Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dlaczego PiS może zyskać na konflikcie z Rosją

Władimir Putin na Kremlu podczas posiedzenia prezydenckiej rady bezpieczeństwa Władimir Putin na Kremlu podczas posiedzenia prezydenckiej rady bezpieczeństwa Aleksey Nikolsky/Kremlin Pool / Forum
Nie milkną echa antypolskich wypowiedzi Władimira Putina. Odpowiednio ostra reakcja rządu może pomóc PiS wyjść z powyborczego marazmu.

Rodzimi politycy, niezależnie od opcji, niespotykanie zgodnie zareagowali na słowa Władimira Putina. Przypomnijmy: prezydent Rosji najpierw 19 grudnia oskarżył Polskę o współdziałanie z nazistami, m.in. przy rozbiorze Czechosłowacji w 1938 r. Kilka dni później nazwał „antysemitą i bydlakiem” ambasadora II RP w Berlinie Józefa Lipskiego. W kraju niemal jednogłośnie uznano, że za tymi atakami stoją wewnętrzne problemy Rosji.

Czytaj też: Co rząd powinien zrobić ze słowami Putina o historii

Putin ma swoje problemy

Środowisko Putina faktycznie nie może zaliczyć ubiegłego roku do udanych. Wyborcom nie spodobało się podniesienie wieku emerytalnego ani podatku VAT. Przełożyło się to na wynik wyborów regionalnych i choć prezydencka partia Jedna Rosja stanowczo je wygrała, to w samej Moskwie straciła 16 radnych. Do tego w grudniu Rosjanie dowiedzieli się, że ich sportowcy nie wystąpią na olimpiadzie w Tokio ze względu na zorganizowany system dopingowy.

Ostatnie spektakularne osiągnięcie na arenie międzynarodowej – aneksja Krymu – miało miejsce w marcu 2014 r. Co więcej, uzależnione od eksportu paliw kopalnych imperium ma świadomość, że jego narodowe dobra – węgiel i gaz – wkrótce odejdą do lamusa. Rosja zaś będzie musiała dywersyfikować wpływy do budżetu, m.in. sprzedając państwowe przedsiębiorstwa. Niedawno wrócił temat sprzedaży Aeroflotu i Transnieftu.

Czytaj też: Putin odgrzewa propagandową wojnę z Polską

Winni wszyscy, tylko nie Rosja

Dlatego Putin szuka zaczepki, nie tylko w Polsce. Rosyjskie MSZ oświadczyło, że „porozumienia monachijskie między nazistowskimi Niemcami, Wielką Brytanią, Francją i Włochami nie tylko zdeformowały cały system stosunków międzynarodowych, ale stały się punktem wyjścia do podboju i ponownego podziału Europy”. Do tego „niemiecka wojenna machina była rozbudowywana przy udziale takich amerykańskich firm jak General Electric, Ford i General Motors”.

Innymi słowy: winni tragedii XX w. są wszyscy, tylko nie Rosjanie. Winny jest Zachód, od którego należy się odciąć grubą kreską. Zupełnie jak w wierszu rewolucyjnego poety Aleksandra Błoka, który prawie sto lat temu porównywał kulturę rosyjską do scytyjskiej – koczowniczej i wojowniczej. Innej niż europejska, statyczna.

Czytaj też: Putin ukradł Rosji przyszłość

PiS też ma kłopoty

Nie pierwszy raz administracja Putina atakuje Polskę. W 2004 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski udzielił wsparcia pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, gdy wybory przegrał prorosyjski Wiktor Janukowycz. Wówczas PiS uchodził jeszcze za partię mieszczańską, inteligencką, jego zaangażowanie w sprawy międzynarodowe ograniczało się do zorganizowania wyjazdu obserwatorów na drugą turę wyborów na Ukrainie, a Liga Polskich Rodzin, hołdując endeckiej tradycji, była otwarcie prorosyjska. Nie było na scenie politycznej nikogo, kto mógłby na konflikcie z Rosją zyskać.

Dziś jest inaczej. Dla PiS, podobnie jak dla Jednej Rosji, ostatnie miesiące nie były łaskawe. Partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała Sejm, lecz straciła Senat. Doszła afera z „pancernym” Marianem Banasiem, nominacje dla Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego, spór w sprawie zniesienia 30-krotności składek ZUS. W nowym roku czeka nas bolesna podwyżka cen prądu, co uderzy Polaków po kieszeni i może się przełożyć na notowania PiS.

I tu wchodzi Putin, cały na biało. Przeinacza fakty, rehabilituje rosyjski totalitaryzm. Chciałby, żeby Europa Środkowa znów zależała od Rosji. Temat podchwyciły media: rządowe i liberalne. W okresie świąteczno-noworocznym telewizyjne programy informacyjne, nie mając lepszych tematów, rozkładały wypowiedź Putina i komunikaty rosyjskiego MSZ na części pierwsze. A wśród widzów narastał niepokój, bo im tłumaczyć nie trzeba, że z Rosją nie ma żartów.

Adam Szostkiewicz: Gdy Rosja ma kłopoty, lubi uderzyć się w polskie piersi

To nie koniec konfliktu

Odpowiedź Mateusza Morawieckiego, choć nadeszła późno, okazała się stanowcza. A piłka była po jego stronie. Kryzysy międzynarodowe mają to do siebie, że opozycja nie jest w nich stroną, rzecz rozgrywa się między dyplomatami. Zareagowała też m.in. ambasador USA Georgette Mosbacher, co doskonale pasuje do opowieści o tym, że wobec porykiwań rosyjskiego niedźwiedzia nie jesteśmy zdani na siebie.

Konflikt z Rosją może dalej przynosić konfitury władzy PiS. Po pierwsze, za nami dopiero pierwsza faza starcia. 27 stycznia w Dniu Pamięci o Ofiarach Holocaustu Putin poleci do Izraela, spotka się z premierem Beniaminem Netanjahu i pewnie znów skorzysta z okazji, żeby wspomnieć o Polsce. Po drugie, rodzima polityka stoi u progu wyborów. Prezydent zaś „uosabia państwo na arenie międzynarodowej”, trudno więc, żeby temat napięć z Rosją w kampanii nie wrócił. PiS i jego kandydat mogą zyskać, wzmacniając swój antyrosyjski wizerunek (co nie przeszkadza rządowi importować z Rosji ton węgla), a zarazem spróbować rozwiązać problem z Konfederacją.

Czytaj też: Wybory prezydenckie, kto da radę?

Bicz na Konfederację?

Bo PiS nie jest jedynym wyborem dla prawicowego elektoratu. Elektoratu, który lubi rządy silnej ręki, jest przywiązany do tradycji i Kościoła, ale któremu nie podobają się transfery socjalne PiS. W ostatnich sondażach ten dziwny twór łączący nacjonalistów i ultrawolnorynkowców potrafił zebrać nawet 8 proc. poparcia. PiS może wykorzystać chwilowe napięcie z Rosją, by odzyskać wyborców.

W sukurs przychodzą mu zaś słowa Janusza Korwin-Mikkego. Zdaniem jednego z liderów Konfederacji to źle, że w Polsce stacjonują wojska USA, powinniśmy opuścić zarówno NATO, jak i Unię Europejską. W sposób bardziej stonowany wypowiadał się Krzysztof Bosak: „Naszym interesem jest własne bezpieczeństwo, a nie wkurzanie Rosjan”. Poza tym w ostatnich wyborach parlamentarnych z list Konfederacji startowały tzw. środowiska kresowe, mocno antyukraińskie. Ich przedstawiciele jeździli w grudniu 2018 r. na anektowany Krym.

Obóz rządzący może rozegrać konfederatów, używając ich prorosyjskiego portfolio, a przy okazji oddalając od siebie zarzuty o niejasne powiązania z rosyjskim biznesem czy służbami. Wizerunek silnej partii i niebojącego się konfrontacji prezydenta może dodać punktów w notowaniach. A nawet przynieść zwycięstwo Dudzie w pierwszej turze. Pierwszą rundę jednak przegrał, bo zamiast „uosabiać państwo na arenie międzynarodowej”, oddał premierowi pole do dyskusji z Putinem. Jego głosu zabrakło.

Czytaj też: Wyborczy portret Polaków

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną