Anna od lat pracuje tak intensywnie, że nie ma czasu na lęki. Jest lekarzem weterynarii. Wciąż przyjmuje pacjentów w klinice. Ale teraz jakoś bardziej czuje, że tęskni – za rodzicami, bo ma tylko ich. Oboje 70 plus, mama po operacji onkologicznej, ojciec z nadciśnieniem i cukrzycą. Od czterech tygodni nie widują się, chociaż mieszkają w tym samym domu, w dwóch osobnych mieszkaniach. Anna w pracy ma kontakt z kilkudziesięcioma osobami dziennie i nie chce narażać rodziców. Robi im wszystkie zakupy i zostawia pod drzwiami. I dzwoni, by dowiedzieć się, jak się czują.
W jeden z ostatnich weekendów, wyjątkowo ciepły, który Anna miała wolny, postanowiła wreszcie się z nimi zobaczyć. Wymyśliła, by spotkać się na zabudowanym tarasie, na który można wejść zarówno z domu rodziców drzwiami balkonowymi, jak i od strony ogrodu. Wcześniej Anna podzieliła go na dwie części szczelną folią, którą przymocowała do drewnianych belek. Rodzice wystawili stół, ona wystawiła stół i zrobili niedzielny obiad. Mogli pobyć ze sobą. Anna przez cały czas w maseczce i rękawiczkach. Tak też postanowili spędzić święta – na tarasie, przez folię.
Katarzyna ostatnio zaczęła intensywnie odczuwać ciężar dorosłych dzieci, które od lat nie chcą wyprowadzić się z domu. Córka i syn najpierw studiowali, a Katarzyna, samotna matka, z niepokojem myślała o tym, że niebawem wyfruną. Ale kolejne cztery lata przeleciały, a dzieci dalej siedzą w swoich pokojach. Córka mówi, że nie wyobraża sobie zamieszkania gdzie indziej, że kocha swój pokoik i tak dalej. Syn ceni wygodę; zawsze lubił mieć podane pod nos i ułożone w szafie. Zmieniają się tylko dziewczyny. Że nie należy wchodzić do jego pokoju, sygnalizują buty ustawione w progu.
Mimo protestów matki, która rocznikowo powoli wchodzi już do grupy ryzyka, w czasach zarazy syn ciągle jeździ tramwajami i autobusami, do dziewczyny do oddalonej dzielnicy albo do kolegów na „siłownię na świeżym powietrzu”.