Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Pytania do rządu. Czy Polska ma strategię walki z Covid-19?

Premier Mateusz Morawiecki podczas obrad sztabu kryzysowego. Premier Mateusz Morawiecki podczas obrad sztabu kryzysowego. Adam Guz / Kancelaria Prezesa RM
Na razie kupujemy czas za pomocą kwarantanny społecznej, ale na co? Jako społeczeństwo mamy prawo znać strategię działania w tak ważnej sprawie i rozumieć, co nas czeka w najbliższych tygodniach.

Do 1 kwietnia w Polsce potwierdzono zakażenie SARS-CoV-2 u 2554 osób, z czego 43 zmarły. Dzienny wzrost zachorowań w ostatnich dniach wynosił 10–19 proc., liczba chorych podwaja się co cztery–osiem dni. Poniższy rysunek i tabela przedstawiają wzrost liczby zachorowań na Covid-19 w Polsce oraz prognozę zachorowań i śmiertelności w oparciu o wskaźnik przyrostu dziennego 10 proc. (najniższy notowany ostatnio).

.Małgorzata Chojnowska/Polityka.

Jeśli przyjmiemy, że ten trend się nie zmieni, 15 maja 2020 r. w Polsce będziemy mieli ponad 160 tys. przypadków Covid-19 i prawie trzy tysiące zgonów. Nowe zarządzenia zapewne spłaszczą krzywą wzrostu i zamiast 100 tys. chorych będzie około 80 tys., ale na pewno nie wytłumią epidemii, gdyż już widać, że są niewystarczające. Sytuacja dodatkowo może się pogorszyć po mniej więcej dwóch tygodniach po świętach, gdyż część rodaków na pewno zdecyduje się spędzać je w gronie rodzinnym.

Niemożliwe? We Włoszech podobna liczba zachorowań, jaką mamy dziś w Polsce, notowana była na początku marca. Dziś Włosi mają ponad 110 tys. zachorowań i 13 tys. przypadków śmiertelnych. To tylko cztery tygodnie różnicy. Czy mamy więc swoją strategię walki z wirusem? I jaką?

Czytaj też: Czy matematyka moze pomóc w walce z pandemią?

Powielamy błędy innych krajów, nie wyciągamy wniosków

Przed ponad dwoma tygodniami rząd wdrożył ograniczenia zwiększające dystans społeczny. To była bardzo dobra decyzja, której efekty widzimy dziś na liczbach – spadek wzrostu zachorowań z 30–50 proc. dziennie do 10–19 proc. w ostatnim tygodniu. Szkoda tylko, że od razu nie były wdrażane tak konsekwentnie jak w Chinach, gdyż mielibyśmy dużo lepsze rezultaty już dziś na bardzo wczesnym etapie rozwoju epidemii. Ostatnio zostały one zaostrzone, ale nie są tak radykalne jak w Państwie Środka czy nawet we Włoszech. Miasta nie zostały zamknięte. Pozamykane są teatry, kina, restauracje, domy handlowe. Część osób pracuje z domu, ale część chodzi do pracy normalnie. Część przestrzega nakazu pozostania w domu, część nie.

Brakuje powszechnych testów na obecność wirusa. Testowana jest tylko część osób zgłaszających się do szpitali, reszta odsyłana jest do domu bez diagnozy – takie osoby zakażają dalej. Nie wiemy nawet, ile osób faktycznie jest zakażonych. Szacunki w oparciu o chińskie doświadczenia wskazują, że jest ich już nie kilka, a kilkanaście tysięcy. Brakuje szybkiej diagnostyki we wczesnym stadium choroby. Brakuje izolacji osób zakażonych. Nie wiemy, kto roznosi wirusa i gdzie są główne źródła zakażenia. Wróg pozostaje niewidoczny.

Nie wygląda to na żaden ze sprawdzonych już scenariuszy, np. chiński albo koreański. Robimy to, co zrobiła większość krajów europejskich przed nami. Te kraje mają już duży problem zarówno z epidemią, jak i gospodarką, a my powielamy ich błędy. Wdrożyliśmy elementy społecznej kwarantanny i ponosimy z tego tytułu koszty gospodarcze, ale bez tych samych korzyści, jakie uzyskały Chiny dzięki radykalnym działaniom.

Czytaj też: Jak śledzić pandemię i nie panikować. Modele i sztuczna inteligencja

Horrendalna cena dla gospodarki i społeczeństwa

Sama kwarantanna społeczna działa tylko czasowo i kiedyś trzeba będzie znieść ograniczenia. Kiedy? Przy jakiej liczbie zachorowań? Czy samą kwarantanną zdławimy epidemię tak jak Chińczycy? Wątpliwe, nigdzie w Europie się to nie udało, i to przez wiele tygodni. Kilka tygodni kwarantanny tylko zmniejszy dynamikę wzrostu zachorowań, ale nie sprawi, że będziemy mieli pod kontrolą źródła zakażenia. 50–60 proc. zakażonych nie ma objawów i zakaża innych nieświadomie.

Zniesienie izolacji to powrót do standardowego współczynnika reprodukcji wirusa (R), który dla SARS-CoV-2 wynosi średnio 2,5 (jedna osoba zakaża średnio 2,5 osoby). Wystarczy kilka zakażonych osób, aby epidemia znów wybuchła w tempie wykładniczym, z tą tylko różnicą, że cofniemy się trochę na krzywej wzrostu przedstawionej powyżej. I co dalej? Czekamy i znów wdrażamy obostrzenia?

Możemy oczywiście przyjąć taki model, przedstawiony w raporcie Imperial College of London, i wdrażać obostrzenia co kilka tygodni, aż do odkrycia szczepionki lub lekarstwa albo – co zapewne nastąpi najszybciej – do zakażenia się 70 proc. populacji, kiedy to epidemia zacznie prawdopodobnie wygasać sama. W ten sposób możemy kontrolować liczbę zachorowań i zmniejszać obciążenie służby zdrowia. Zmniejszymy bezpośrednią śmiertelność w wyniku Covid-19, ale koszty takiej strategii będą horrendalne dla gospodarki i społeczeństwa, nieporównywalnie większe niż scenariusz chiński czy koreański.

Czytaj też: Ile państw, tyle strategii przetrwania

Strategia koreańska: powszechne testy

Powszechne testowanie i izolacja zakażonych (strategia koreańska) zmniejsza współczynnik reprodukcji wirusa poprzez izolację źródła zakażenia. Aby było to efektywne, musi być wdrażane konsekwentnie i najlepiej we wczesnej fazie rozwoju epidemii, gdy jesteśmy w stanie małą liczbą testów kontrolować sytuację. Tą metodą można obniżyć współczynnik reprodukcji wirusa czasowo do poziomu R<1, tak jak w Korei (wtedy epidemia zaczyna stopniowo wygasać), ale tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie regularnie izolować około dwóch trzecich zakażonych.

Pamiętajmy przy tym, że pozostała jedna trzecia zakaża przy R=2,5, i jeśli zaprzestaniemy działań, epidemia znów się rozwinie. Niemniej ta strategia wdrożona na kilka miesięcy (w zależności od liczby zakażonych i intensywności działań) przy założeniu, że wychwytujemy regularnie dwie trzecie zakażonych, pozwala zupełnie zdusić epidemię.

Jeśli izolujemy mniej niż dwie trzecie zakażonych, pewnie nie zdławimy epidemii, ale jesteśmy w stanie utrzymywać liczbę zakażeń na niskim poziomie, aż do momentu, gdy liczba uodpornionych (zakażonych) sięgnie około 70 proc. i epidemia wygaśnie. Zakładając powolny rozwój epidemii, jesteśmy też w stanie zadbać odpowiednio o chorych, dzięki czemu nie wzrasta śmiertelność, jak to ma miejsce, niestety, we Włoszech (wynosi tam powyżej 10 proc., w Korei – 0,9 proc.).

Czytaj też: Azjatyckie sposoby na wirusa, czyli jak się to robi na Tajwanie

A co robi Polska?

