Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Historia aresztu pewnego baneru z Andrzejem Dudą

Andrzej Duda w Piotrkowie Andrzej Duda w Piotrkowie Marian Zubrzycki / Forum
Transparent, który zawisł na rynku w Piotrkowie Trybunalskim, trafił do aresztu. Dziwny to kraj, gdzie za kraty wsadzają kawałki płótna.

Napis na banerze głosił: „W trosce o godność urzędu Prezydenta RP oświadczamy: ANDRZEJ DUDA JEST ŁGARZEM I KRZYWOPRZYSIĘZCĄ. Znamy i rozumiemy art. 135 par. 2 kk: »Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3«. Jesteśmy gotowi ponieść konsekwencje naszego czynu”.

Transparent za drutami

Był marzec 2017 r., w Piotrkowie Trybunalskim akurat przebywał Andrzej Duda, ale prawdopodobnie baneru nie zauważył, bo wcześniej miejscowy działacz PiS usłużnie doniósł policji, że to wstyd i hańba, aby takie rzeczy pokazywano w przestrzeni publicznej. Policjanci aresztowali baner i spisali dane jego właściciela, 55-letniego inżyniera budownictwa z Warszawy Arkadiusza Szczurka, znanego ulicznego opozycjonisty i uczestnika politycznych happeningów. Spisano też dwóch pomocników inżyniera, którzy pomagali mu rozwijać transparent i potem utrzymywać płachtę wielkości 40 m kw. w dogodnej dla widzów pozycji. Nie było to łatwe, bo wiatr powodował, że zachowywała się jak żagiel i próbowała odfrunąć.

Płótno o gabarytach 10 na 4 m policjanci zwinęli, wrzucili do radiowozu i zawieźli na komendę. Szczurek pojechał z nimi. – Liczyłem, że po oględzinach oddadzą mi baner – mówi. – To duże płótno, usztywnione, kosztowało niemało.

Baner rozwieszono na płocie otaczającym dziedziniec komendy, od jego wewnętrznej strony. Płot zwieńczał drut kolczasty. Inżynier Szczurek przyglądał się transparentowi i skonstatował, że płótno wygląda żałośnie na tle płotu i drutu kolczastego. Pomyślał, że w stanie wojennym za takimi drutami umieszczano internowanych opozycjonistów.

Baner wisiał na płocie nie dla widzimisię komendanta, ale – jak oświadczyli funkcjonariusze – do odczytu. Odczytywali dosyć długo – cała komenda mogła się napatrzyć. Technicy dokonali oględzin i dokładnie obfotografowali obiekt. Wszystko odbyło się profesjonalnie i nawet pan Szczurek nie krył uznania dla zawodowego mistrzostwa piotrkowskich policjantów. Potem jednak się rozczarował, bo liczył, że płótno zostanie mu zwrócone, a tu nic z tych rzeczy. Dowód rzeczowy w postaci baneru zwinięto i wniesiono do komendy. Już do pana Szczurka nie wrócił, bo orzeczono areszt. Jak się okazało, bezterminowy.

Policjanci mieli kłopot, jak uzasadnić konieczność zabezpieczenia płótna z napisem antyprezydenckim. Mówili, że to ważny dowód, ale nie wiedzieli, jakiego zakazanego czynu płótno miałoby dowodzić. Zanim miejscowy działacz PiS oficjalnie doniósł o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, baner przetrzymywano samowolnie, bez podstawy prawnej. Inżynier Szczurek zapamiętał, że policjanci miotali się i klęli jak szewcy. Nie wiedzieli bowiem nie tylko, jak zakwalifikować baner, ale też w jakim charakterze przesłuchać właściciela transparentu. Mieli do wyboru potraktowanie inżyniera Szczurka jako podejrzanego albo świadka. No dobrze, ale jeśli podejrzany, to o popełnienie jakiego czynu? A jeśli świadek, to mianowicie czego?

Ostatecznie mnie puścili, mówiąc, że zostanę przesłuchany w terminie późniejszym, po wniesieniu oskarżenia – relacjonuje Szczurek.

Czytaj także: Pakt Drugiej Tury – wyzwanie dla opozycji

Baner jak kokaina

Nie został w tej sprawie oskarżony ani też o nic obwiniony. Dwa razy składał zeznania jako świadek – raz w ramach tzw. pomocy prawnej na warszawskiej komendzie, drugi raz wezwano go do Piotrkowa i nawet zwrócono koszty podróży. Pytano, dlaczego stanął z transparentem, czy ktoś go do tego namawiał, czy treść hasła sam wymyślił i co ten napis miał oznaczać oraz czy faktycznie uważa prezydenta RP za łgarza i krzywoprzysięzcę. Odpowiadał, że stanął z banerem, bo musiał, taki wewnętrzny imperatyw. Napis oznaczał literalnie to, co wyrażał. Prezydenta faktycznie uważa za łgarza i wstyd mu, że ktoś taki pełni w Polsce urząd głowy państwa. Miał wrażenie, że jeden z przesłuchujących zgadza się z jego oceną prawdomówności Andrzeja Dudy, delikatnie mu potakuje i uśmiecha się pod nosem. – A może tylko mi się tak wydawało – mówi dzisiaj. – Zawsze pragnąłem, aby policjanci stanęli razem ze mną w obronie prawdy, a nie po przeciwnej stronie, chroniąc kłamców.

Po intensywnych pierwszych czynnościach w sprawie zapadła trwająca ponad półtora roku cisza. Wyglądało na to, że prokurator z Piotrkowa, nadzorujący dochodzenie w sprawie transparentu, nie ma pomysłu, jak wyjść z honorem z tego ambarasu.

Oskarżenie inżyniera Szczurka mogło grozić eskalacją obrażania prezydenta Dudy podczas rozprawy. Wtedy to na prokuratora spadłyby gromy, że politycznie nie poradził. Szczurek wydawał się nieobliczalny i zdolny do wygłaszania słów nawet bardziej obraźliwych niż te na banerze. Ale tak po prostu umorzyć sprawę też nie wypadało. Przełożeni, z tym najważniejszym z ministerstwa na czele, mogliby uznać, że prokurator to niezguła.

Piotrkowski oskarżyciel w końcu decyzję wydał. W listopadzie 2019 r. właściciel baneru dostał pismo z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie. Powiadomiono go, że prokurator skierował do Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim wniosek o „orzeczenie przepadku przedmiotu w postaci transparentu z białego materiału o wymiarach 400 cm na 1000 cm z napisem koloru czarnego”.

Dopiero z kolejnego pisma, tym razem z Sądu Rejonowego w Piotrkowie, inż. Szczurek dowiedział się, że śledztwo prokurator umorzył. Urzędowo i bezkompromisowo uznał, że publiczne nazywanie prezydenta Andrzeja Dudy łgarzem i krzywoprzysięzcą nosi znamiona niskiej szkodliwości społecznej.

Sąd błyskawicznie, bo już bodajże po dwóch tygodniach, uznał wniosek prokuratora o przepadek przedmiotu na rzecz Skarbu Państwa za zasadny i wydał właściwe orzeczenie. Dodatkowo postanowiono o zniszczeniu baneru. Arkadiusza Szczurka pouczono, że ma siedem dni na zażalenie dotyczące postanowienia sądu.

Zażalenie w terminie wysłał. Uzasadnił, że nie zgadza się na przepadek baneru, a tym bardziej na jego zniszczenie, bo to mienie znacznej wartości finansowej, a postanowienie o przepadku stanowi pogwałcenie świętego prawa własności. Inżynier, pisząc zażalenie, musiał być naprawdę rozeźlony, bo użył mocnych słów, że postanowienie to przejaw przemocy sądowej „motywowanej służalczością polityczną”.

Adwokat Paweł Zieliński, od lat pomagający organizacjom pozarządowym walczącym o praworządność, aż tak surowo nie ocenia decyzji sądu, ale zauważa, że kodeks pozostawia sądowi swobodę: może orzec przepadek mienia, ale nie musi. – Kluczowe jest tu słowo „może”, które pozostawia taki przepadek mienia do swobodnego uznania sądu – mówi. – Sąd zatem winien uzasadnić swoje postanowienie, szczegółowo wskazując dokonane przez siebie ustalenia faktyczne dotyczące konkretnej sprawy oraz cele, jakie chce tym przepadkiem osiągnąć.

W tej sprawie takiego uzasadnienia brak. Sąd orzekł przepadek, bo może go orzec, i tyle. Nie wiadomo więc, czy sąd uznał, że należy pana Szczurka pozbawić transparentu, bo w przeciwnym razie wykorzysta go ponownie, czy – że transparent jest tej treści, że samo jego posiadanie winno być zakazane, podobnie jak na przykład posiadanie kokainy. Może też u podstaw orzeczenia przepadku baneru leżały zasady prewencji ogólnej – tzn. przestroga dla innych, aby nigdy nie wyrażali takich opinii o prezydencie. – Takie braki uzasadnienia to błąd, który winien skutkować uchyleniem postanowienia – konkluduje mec. Zieliński.

Czytaj też: Gra na Dudę

Łże ten, kto mija się z prawdą

Rzecz dotyczyła dylematu: znieważono prezydenta czy też jedynie wyrażono o nim opinię. W komentarzach do art. 226 kk, gdzie wyszczególniono, że za publiczne znieważanie konstytucyjnych organów państwa grozi do dwóch lat więzienia, eksperci wyrażają pogląd, że osobom pełniącym państwowe funkcje należy się szacunek, a ich godność podlega ochronie prawnej, ale prawo nie ogranicza możliwości wyrażania krytyki i oceniania najważniejszych polityków w kraju. Krytyka powinna polegać na prawdzie. Jeżeli ktoś twierdzi, że prezydent łże, to musi tego dowieść, inaczej zostanie oskarżony o znieważanie przez powielanie nieprawdziwych twierdzeń.

Cytowany już mec. Zieliński zauważa, że pojęcie „zniewagi” nie ma jednoznacznego i raz na zawsze ustalonego charakteru. – Dlatego jest możliwe, że ktoś, pisząc na transparencie, że Andrzej Duda jest krzywoprzysięzcą, według prokuratury publicznie znieważa, a ktoś inny, mówiąc w telewizji, że Duda łamie konstytucję, na którą przysięgał, korzysta z prawa do krytyki i nie podlega ściganiu.

W 2000 r. podczas kampanii prezydenckiej na Podkarpaciu przywitano ponownie wówczas kandydującego Aleksandra Kwaśniewskiego jajkami i obraźliwymi hasłami (np. „Olek alkoholik”). Podstępowanie umorzono z powodu znikomej szkodliwości. Rok później we Włodawie odstąpiono od ukarania młodych wszechpolaków, którzy na widok przebywającego w tym mieście Aleksandra Kwaśniewskiego skandowali uznane za wulgaryzm słowo „ch…”. Sąd nie dostrzegł znacznej szkodliwości ich postępku, chociaż ewidentnie ich zamiarem było obrażanie głowy państwa poprzez wyrażanie o nim opinii.

Baner, z jakim inżynier Szczurek wystąpił w Piotrkowie, miał treść zawierającą jednoznacznie krytyczną ocenę poczynań prezydenta Dudy, ale wyrażoną kulturalnie. Odnosił się do faktów, a nie opinii. Można rzecz jasna spierać się, czy słowo „łgarz” nie narusza godności prezydenta, ale zastąpienie tego określenia łagodniejszą formą, np. że Andrzej Duda często mija się z prawdą, nie pasuje do ekspresji protestu ulicznego. Arkadiusz Szczurek domaga się zwrotu transparentu, bo skoro nie zarzucono mu złamania prawa, to właściwie dlaczego ma stracić swoją własność w kraju, gdzie własność prywatna jest pod szczególną ochroną, nie mniejszą od dobrego imienia głowy państwa.

Umarzając postępowanie w sprawie naruszenia godności prezydenta RP, prokurator otworzył nowy rozdział w relacjach głowy państwa z obywatelami, ale Arkadiuszowi Szczurkowi zepsuł plan. Inżynier, rozwijając w marcu 2017 r. na rynku w Piotrkowie baner z obraźliwą treścią, liczył, że stanie przed sądem i tam łatwo dowiedzie, że Andrzej Duda łże jak z nut. Uważa, że w lutym 2020 r. ma na to znacznie więcej dowodów.

Czytaj także: Wyborczy portret Polaków

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną