W cieniu zmagań z pandemią równolegle trwa zacięta polityczna batalia, której towarzyszy udawanie, że „wybory to trzeciorzędna sprawa”. W tym starciu chodzi nie tylko o reelekcję Andrzeja Dudy, ale też o przyszłość opozycji, która w ostatnim czasie zmierza w kierunku węgierskim, jest podzielona i coraz bardziej skłócona. Epidemia, co wyraźnie widać, ma się przysłużyć trwałej marginalizacji przeciwników władzy. Obie strony konfliktu zdają sobie sprawę, że gra już teraz toczy się o wyjście na prostą przed wyborami w 2023 r. PiS uruchamia zatem swoje „bajery”, których kilka poniżej omawiamy.
Podwójna narracja
Partia Kaczyńskiego jest niedościgniona w stosowaniu dwoistej opowieści. PiS ćwiczył tę technikę pracowicie choćby w sprawie smoleńskiej, kiedy katastrofa przechodziła płynnie w zamach i odwrotnie, w zależności od potrzeby, profilu odbiorcy i mądrości etapu. Ta podwójność przydaje się, jak znalazł, w epoce koronawirusa.
W pierwszej narracji trwa w Polsce straszliwa epidemia, z którą rząd i partia toczą zaciętą walkę o zdrowie i życie obywateli. Prognozy są zatrważające, rokowania co do zakończenia „zarazy” kompletnie niewiadome. Politycy władzy poświęcają się, okazują troskę, ostrzegają, wprowadzają coraz bardziej drastyczne regulacje, przewidują wiele ofiar.
W drugiej opowieści jest zupełnie inaczej: wybory 10 maja, w których mają wziąć udział miliony obywateli, są niezagrożone. Nie można wprowadzać stanu nadzwyczajnego tylko dlatego, aby przełożyć wybory, to byłoby niekonstytucyjne. Ta interpretacja rzeczywistości jest wspomagana przekazami i gadżetami. Politycy PiS mówią (to wyraźne uzgodnienie, bo już kilku z nich użyło tego określenia) o sytuacji „ekstraordynaryjnej”, po to, aby nie mówić o stanie nadzwyczajnym, wymienianym w konstytucji, choć to to samo.