Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

„Praesidens” Duda, „caballieria” politica i pisia chytrość

Spotkanie Andrzeja Dudy z wyborcami w Nysie, 7 marca 2020 r. Spotkanie Andrzeja Dudy z wyborcami w Nysie, 7 marca 2020 r. Fotonews.com / Forum
Przyjmijmy, że do wyborów 10 maja udałoby się ok. 25 mln Polaków. Powstaje bomba biologiczna o przypuszczalnie większej sile rażenia niż mecz Atalanta–Valencia w Mediolanie, który najpewniej spowodował katastrofę w Bergamo.

Tytuł znaczy: „Prezydent Duda, »rycerskość« polityczna i pisia chytrość”. Ostatni fragment (kiedyś go już użyłem) stosuje się do kolejnej nocnej wrzutki legislacyjnej zmieniającej kodeks wyborczy, wstawionej do pakietu tarczy antykryzysowej przez Sejm (pardon: PiS). Jeden z posłów obozu rządzącego (oczywiście anonimowy) miał rzec: „Spodziewaliśmy się tego od paru dni, a jeśli opozycja nie – jest nierozgarnięta”. Ujmująca pisia szczerość stowarzyszona z pisią chytrością.

Cudzysłowy wskazują, że słowa stojące między nimi mają inne znaczenie niż słownikowe – dlatego napisałem „rycerskość”, a nie rycerskość. W teorii gier znane jest pojęcie strategii dyktatorskiej, tj. takiej, która zapewnia zwycięstwo niezależnie od ruchów politycznych przeciwnika. Wiadomo np., że warcaby mają strategię dyktatorską, tj. rozpoczynający grę nie może przegrać, o ile nie popełni błędu, natomiast w szachach jest tak, że białe nie mogą przegrać, co znaczy, że wygrają lub zremisują w najgorszym przypadku. Gry sportowe są dlatego tak pasjonujące, że możliwa jest wygrana każdego z graczy nawet przy sporej różnicy ich umiejętności. Tzw. sensacje sportowe są możliwe właśnie dlatego, że gry w tym zakresie nie posiadają strategii dyktatorskich (warcaby ją mają tylko teoretycznie). Gra sportowa jest nierzetelna, a nawet nieuczciwa, jeśli zawodnik stosuje np. doping, gdy rywale grają czysto. Powiada się, że jeśli gra jest nierzetelna, brakuje jej rycerskości.

Edwin Bendyk: Demokracja nie żyje, niech żyje pandemiokracja

Duda nie pomaga, a przeszkadza

Gry polityczne są tak unormowane, że nie opierają się na strategiach dyktatorskich. Dotyczy to także rywalizacji w wyborach, w których strategia danego kandydata polega na prezentacji jego programu wyborczego i realizacji kroków mających na celu przekonanie wyborców, że ów program jest najlepszy. Zdarzają się wyborcze strategie (prawie) dyktatorskie, np. gdy startuje tylko jeden kandydat, a wyborcy na niego głosują, ponieważ boją się sankcji z powodu bojkotu. Jest tak w systemach dyktatorskich.

Można też wprowadzić pojęcie strategii paradyktatorskiej, tj. takiej, która zapewnia przewagę jednemu z kandydatów i tym samym zmniejsza szanse rywali – taka metoda jest „rycerska”, ale nie rycerska. Taką sytuację mamy obecnie w Polsce w związku z wyborami prezydenckimi przewidzianymi 10 maja 2020 r. Kampania zaczęła się normalnie i wszyscy kandydaci postawili na indywidualne spotkania z wyborcami. Wybuch epidemii spowodowanej koronawirusem zmienił scenariusze, gdyż zakazano zgromadzeń masowych, a potem nawet jakichkolwiek. To dotyczy wszystkich kandydatów, a nie tylko p. Dudy. Pozostały im inne sposoby, np. występowanie w internecie lub środkach masowego przekazu.

Rychło się okazało, że urzędujący prezydent ma znacznie większe możliwości niż inni kandydaci. Nagle stał się bardzo aktywny, a nawet nadaktywny. To prawda, że przestał jeździć do szpitali i stacji benzynowych, ale inicjuje, projektuje, uzgadnia, spotyka się (nawet w nocy z p. Morawieckim), poprawia itd., nie mając do tego żadnych kompetencji prawnych. Inaczej mówiąc, p. Duda inicjuje to, co jest konstytucyjnym obowiązkiem rządu w sytuacji oficjalnie wprowadzonego stanu epidemii, a jako amator spraw ekonomicznych (takim jest p. Duda, ponieważ nie ma stosownego wykształcenia ani wiedzy) nie powinien wtrącać się i de facto przeszkadzać. Już sam fakt, że zaproponował uchwalenie ustawy, opóźnił wprowadzenie rozwiązań niewymagających trybu ustawowego. Urzędnicy prezydenckiej kancelarii (np. p. Mucha, co nie siada), przedstawiciele sztabu kandydata Dudy (np. p. Bielan) czy partyjni rezydenci z Nowogrodzkiej i przyległości zapewniają, że rzeczony pretendent do prezydenckiego tronu zawiesił kampanię (podobnie jak osoby z nim rywalizujące), a jeno wykonuje konstytucyjne obowiązki.

Otóż żaden przepis konstytucji z 1997 r. nie obliguje ani nie uprawnia prezydenta do tego, co obecnie czyni p. Duda. Art. 126.3 brzmi: „Prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w konstytucji i ustawach”. Jest to konkretyzacja poprzedniego punktu stwierdzającego, że prezydent stoi m.in. na straży bezpieczeństwa państwa.

Czytaj też: Dziwna kampania prezydencka

Prezydent na Jasnej Górze

To ujmujące, że p. Duda troszczy się o obywateli, ale niech nie udaje, że jest to spełnianie jego konstytucyjnych powinności. W obecnej niespodziewanej sytuacji jest to zwyczajna kryptokampania. Rzadko oglądam TVP Info, ale raz się skusiłem – połowa pasków była o tym, co prezydent zrobił, czyni i uczyni w najbliższej przyszłości. Gdy Sejm obradował 26 i 27 marca nad projektami zgłoszonymi przez p. Dudę, ich „autor” udał się na Jasną Górę, by w przytomności lokalnego biskupa modlić się za „ojczyznę i rodaków rozsianych po całym świecie” w obliczu zarazy. Intencja szlachetna, ale papież Franciszek apeluje o modlitwę za wszystkich narażonych na zakażenie.

Jeszcze raz się okazało, jak prowincjonalny jest polski katolicyzm, przynajmniej ten reprezentowany przez oficjeli tzw. dobrej zmiany. Pan Duda nie zapomniał o zabraniu fotografa ze sobą, a kilka zdjęć „uduchowionego” prezydenta obiegło media i internet. Nie mnie cytować Ewangelię, ale trudno powstrzymać się od przytoczenia takich oto słów: „Jezus powiedział: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi, aby was widzieli”. Trudno uznać to za coś innego niż nachalny lans przedwyborczy. Gdyby p. Duda przestrzegał zasad rycerskości politycznej, rzeczywiście zawiesiłby kampanię, ograniczył aktywność do podpisywania ustaw (co i tak jest jego podstawową specjalnością) i innych czynności niezbędnych dla funkcjonowania państwa. Gdyby... ale to raczej nie wchodzi w rachubę.

Adam Szostkiewicz: Śmiercionośne wybory 10 maja

PiS jak jeden mąż: wybory w terminie są możliwe

Sondaże pokazują, że większość Polaków chce przełożenia wyborów, a to samo postuluje opozycja. Przyjmijmy nawet, że jedynym celem antagonistów PiS jest kalkulacja polityczna, najzupełniej uprawniona z uwagi na realia kampanii. Tzw. dobra zmiana jak jeden mąż i jak jedna żona dąży do przeprowadzenia elekcji w przewidzianym terminie, tj. 10 maja. Oto reprezentatywne głosy.

Pan Kaczyński: „Frekwencja była jak na wybory uzupełniające bardzo dobra. Nie ma przesłanek, żeby głosić, że wybory powinny się nie odbyć. Frekwencja dochodziła do 42 proc., co w wyborach uzupełniających jest niezwykle wysokim wynikiem. Mamy do czynienia z sytuacją, która potwierdza tezę, że wybory w tej chwili w Polsce mogą się odbyć”.

Czytaj też: Prezes PiS nie ma racji. Wybory uzupełniające były fiaskiem

Pan Morawiecki: „Ja nie widzę powodu dzisiaj, żeby egzaminy maturalne czy wybory prezydenckie się nie odbywały. Oczywiście zachowanie dystansu, wszystkie przepisy, które będą obowiązywały, muszą być zachowane”. Pani Witek: „Nie ma dzisiaj sytuacji, która mówiłaby, że trzeba przełożyć termin wyborów, (...) że nie ma innego trybu w konstytucji, by wybory zostały przełożone, jak wprowadzenie jednego ze stanów nadzwyczajnych. Takiego stanu wyjątkowego rząd nie ogłosił. Jesteśmy w stanie epidemii, a to nie przeszkadza w prowadzeniu i przeprowadzeniu 10 maja wyborów prezydenckich”. Pan Szumowski (odpowiedź na pytanie o to, czy pójście na wybory może być groźne dla zdrowia): „Ja jestem lekarzem i myślę, że do tej pory nie było wątpliwości, że jeżeli mam decydować o zdrowiu i życiu ludzi, to mówię to, co myślę, i tak będzie zawsze”.

Pan Duda: „Oczywiście, mam nadzieję, że będą warunki do przeprowadzenia wyborów. Ale gdyby się tak działo, że epidemia będzie szalała i że cały czas będziemy musieli trzymać taką dyscyplinę i ograniczenia, to myślę, że ten termin wyborów wtedy może się okazać nie do utrzymania. Liczę na to, że uda się te wybory przeprowadzić, że sytuacja będzie stabilna”.

Daniel Passent: Wybory? Cena nie gra roli

„Niech Senat obraduje, przedsiębiorcy czekają”

Warto zwrócić uwagę na rozmaite subtelności zawarte w zacytowanych wypowiedziach. Zwykły Poseł myli się (łagodnie mówiąc), bo frekwencja wyniosła nie więcej niż 8 proc. – najwyższa była w gminie Jarosław, co nie dziwi, zważywszy na nazwę tego miejsca. Tenże polityk, podobnie jak p. Morawiecki, utrzymuje, że wybory mogłyby się odbyć dzisiaj, tj. wedle stanu epidemicznego z ostatnich dni (dzienny przyrost zakażonych wynosi co najmniej sto osób). Pani Witek jest nawet radykalniejsza, gdyż prawi, że stan epidemii nie przeszkadza w przeprowadzeniu wyborów. Główny powód jest formalny: rząd nie wprowadził stanu wyjątkowego.

Wygląda jednak na to, że rząd nie wprowadził stanu wyjątkowego (raczej nadzwyczajnego) właśnie po to, by nie przekładać wyborów, a wybory mają się odbyć, bo nie ma stanu wyjątkowego. Śliczniutkie błędne koło. Dobrozmieńcy twierdzą, że nie ma konstytucyjnej możliwości przełożenia wyborów. Otóż jest – wystarczy, aby p. Duda zrzekł się urzędu np. 3 maja 2020 r. (całkiem akuratna data). Pan Szumowski udzielił prawdziwie ezopowej odpowiedzi, bo nie odpowiedział na pytanie. Pan Duda (główny zainteresowany) ma nadzieję, ale nie bardzo wiadomo, co znaczy „taka dyscyplina i ograniczenia”. Obecna czy przyszła?

Rafał Kalukin: Upieranie się przy wyborach doprowadzi nas do narodowej klęski

Scenariusze są różne, ale raczej nie optymistyczne. Załóżmy, że będzie tak, jak zakłada p. Morawiecki, tj. w najbliższych dwóch tygodniach będzie 9 tys. zakażeń, a od 20 kwietnia liczba ta zacznie spadać. 10 maja rozmiary epidemii będą prawdopodobnie większe niż obecnie, a to znaczy, że (przy przeciętnej frekwencji) byłoby co najmniej od 45 do 50 mln kontaktów face to face. W tym kontekście trzeba rozważać wspomnianą wrzutkę legislacyjną, wprowadzając możliwość głosowania korespondencyjnego dla osób 60+ i znajdujących się na kwarantannie. Zmiana jest niekonstytucyjna, gdyż nie można zmieniać kodeksu wyborczego w okresie sześciu miesięcy przed wyborami (ciekawe, że p. Horała, znany egzekutor pisiej chytrości, grzmiał w 2017 r., że głosowanie korespondencyjne umożliwia kupowanie głosów). Dalej: zorganizowanie wyborów 10 maja sprawi, że spora liczba obywateli polskich przebywających za granicą nie będzie mogła z nich skorzystać, bo poprawka nie przewiduje dla nich trybu korespondencyjnego, a nie będą mogli głosować z uwagi na lokalne obostrzenia sanitarne, a to znaczy, że ich prawa obywatelskie zostaną naruszone. W tej sytuacji uzasadnienie dla wrzutki wskazujące, jak sam „praesidens” opowiada, że nowelizacja kodeksu wyborczego ma zapewnić powszechność wyborów, jest nawet dość zabawne.

Niezgodność z konstytucją to oczywiście pestka, bo jakby co, to mgr Przyłębska i jej drużyna uznają, że wszystko jest jak najbardziej zgodne z prawem. W razie dalszych wątpliwości p. Morawiecki w imieniu Zwykłego Posła wyjaśni, że chodzi o Prawdziwą Sprawiedliwość, a nie o jakąś książeczkę (słowa p. Kaczyńskiego o konstytucji). Sprawa będzie rozpatrywana w Senacie, ale dobrozmieńcy wołają z pisią chytrością: „Niech Senat szybko proceduje, bo przedsiębiorcy czekają”. Niezły szantaż legislacyjny.

Stefan Karczmarewicz: Potencjalnie mordercze mieszanie medycyny z polityką

Czy dobra zmiana się cofnie?

Tzw. dobra zmiana pośrednio przyznaje, że jest gotowa do przeprowadzenia wyborów w czasie epidemii. Nie wiadomo, ilu wyborców zechce skorzystać z „korespondencji”. Zapewne wielu z grupy 60+ pójdzie osobiście do urn. Tak czy inaczej: przyjmijmy, że liczba kontaktów spadnie o połowę, tj. będzie ich ok. 25 mln. Obieg listów „wyborczych”, zwłaszcza od osób przebywających na kwarantannie, też może być przekaźnikiem zarazków. A to wszystko wystarczy dla bomby biologicznej o przypuszczalnie większej sile rażenia niż mecz Atalanta–Valencia w Mediolanie, który spowodował katastrofę w Bergamo.

Tak być oczywiście nie musi, ale wystarczy, że może się zdarzyć. Wystarczy do stwierdzenia, że czynownicy obecnej władzy zachowują się po prostu nieodpowiedzialnie. A jeśli dojdzie do tragedii, powinni gremialnie stanąć przed sądem za umyślne spowodowanie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób (art. 165 kodeksu karnego). Klamka jeszcze nie zapadła. Pan Bortniczuk prawi, że należy wierzyć w „nasz” (tj. ich) rozsądek, bo to, że przygotowania do wyborów 10 maja postępują, nie znaczy, że się odbędą. Otóż nie wierzę w rozsądek p. Bortniczuka, ponieważ gdy odwoływał się do rozumu, to był uradowany, co dość wyraźnie sugerowało, że w przeprowadzeniu wyborów widzi swój bonus jako przyboczny rzeczywistych władców.

Wygląda na to, że tzw. dobra zmiana cofnie się tylko wtedy, gdy tragiczne skutki elekcji 10 maja będą prawie pewne, ale nie gdy będą tylko „umiarkowane”. To, że ocenią to jej przedstawiciele niekoniecznie na podstawie zdania specjalistów, nie napawa optymizmem.

Leszek Jażdżewski: Te wybory trzeba przełożyć

Do czego PiS się przymierza

Co PiS chce ugrać? Na pewno elekcję nadal posłusznego prezydenta. Pan Duda ostatnio nosi w klapie partyjny znaczek PiS. Chociaż w tym przypadku szydło (bez aluzji) nie musiało wyjść z worka, zachowanie urzędującego prezydenta jest wysoce niestosowne, gdyż jest zobowiązany do bezpartyjności. Nawiasem mówiąc to, że godzi się na kandydowanie w tak niesmacznych okolicznościach, jest porażające. Nietrudno zgadnąć, jak się zachowa, gdy będzie miał podpisać ustawę o zmianie kodeksu wyborczego, ale ma jeszcze szansę wyjść z twarzą. Niektórzy przypuszczają, że stan nadzwyczajny (klęski żywiołowej) nie został wprowadzony, ponieważ 30 kwietnia upływa kadencja p. Gersdorf, a więc trzeba zapewnić gładki wybór jej następcy. Nie wydaje mi się, aby tak było, bo nowe przepisy tak filtrują procedurę, że ktoś à la mgr Przyłębska (no, prawie, bo ona jest jedyna w swoim rodzaju) zostanie desygnowany.

Bardziej prawdopodobne jest to, że zdaniem PiS wybory trzeba przeprowadzić jeszcze przed oceną przebiegu pandemii i jej skutków. Wiele wskazuje, że nawet jeśli potwierdzi się umiarkowany scenariusz przebiegu Covid-19 w Polsce, bilans dla rządu nie wyjdzie na zero, ale będzie minusowy – wtedy łatwiej będzie z prezydentem ze znaczkiem PiS w klapie niż opozycyjnym. W końcu „rycerskość” polityczna stowarzyszona z pisią chytrością stawia Dojczyznę na poczesnym (może nawet pierwszym) miejscu, nawet za cenę trupów po drodze. Nie przesadzam – PiS wielokrotnie pokazał, że zasada „cel uświęca środki” jest mu bliższa niż koszula ciału.

PS W nocy z 27 na 28 marca PiS przepchnął też poprawkę pozwalającą premierowi odwołać z Rady Dialogu Społecznego każdego, kto będzie krytykował rząd. Może to zapowiedź zmian prawnych po „wyborach” 10 maja. Wtedy wprowadzi się stan wyjątkowy dla długiego niwelowania skutków pandemii, może nawet do kolejnych wyborów parlamentarnych.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną