Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Były senator PiS Stanisław K. zatrzymany przez CBA. Czym podpadł prezesowi?

Były senator Stanisław K. Były senator Stanisław K. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Stanisław K. w ostatnich wyborach nie dostał się do Senatu. Jego immunitet wygasł 13 listopada, a we wtorek rano – dwa miesiące później – został zatrzymany przez CBA.

Walkę o kolejną kadencję przegrał z Wiktorem Durlakiem, byłym asystentem, którego PiS wystawił w okręgu sądeckim. Poparcie partii okazało się mocniejszą kartą w grze o senatorski fotel niż wielka popularność senatora K. i jego zasługi dla regionu.

K. pełnił funkcję nieprzerwanie od 2005 r. Od 2016 r. toczy się przeciw niemu postępowanie w sprawie o korupcję, zarzuty usłyszał w styczniu 2018 r. K. zrzekł się immunitetu chroniącego parlamentarzystę i został przez PiS zawieszony w prawach członka partii. Senat nie uwzględnił jednak, wbrew szefowi PiS, prokuratorskiego wniosku o zgodę na zatrzymanie i aresztowanie K. Parlamentarzysta stawił się na przesłuchanie w prokuraturze, po którym zastosowano wobec niego poręczenie majątkowe.

Czytaj także: Wysyp zarzutów wobec polityków opozycji

Jakie zarzuty dla byłego senatora?

We wtorek 14 stycznia CBA zatrzymało byłego senatora, jego syna i dyrektor małopolskiego oddziału Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Zostali przewiezieni do Prokuratury Regionalnej w Katowicach, gdzie usłyszeli zarzuty korupcyjne. Senator miał wpłynąć na decyzję o umorzeniu postępowania administracyjnego dotyczącego wpisania do rejestru zabytków budynku dawnego hotelu Cracovia i kina Kijów w Krakowie. W zamian przyjął obietnicę udzielenia mu korzyści majątkowej w kwocie miliona złotych. Połowę tej sumy – w formie darowizny na rzecz Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym, w której były senator był prezesem.

Prokuratura zarzuciła też K., że przyjął korzyść majątkową o wartości co najmniej 170 tys. zł w zamian za wywarcie wpływu na prezesa i członków zarządu PKP SA w sprawie jednej z umów zawartych między PKP a innym podmiotem gospodarczym. Na mocy umowy krakowska firma miała otrzymać 4,4 mln zł jako udział w kosztach inwestycji rozbudowy dworca autobusowego.

Trzeci zarzut dotyczy pośrednictwa przy załatwianiu sprawy penitencjarnej skazanego za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Według prokuratury senator miał pośredniczyć w zamianie rodzaju kary na lżejszy system półotwarty, za co miał otrzymać korzyść majątkową o wartości co najmniej 24 tys. zł. To równowartość oświetlenia obiektów sportowych należących do jego fundacji.

Asystent zastąpił senatora

„Zainteresowanie polityką przerodziło się w pasję, odkąd w 2005 r. zacząłem pracę w gorlickim biurze senatorskim, a potem w Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym. Mając tak dobry przykład, postanowiłem zaangażować się w politykę” – mówił Wiktor Durlak w jednym z wywiadów. To właśnie tej fundacji dotyczą zarzuty korupcyjne.

PiS-owi nie przeszkadzało wystawić w wyborach człowieka, który przez wiele lat współpracował bardzo blisko z K. Durlak w ostatnich wyborach zdobył 107, a kandydat K. 70 tys. głosów – i przegrał. Przegrana z własnym asystentem ma znacznie poważniejsze konsekwencje niż urażona duma. To przede wszystkim wtorkowe zatrzymanie.

Był nazywany Królem Południa

Nowy Sącz to matecznik PiS. To tu Andrzej Duda zdobył rekordowe w skali kraju 84 proc. głosów. W 2009 r. Lech Kaczyński został honorowym obywatelem tego miasta – jako poseł stąd pierwszy raz w 1991 r. zasiadł w parlamencie. Senator K. był nazywany Królem Południa. Kaczyński odwrócił się od niego, kiedy kilka lat temu wybierano nowych szefów partyjnych okręgów. We wszystkich w cuglach wygrywali kandydaci wskazani przez prezesa, ale na Sądecczyźnie działacze nie posłuchali.

Fundacja K., która niedawno obchodziła 20-lecie istnienia, to jeden z głównych pracodawców w gminie. Wybudowała cały kompleks, m.in. Centrum Szkoleniowo-Rehabilitacyjne im. Ojca Pio, Hospicjum im. Chrystusa Króla czy Niepubliczne Przedszkole Integracyjne im. Fundacji Polsat. Zatrudnia blisko 200 osób (prawie wszyscy na etacie). Faktem jest, choć to zgodne z prawem, że w fundacji pracuje sześcioro bliskich członków rodziny senatora, a córka i aresztowany syn są wiceprezesami. Według prokuratury bliscy K. od stycznia 2015 do połowy 2017 r. zarobili tu 1,163 mln zł (średnio ok. 5 tys. zł miesięcznie). Senator K. nie brał w fundacji pensji. Kilka lat temu tłumaczył lokalnym mediom: „Czułbym się jak szmaciarz, gdybym coś brał dla siebie. Ale dzieci muszą gdzieś pracować, mam do nich ogromne zaufanie”.

Kiedy w grudniu w 2017 r. prezes PiS chciał aresztowania K., ten zwrócił się do senatorów: „Mogę zapewnić, że przez całe 20 lat mojej działalności charytatywnej nie wziąłem od nikogo ani jednego grosza i mam czyste sumienie. Może moim błędem było to, że jak chodzi o pomoc ludziom biednym, to powinni mnie przebadać psychiatrzy, bo miałem ogromny ciąg do pomocy i potrzebę pomocy ludziom w potrzebie”.

Może popełniłem błąd

K. prowadził też działalność związkową. Od 1997 r. przez osiem lat był przewodniczącym Sekcji Krajowej Kolejarzy „Solidarność”. Politycy bali się protestów kolejarzy prawie tak samo jak górniczych. K. mawiał, że jednym telefonem może zatrzymać pociągi w całej Polsce. To szefowie spółek kolejowych wyłożyli kilkadziesiąt tysięcy złotych, które były kapitałem założycielskim fundacji K. W Stróżach o K. mówią Anioł Stróż i że to jego księstwo.

Ktoś naprawdę życzliwy K. mówił w rozmowie z „Polityką”, że wielu biznesmenów z Sądecczyzny wpłacało na fundację, bo chciało dobrze żyć z senatorem. On zaś powtarzał, że ma prywatny telefon do Kaczyńskiego. Choć w rozmowie z Onetem zastrzegał, że dzwoni do prezesa przez sekretariat, robiło to na ludziach wrażenie. K. tłumaczył się: „w tym pędzie pomocy ludziom chorym, ludziom w potrzebie, popełniłem może błąd… Ja nie mówię, że nie popełniłem błędu, ale od tego są niezawisłe sądy, żeby ocenić, czy go popełniłem, czy nie”.

Zmiana regulaminu Senatu

Cała sprawa nabrała wymiaru politycznego, kiedy kilkunastu senatorów PiS wbrew instrukcji prezesa w tajnym głosowaniu opowiedziało się w 2017 r. przeciwko aresztowaniu partyjnego kolegi. W dyscyplinującym liście Kaczyński pisał, że głosując w taki sposób, niczym nie różnią się od PO.

Prezes postanowił działać. Na wniosek ówczesnego marszałka Karczewskiego, w nocnym trybie, Senat zmienił zapisany w regulaminie 30 lat temu zwyczaj, że w sprawach personalnych głosowania są tajne. PiS tego pożałował, kiedy przegrał walkę o Senat w ostatnich wyborach. Po tamtej zmianie pierwszy raz głosowanie w sprawie wyboru marszałka Senatu i jego zastępców było jawne. Wielu w PiS jest przekonanych, że gdyby pozostało tajne, partii udałoby się zdobyć większość potrzebną do przeforsowania swojego kandydata i Tomasz Grodzki nie zostałby marszałkiem. – Sami sobie jesteśmy winni, trzeba było przy sprawie senatora (K. – red.) nie zmieniać regulaminu albo zmienić go tak, aby marszałka można było wybrać w tajnym głosowaniu – słyszymy od posła PiS.

Dlaczego senatorowie PiS wtedy nie posłuchali lidera i nie zgodzili się na areszt senatora K.? Może dowody, które przedstawił im prokurator, nie były aż tak mocne? Może tylko bronili kolegi? A może zobaczyli, że ochrona przed gniewem prezesa jest im naprawdę potrzebna. Ostatecznie Kaczyński nie zdecydował się na powtórne głosowanie nad odebraniem immunitetu Stanisławowi K. Posłużył się rękami wyborców, którzy woleli zagłosować na asystenta K., odebrać senatorowi szansę na reelekcję i immunitetową ochronę.

Czytaj także: PiS zmienił regulamin Senatu i żałuje

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną