Prawdopodobnie dlatego, że sędziowie nie są jednomyślni, a w sensie propagandowym wyrok ze zdaniami odrębnymi nie wygląda najlepiej. Byłby to też dowód na to, że Julia Przyłębska nie panuje nad sędziami, co godziłoby w jej ambicję i reputację, jaką cieszy się u prezesa PiS.
Czytaj także: Gdy władza nie wykonuje wyroków
Tandem Przyłębska–Pawłowicz
Trybunał miał wydać wyrok w sprawie rzekomego sporu kompetencyjnego między Sądem Najwyższym a Sejmem oraz prezydentem. W czym rzecz? SN, podejmując przełomową uchwałę w sprawie statusu sędziów powołanych przez neo-KRS, miał według marszałkini Elżbiety Witek wkroczyć w kompetencje ustawodawcze Sejmu, bo zakwestionował uchwalane przez posłów przepisy. I w kompetencje prezydenta, bo to jego nominacja ma według władzy ostatecznie przesądzać o tym, kto jest sędzią, a kto nie.
Spór ten wymyślono naprędce, dzień przed planowaną uchwałą SN, żeby ją zablokować. I choć konstytucja rzeczywiście przewiduje, że sprawę zawiesza się, jeśli jest przedmiotem sporu kompetencyjnego, to uchwała zapadła. SN uznał, że żaden spór nie zachodzi, a wniosek do TK Witek złożyła w złej wierze. Po przyjęciu uchwały politycy PiS, z premierem Morawieckim włącznie, oświadczali, że jej nie ma. Albo że to tylko opinia.
Dziś TK zajął się tą sprawą w pełnym składzie. To pierwszy błąd taktyczny Julii Przyłębskiej.