Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Głowa psuje się od ryby

Głowa psuje się od ryby. Dlaczego opozycja nie lubi swoich ludzi?

Emocje i resentymenty wkraczają na arenę sporu ideowego, sprowadzając debatę i demokratyczną różnorodność do poziomu walk w błocie. Emocje i resentymenty wkraczają na arenę sporu ideowego, sprowadzając debatę i demokratyczną różnorodność do poziomu walk w błocie. Mirosław Gryń / Polityka
Opozycja ma więcej głosów wyborców niż ich sympatii. Gdyby wziąć pod uwagę tylko ton opinii o antyPiSie, to aż dziwne, że PiS ma tylko 40, a nie 80 proc. poparcia. Dlaczego elektorat opozycji jest tak wobec niej krytyczny?
Przemysław SzubartowiczRafał Guz/PAP Przemysław Szubartowicz

Postawmy sprawę prowokacyjnie: po stronie obozu demokratycznego gejzery fochów, pretensji, żądań i żalów wobec głównych sił politycznych; po stronie autorytarnej władzy chłodny spokój, jedność i bezwzględna realizacja celów. Dlaczego wielu zwolenników opozycji – pomnych, że liberalna demokracja może się realizować tylko poprzez partie, a nie przez wiece – nie naśladuje w tym oponentów, lecz normalne oczekiwania i pragnienia zamieniło w nieustanny ciąg skarg, często pozbawionych podstaw?

Rezygnacja Grzegorza Schetyny z kandydowania na szefa Platformy Obywatelskiej to dobry pretekst, by zastanowić się nie tyle nad kondycją partii, polityków czy idei, jakie towarzyszą debacie publicznej – opisywanych i diagnozowanych na wszystkie sposoby – ile nad stanem opozycyjnego suwerena. Ten z jednej strony deklaruje przerażenie narastającym zagrożeniem ze strony PiS, rujnowaniem podstaw demokratycznej państwowości, ale z drugiej przyjmuje pozę kastratora niemal każdej partyjnej aktywności obozu opozycyjnego, a już zwłaszcza jego największego ugrupowania. Może wcale nie jest tak, jak się niektórym zdaje, że ryba zawsze psuje się od głowy?

Zawsze coś nie tak

Bywa inaczej, zwłaszcza gdy od wielu lat ciężko mówić o ideologicznej, światopoglądowej czy nawet emocjonalnej więzi, która wyrażałaby się w wyznaniu: głosuję na was, bo jesteście moją partią. Moją, czyli taką, z którą identyfikuję się nie na poziomie mniejszego zła, konieczności dziejowej czy po prostu pragmatyzmu, ale z obywatelskiej, wewnętrznej potrzeby. Ani inteligencka Unia Wolności – z politykami ikonami, których trudno było posądzać o brak przemyślanego, ideowo ugruntowanego programu dla Polski – ani chadecko-liberalna, bardziej praktyczna niż romantyczna Platforma – nie doświadczały tego typu łaskawości w III RP.

Polityka 3.2020 (3244) z dnia 14.01.2020; Ogląd i pogląd; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Głowa psuje się od ryby"
Reklama