegrywałby spraw, w których czuje się niewinny. Zgadzam się z tym, bo uważam, że przegrywanie procesów jest trochę niesprawiedliwe. Winę za to ponoszą oczywiście sędziowie, dlatego jeśli w sądownictwie należy coś pilnie zmienić, to sędziów, co zresztą PiS robi od czterech lat. W dalszej kolejności zastanowiłbym się, jak spowodować, żeby w procesach nie było przegranych, a zamiast tego, żeby obie strony wygrywały albo przynajmniej uzyskiwały sprawiedliwy remis.