Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Koronawirus nad Wisłą – relacja na żywo z miast i wsi

Zakupy podczas epidemii koronawirusa. Warszawa, 16 marca 2020 r. Zakupy podczas epidemii koronawirusa. Warszawa, 16 marca 2020 r. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Na wsiach mówią, że ich panika w związku z koronawirusem przebiega łagodniej niż miastowa. Jednak z godziny na godzinę konkluzja ta traci na aktualności.

Dr A., lekarz z powiatu Janów Lubelski, który niegdyś protestował przed wejściem do Unii wsi Godziszów, ma dziś pretensje do świata otwierającego granice. Gdyby nie ten fakt, wirus by nas nie pokonał. Nie zanotował paniki. Ludzie ze wsi, w przeciwieństwie do miastowych, potrafią żyć ze śmiercią. Scenki z życia:

Gdańsk

Na SOR zgłasza się emerytka. Dostała przydział do sanatorium w Busku Zdroju. Czy ma teraz jechać w zatłoczonym busie? Może odmówić NFZ w tej sytuacji bez ponoszenia kosztów? Ledwo poproszona o spokój, dowiedziała się z TVN o zamknięciu sanatoriów.

Kierownik tutejszego SOR wie z doświadczenia, że nie jest sztuką wykryć wirusa. Najważniejsze, by nie wszedł w większą liczbę pacjentów. Dlatego na przedszpitalnym uboczu zorganizowano selekcyjny punkt. Na stanowisku za biurkiem siedzi pielęgniarka kierująca na prawo lub lewo, w zależności od odpowiedzi na poniższe trzy pytania: Gorączka? Problemy z oddechem? Kontakt z zagranicą?

Jeśli padają odpowiedzi na tak, zaniepokojonych kieruje się do sali dekontaminacyjnej, przeznaczonej na co dzień do dezynfekcji pacjentów bezdomnych. Tam czekają na transport do oddziałów zakaźnych. Dotychczas kierownik miał dwóch niepotwierdzonych podejrzanych, w tym jednego wracającego z Singapuru. Dopóki nie ma przypadku A., namiotów przed szpitalami się nie rozkłada. Musi na nie wydać zgodę wojewoda, gdyż to są koszty. Trzeba zatrudnić strażaków, którzy rozłożą brezent, zadbają o ciepło, oświetlenie, i dodatkowego ochroniarza, pilnującego wymienionego inwentarza.

Czytaj też: Co zrobić, gdy mam objawy infekcji? Krótki poradnik

Opatów

Gdy przyszło przekazać sobie znak pokoju podczas ostatniej niedzielnej mszy w katedrze pw. św. Marcina, roztrzęsiona Henryka miała serce przypięte na agrafce. Co prawda biskupi zakazali podawania sobie rąk, lecz ludzie wyciągają je do siebie machinalnie. Więc po prawej stronie Henryki stała właścicielka warzywniaka, zaś po lewej obca dziewczyna. Henryka uścisnęła wyciągniętą dłoń sklepikarki, prowadząc w głowie szybki proces myślowy: aha, pawilon ma otwarty, to znaczy na wojażach zagranicznych nie przebywała. Z kolei nie wypadało odmówić uścisku tej z lewej. (A czort ją wie, gdzie była przez ostatnie dwa tygodnie?).

Wychodząc, pani Henia machinalnie zanurzyła palce w pustej kropielnicy. I dopiero po dotknięciu o zimny marmur przypomniała sobie, że także nie wolno. A przecież palców z tak świętego miejsca nie wytrze w rękaw.

Po kościele udała się na zakupy. Ma nieopodal bloku odnowione delikatesy, gdzie lubi sobie pospacerować i pogrzebać w towarze. Na przykład w pieczywie, które elegancko wysuwa się z drewnianych szuflad, lecz nie ma przy nich foliowych rękawiczek, by higienicznie sprawdzić stopień czerstwości. Widziała na własne oczy, jak kobiety macały bułki gołymi rękoma, która im się najbardziej podoba. W trakcie przeliczały przybrudzone monety, na co je aktualnie stać. A pieniądz jest przecież przechodni.

Biorąc na poważnie zakaz wychodzenia, szydełkowała w domu, kombinując. Na wszelki wypadek w następną niedzielę podczas wzajemnego pozdrawiania się na znak pokoju będzie kłaniać się głową niezobowiązująco do dołu, nie na boki. I wysterylizuje pieniądze w piekarniku.

Czytaj też: Koronawirus w Polsce. Jeszcze więcej pytań i odpowiedzi

Gdynia

Dyżurująca pod telefonem sanepidu tłumaczy zaniepokojonym, iż lot nad przestrzenią włoską z pewnością nie zaszkodzi. Ani fakt, iż dwa lata temu mijali Chińczyka po drugiej stronie ulicy, którego rzekomo rozpoznali dziś w telewizji w jednorazowej maseczce. Hotelowy prysznic w dziurawym klapku także nie zakaża. Spacerowicz zauważył, że ptaki zaczęły robić gniazda. Czy nie roznoszą wirusa wraz z patykami? Skąd wiadomo, skąd przyleciał konkretny ptak?

Jednak najwięcej pytań pada od praktykujących katolików. Zaczęły się bowiem rekolekcje wielkopostne. A podczas drogi krzyżowej całuje się relikwie, które chwilę przedtem dotykali ustami starsi, mający to do siebie, że się ślinią.

Rzymskokatolicka parafia w Brzezinach wydała w powyższej sprawie oświadczenie: W ostatnim czasie świat oszalał z powodu (ś)wirusa przybyłego z Chin. Jeszcze większym zagrożeniem jest wirus atakujący nie ciało, ale duszę, który „jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć”. Parafia prosi o umożliwienie uczniom wyznającym wiarę katolicką uczestnictwa w nabożeństwach.

Czytaj też: W szkołach wszyscy są wściekli i skołowani

Godziszów, powiat janowski

Dr Andrzej Berezowski, lekarz miejscowej przychodni, nie zauważa histerii. Najwyżej szczątkową. Sterylnych sprzętów nie dostał, bo to jednak za niski szczebel, ale z tego powodu nie narzeka. Tutejsi zabiliby śmiechem przechodnia w maseczce. Nie są aż tak podatni na psychozę, bo żyją w zgodzie z naturą, gdzie śmierć to normalna kolej rzeczy. Wiadomo, że w wielorodzinnym domu ojcowie umierają przed synami. Ponadto stosunki patriarchalne każą kobiecie szukać oparcia nie w lekarstwach, lecz w swoim twardo stąpającym po ziemi rolniku. W kościołach tłok jak zawsze. Woda święcona w misach nie wyschła. Parafianie mają żal do papieża Franciszka, że kazał pozamykać włoskie świątynie, a knajp nie. Przecież widzą w telewizji, że wciąż są otwarte. Doktor myśli, że wirus skończy się z początkiem maja, gdy słońce dobrze przypiecze i ludzie nabiorą odporności w związku z witaminą D.

Czytaj też: Pozamykane urzędy, banki, sądy. Jak załatwiać swoje sprawy

Horodło, powiat hrubieszowski

Do sąsiadki Jadwigi przyjechał w odwiedziny syn mający zawodowe kontakty w Berlinie. Zadzwoniła, żeby Jadwiga wpadła zobaczyć przywieziony album fotograficzny z rodzinnych ferii w Alpach. Choć jest wścibska, wstrzymała się z pójściem trzy dni. Wreszcie pękła z ciekawości, odwiedziła sąsiadkę i przewertowała fotografie. Po czym wróciła do domu, dzwoniąc do sanepidu, że miała kontakt z zagranicą. Uruchomili specjalny alert, lecz okazał się fałszywy.

Ponieważ wiele hrubieszowskich emerytek dorabia we Włoszech, opiekując się jeszcze bardziej niedołężnymi niż one same, w niepozamykanych przed niedzielą przedszkolach nastał strach. Panie wyciągały dzieci na spytki: Czy twoja babcia na pewno przebywa jeszcze w Italii? Przedstawicielka kółka różańcowego poinformowała policję o jednym z incydentów. Przedszkolak przyznał, że zjechała z urlopu. Zauważono, iż przychodzi do kościoła i kicha. Przedstawicielka, uspokajana przez policję, że pani dotarła do kraju przed wybuchem epidemii, jest wzburzona. Obawia się nasilenia zarazy przed Wielkanocą, kiedy do Polski przybędą masowo na święta nasze pielęgniarki włoskie.

A pod miejscowym gieesem stali bywalcy witają się higienicznie kopnięciem w buty. Utrudnieniem jest komunikat, że na terenie sklepu mogą przebywać jednocześnie tylko cztery osoby. Wśród kojących nerwy Tatrą Mocną przeważa teoria, że wirusa zmutowali sami Chińczycy, chcący wybić u siebie starszą populację, której mają w nadmiarze.

Czytaj też: Reporter „Polityki” odwiedził małe polskie miasta

Płońsk

Antoni wymieniał bojler w łazience, gdy nastała epidemia. Ekipa nastraszyła go, że właśnie spełnia się przepowiednia. Wirus zdziesiątkuje ludzkość i trzeba będzie zacząć montować sprzęty od nowa. Sprawy – filozofowali – mają się sprawiedliwie, gdyż najbardziej stracą bogaci, których stać na większy kontakt ze światem. Wczoraj robili bojler u klientki, która wróciła z Hiszpanii. By ich nie narażać, owinęła twarz szalikiem, podobnie jak jej zagraniczny partner o imieniu Rosemario. Sąsiad ostentacyjnie ją przytulał na klatce schodowej, aby w oczach monterów nie poczuła się trędowata.

Czytaj też: Jak mamy wrócić? Pytają Polacy rozsiani po całym świecie

Warszawa Praga

W delikatesach sąsiadujących z zakładem pogrzebowym Galaxy ekspedientka przeciera terminal wilgotną chusteczką. Dostała nakaz dezynfekować strefę dotykową po kilku klientach. Kupujący boją się wbijać swoje piny, a nuż przed nimi zakupy robił Chińczyk, który kichnął na przyciski. Niektórzy w obawie zakładają przed dotknięciem lateksowe rękawiczki.

Obok na drzwiach sklepu Alkohole 24h zawisła kartka. Uprasza się szanownych klientów, by uszanowali zdrowie obsługi i nie przychodzili co godzinę po kolejną setkę. Niech zrobią zapas przynajmniej na cały dzień. Nieestetyczni będą wypraszani z obiektu.

Czytaj też: Bóg jest dostępny przez radio. Niedziela w pustych kościołach

Warszawa Sadyba

Starsze panie wyrzuciły z autobusu Chinkę, krzycząc, że żółta przyniosła koronę do katolickiego kraju. Zapłakana tłumaczyła, iż studiuje tu już półtora roku, kontaktując się z rodziną na Dalekim Wschodzie tylko telefonicznie. Opowiadała pasażerowi, który w proteście opuścił razem z nią autobus, że jej wietnamscy znajomi, z którymi wynajmuje pokój, są w rozpaczy. Pozakładali masowo po całym mieście salony manicure i siedzą bez obrotów. Taksówkarze, widząc skośne oczy, odmawiają im kursów, wypraszając z aut. Pasażer odwiózł ją do kwatery na własną higieniczną odpowiedzialność. W jego firmie (branża IT) od poniedziałku odwołano wspólne lunche, przy których się korporacyjnie bratali. Niezmotoryzowanym zabroniono poruszać się komunikacją miejską. Obiecali zwracać za taxi.

Czytaj też: Rasizm wobec Azjatów. Skutek uboczny epidemii z Wuhanu

Warszawa Tarchomin

Zosia, lat 14, była zauroczona, gdy mama wysłała ją sobotniego poranka do apteki w galerii handlowej. Przed kwiaciarniami wystawiono wazony z bukietami. Można było sobie brać za darmo, przecież nikt w czasach zarazy nie kupuje róż. A zwiędłyby do poniedziałku. Ludzie tak rzucili się na ten niespodziewany gratis, że wróciła do domu tylko z kiścią oklapłych tulipanów. W związku z koroną pozostaje z nauczycielami w mailowym kontakcie. Pani od religii prosi, by codziennie czytała Ewangelię i dzieliła się z nią pisemnie spostrzeżeniami. Zaś dowcipnisiom z klasy już przyszła nagana za wpuszczanie na YouTube śmiesznych piosenek o wirusie.

W osiedlowej piwnicy był pierwszy napad. Dwóch oprychów ukradło panu Z. wszystkie grzybki w occie, zapewne robiąc zapasy.

Czytaj też: Nie daj się koronawirusowi, dezynfekuj swój smartfon

Cała Polska

Za ustanie pandemii modli się na żywo tysiące wiernych, umawiających się na różańce przez internet. Na stronie Teobankologia.pl codziennie o 20:30. W ostatnią sobotę było nas tam prawie 4 tys. Dla cierpiących na lękową bezsenność są przewidziane czuwania nocne. Wydaje się, że naród nie śpi, bo loguje się tam nawet 50 tysięcy.

Portal „Przez Maryję do Jezusa” poleca najbardziej skuteczną modlitwę: Ojcze Nasz, prosimy Ciebie, aby koronawirus z Wuhanu nie siał więcej zniszczeń. Przywróć pokój miejscom, do których już dotarł. Przyjmuj tych, co zmarli na skutek choroby. Inspiruj starających się opanować sytuację.

Czytaj też: Pandemia to nietypowa katastrofa. Różnie reagujemy

Garwolin – z ostatniej chwili

Doktor W., poinformowany o pacjencie z koronawirusem, posadził go w poczekalni, po czym uciekł. Cztery godziny ganiała go po korytarzu pielęgniarka epidemiologiczna. Wrócił niechętnie.

Czytaj też: SARS-CoV-2 może szerzyć się przez układ pokarmowy. Nowe badania

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną