Właściciel knajpy mówi, że pora doprowadzić napis do porządku. Nowe litery kupił już w likwidowanym warsztacie samochodowym. Też cztery: Auto. Wystarczy zamontować i będzie cacy. Restauracja ma na swoje potrzeby telewizję przemysłową za dwa miliardy złotych, która przekazuje klientom przez całą dobę, jak rzetelnie są tu myte wszystkie garnki, szklanki i sztućce, więc nie ma się czego obawiać. By podkreślić wiarygodność dokumentu, film jest puszczany zawsze ten sam. Na co dzień puszcza się natomiast w obieg naczynia niemyte – naturalnie lepkie. Do filiżanek po kawie wlewa się nową kawę, a na brudny talerz po buraczkach kładzie się buraczki dla kolejnego klienta.
Personel nie protestuje, bo nie ma powodu. Pensje są wysokie, a stanowiska jeszcze wyższe. Zakałą restauracji są klienci. Bo chociaż tłumaczy się temu ciemnemu ludowi, że obowiązują tu światowe standardy, to zawsze znajdzie się jakiś picuś-glancuś, któremu krzesła się kiwają, lampka na stoliku się nie pali, a w toaletach gorąca woda jest zimna. Tych narzekających właściciel stara się eliminować, szczególnie gdy zauważy, że jego obietnice i perswazje nie robią na kimś wrażenia. Wprawdzie wie, że zobowiązania składa się po to, by ich nie wypełniać, ale chyba klient – w dodatku stały – też to wie. Na wszelki wypadek szef restauracji postawił wokół swojej siedziby mocne metalowe barierki i każdego, kto chce wejść, legitymuje policja. Pegasus w ciągu 15 sekund pokazuje, kim jest natręt. Powstało już nawet dowcipne powiedzonko: natręt za zakręt, choć nie każdemu jest do śmiechu.
Na ścianach dawnego vipowskiego saloniku wiszą trochę już spłowiałe fotografie Władysława Gomułki i Edwarda Gierka oraz transparent sprzed lat czterdziestu: „Ambitny program partii pomostem w XXI wiek”.