Metoda koreańska nie niszczy gospodarki, pozwalając na normalne funkcjonowanie kraju – w Korei nie ma większych ograniczeń. Koszt tej strategii jest nieporównywalnie mniejszy niż kwarantanny społecznej, jaką mamy w Polsce. 1 mln testów oznacza wydatek około 7 mln dol. za same odczynniki. Do tego dochodzą koszty laboratoriów, personelu oraz izolacji i monitoringu kilkudziesięciu tysięcy osób.

Powiedzmy, że będzie to nawet kilka miliardów złotych – to niewspółmierna cena w porównaniu do kosztu zniszczenia gospodarki kraju, inflacji, pakietów pomocowych i kosztów społecznych. Oczywiście żaden kraj w Europie nie ma niezbędnej infrastruktury do szybkiego wdrożenia takiej strategii. Trzeba przeszkolić personel, zakupić maszyny do testów, wyposażyć laboratoria (np. mobilne, jak to robią Niemcy). Ten czas można kupić kwarantanną społeczną, ale nie może ona trwać zbyt długo.

Eksperci WHO podkreślają, że najważniejszą bronią w wojnie z wirusem są testy i izolacja zakażonych. To samo pokazują doświadczenia krajów azjatyckich. Niemcy właśnie wdrażają system powszechnych testów oraz izolacji i elektronicznego monitorowania zakażonych. A co robi Polska? Poniższa tabela nr 2 pokazuje liczbę testów na 1 mln mieszkańców w wybranych krajach.

.Małgorzata Chojnowska/Polityka.

Czytaj też: Niska śmiertelność w Niemczech, wysoka we Włoszech. Skąd różnice?

Nie będzie dobrze

Jak widać, Polska nie wypada najlepiej w tym zestawieniu. Przeprowadziliśmy do tej pory kilkakrotnie mniej testów na milion mieszkańców niż Włochy czy Hiszpania. Ostatnio zwiększyliśmy ich liczbę, ale daleko nam do poziomu Korei. Jaka jest więc nasza strategia? Na razie kupujemy czas przy pomocy kwarantanny społecznej, ale na co? Czy zamierzamy wdrożyć scenariusz koreański, czy raczej skłaniamy się do modelu przedstawionego przez Imperial College of London?

Strategia rządu nie została jasno zakomunikowana społeczeństwu. Słyszymy tylko, że będzie dobrze. Otóż, nie będzie dobrze – liczba zachorowań rośnie szybko i musimy za wszelką cenę spłaszczyć krzywą przyrostu, aby uniknąć scenariusza Włoch czy Hiszpanii.

Przygotowaliśmy szereg szpitali na przyjęcie pacjentów z Covid-19, ale wciąż słychać, że to za mało. Nie mamy środków ochrony i testów dla lekarzy, a zabezpieczenie służb medycznych i szpitali to podstawa walki z wirusem. Nie mamy infrastruktury do wykonywania powszechnych testów. Nie ma też skutecznego monitorowania kontaktów zakażonych osób, nie ma przymusowej izolacji. Z punktu widzenia walki z wirusem nie wykorzystaliśmy efektywnie ostatnich trzech tygodni. To może być bardzo kosztowne.

Czytaj też: Co zrobili Chińczycy, gdy byli w „naszej” fazie epidemii?

Czy jesteśmy przygotowani na rozwój epidemii?

Co dalej? Przed nami następne dwa–trzy tygodnie sprawdzania trochę ostrzejszych przepisów. Do tego czasu w Polsce będzie oficjalnie ponad 10 tys. osób chorych. Co, jeśli to nie wystarczy? Przedłużymy obostrzenia na następne dwa–trzy tygodnie? Do tej pory (zakładam początek maja) będzie w Polsce mniej więcej tyle chorych, ile dziś we Włoszech.

Czy będziemy mogli pomóc osobom chorym? Czy szpitale są na to przygotowane? USA, Wielka Brytania, Szwecja, Niemcy – wszyscy przygotowują tymczasowe punkty opieki dla chorych. Czy robimy coś w tym kierunku? Mamy miesiąc na stworzenie takiej dodatkowej infrastruktury medycznej, warto zacząć jak najszybciej. Warto też zacząć dużo szersze testowanie. Izolacja, kwarantanna zakażonych i zagrożonych to dziś konieczność, a nie wybór. Będzie to kosztować, ale więcej kosztować będzie nas zastój w gospodarce, bankructwa firm, pakiety wsparcia dla gospodarstw domowych.

To bardzo różne kwoty. Pierwszą z nich trzeba wydać od razu, a druga jest ceną, którą wszyscy będziemy płacić przez wiele lat. Jeśli nie chcemy pogrążyć gospodarki, wprowadzając co kilka tygodni nowe restrykcje i czekając, co będzie dalej, musimy znaleźć te pieniądze i jak najszybciej wdrożyć zasadę testowania powszechnego, izolacji i monitorowania źródeł zakażenia. W którymś momencie musimy pozwolić ludziom iść do pracy. Gospodarka musi zacząć normalnie funkcjonować, ale miejsca pracy, restauracje, kina i centra handlowe muszą być już stosunkowo bezpieczne.

Czytaj także: Chiny. Krajobraz po walce

Model szwedzki

Jeśli nie jesteśmy w stanie wdrożyć przynajmniej podstawowych elementów strategii koreańskiej czy chińskiej, to nie oszukujmy się i przyjmijmy scenariusz, jaki przyjęli Szwedzi. Nie podejmują oni stanowczych działań powstrzymujących rozwój epidemii, więc nie ponoszą dodatkowych kosztów ekonomicznych. Zamiast tego skupiają się na wzmocnieniu systemu pomocy chorym, by zmniejszyć śmiertelność przy szybkim rozwoju epidemii.

To trudny wybór, ale przynajmniej to konkretnie zakomunikowana społeczeństwu strategia. Będzie to zapewne kosztować Szwecję wysoką śmiertelność przy szybkim rozwoju epidemii, ale widocznie są na to przygotowani. My zaś przy braku strategii i konsekwencji poniesiemy ogromne koszty ekonomiczne i społeczne, a przebieg epidemii będzie podobny jak we Włoszech czy za chwilę w Szwecji.

Czytaj też: „Płacimy najwyższą cenę”. Włoscy lekarze na wojnie z pandemią

Musimy mieć jasną strategię i konsekwentnie ją wdrażać

Reasumując: nie widać, abyśmy mieli jakąś konkretną spójną wizję walki z SARS-CoV-2. A jako społeczeństwo mamy prawo znać strategię działania w tak ważnej sprawie i rozumieć, co nas czeka w najbliższych tygodniach. Wybór drogi w sprawie walki z wirusem to bardzo trudna decyzja z wieloma konsekwencjami społecznymi i gospodarczymi.

Jedno jest pewne – potrzebujemy takiej strategii, najlepiej o potwierdzonej skuteczności – i zacznijmy wdrażać ją konsekwentnie. Mamy stan wojny z Covid-19 i decyzje politycznie czy pozorne działania nic tu nie pomogą. Brak strategii i konsekwencji zrujnują gospodarkę i nie pomogą chorym. Patrzenie na korzyści polityczne, partyjne interesy bez brania pod uwagę zagrożenia życia Polaków to szkodliwe działania, które doprowadzą do tragedii narodowej. Pamiętajmy także, że brak działań lub działania pozorne i nieefektywne na tym etapie to zgoda na niekontrolowany rozwój epidemii ze wszelkimi tego konsekwencjami.

Czytaj także: Kres złudzeń. Wielka Brytania zamyka puby

Małgorzata Chojnowska jest prezesem firmy konsultingowej MCH

W artykule wykorzystano materiały: Raport Imperial College of London z 16 marca 2020, Handbook of COVID19 – Prevention and Treatment, WHO recommendations and statistics, Google Statistics, John Hopkins – Coronavirus Research Center, Wikipedia statistics on Covid-19 testing.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną