Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Korupcja polityczna, czyli legalne przekupstwo

Ministrowie PiS i prezes Jarosław Kaczyński. Posiedzenie Sejmu 17 kwietnia 2020 r. Ministrowie PiS i prezes Jarosław Kaczyński. Posiedzenie Sejmu 17 kwietnia 2020 r. Adam Chełstowski / Forum
PiS potrzebuje większości, aby przeforsować tzw. ordynację korespondencyjną. Próby przeciągnięcia posłów na jego stronę nazywa się eufemistycznie „korupcją polityczną”. Szokujące, że mało już kogo razi to zjawisko.

Kilku liderów opozycji zaprotestowało przeciwko próbom kaperowania ich posłów i senatorów przez obóz władzy przed głosowaniami w sprawie zmian w kodeksie wyborczym. Mówili o niegodnych działaniach, a Paweł Kukiz wyraził się bardziej dosadnie, twierdząc, że posłowie jego formacji są traktowani „jak prostytutki”. PiS-owi chodzi o zebranie większości, aby przeforsować tzw. ordynację korespondencyjną w sytuacji, kiedy niepewny jest koalicjant – Porozumienie Jarosława Gowina. Zresztą posłowie Porozumienia też byli poddawani takim zabiegom. W grę wchodziło – jak wynikało z wielu niezdementowanych informacji – proponowanie posad w rządzie, jego agencjach lub w spółkach skarbu państwa.

Komentowano to jednak powszechnie z zaskakującą pobłażliwością, nazywając eufemistycznie i wybaczająco „korupcją polityczną”. Szokujące, że mało już kogo razi to zjawisko, jest traktowane niemal jako rutynowa praktyka. Namawiający posłów do zmiany frontu też się ani nie wstydzą, ani niczemu nie zaprzeczają. Panuje wręcz zgoda, że to może działania nieładne, ale pozostaje tylko apelować do sumień, bo formalnie nie da się nic zrobić.

Czytaj też: Coraz mniej zjednoczona prawica

Rządowe stanowisko w zamian za głos

Przytoczmy zatem odpowiedni fragment Kodeksu karnego. Oto art. 229 par. 1 głosi: „Kto udziela lub obiecuje udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobie pełniącej funkcję publiczną w związku z pełnieniem tej funkcji, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat”. Karalne jest oczywiście również przyjęcie takiej propozycji.

Przyjrzyjmy się temu przepisowi. Korzyść majątkowa to ogólnie biorąc dobro, które daje się zmierzyć pieniędzmi. Otrzymanie intratnej posady wydaje się oczywistą korzyścią majątkową, ale tu jeszcze zdarzają się różne interpretacje. Jednak korzyść osobista, jak zgodnie twierdzą prawnicy, to m.in. także awans lub samo otrzymanie pracy. Poseł jest bez wątpienia osobą pełniącą funkcję publiczną. Głosowanie w Sejmie po myśli „zleceniodawcy” jest zaś czynnością zdecydowanie „w związku z pełnieniem tej funkcji”.

Gdyby „kaperownicy” obiecywali komuś posady partyjne, to można jeszcze dyskutować, czy to nie element dopuszczalnej gry politycznej, w końcu wydają pieniądze z własnej subwencji. Już proponowanie stanowiska rządowego w zamian za odpowiednie głosowanie wydaje się zwykłą korupcją. Ale bez wątpienia jest nią oferowanie posady w spółce skarbu państwa lub jakiejś zależnej od niej, także komuś z rodziny „kupowanego”. To nawet bardziej naganne niż danie pracy w prywatnej firmie, gdyż chodzi o środki publiczne. Bez problemu udałoby się też udowodnić, że groźba pozbawienia pracy kogoś z kręgu rodziny czy nawet z ugrupowania, do którego należy poseł, gdyby ten nie zagłosował właściwie, jest bezprawnym aktem wobec funkcjonariusza publicznego.

Czytaj też: Wyciekły im kartki do pocztowej skreślanki

Są haki i są antyhaki

Co prawda poseł (także np. radny) zawsze może powiedzieć, że osobiście zmienił zdanie w jakiejś sprawie i teraz będzie głosował inaczej, niż wcześniej sądził czy mówił. Ale przypomnijmy, że karalne jest już samo namawianie do takiej „zmiany zdania”, wystarczy jedna taka rozmowa. Jeśli były przypadki, że posłom obiecywano rozmaite „korzyści” w zamian za określone głosowanie, powinni oni taki fakt zgłosić do prokuratury. Rzeczywiście, trudno jest wykazać korupcyjne czyny bez zawiadomienia i twardych dowodów, np. nagrań. Z reguły odbywa się to w dużej konfidencji, a „proponujący” ma zapewne jakieś zabezpieczenia, które powodują, że taki proceder nie jest ujawniany; są haki i antyhaki. Pytanie zresztą, co by się stało, gdyby prokuratura, zwłaszcza dzisiejsza, naprawdę dostała takie zawiadomienie. Niestety, nie ma okazji, aby to sprawdzić.

Trudno nie odnieść wrażenia, że w tej kwestii panuje jakaś zmowa milczenia, że politycy oburzają się na „przekupstwa”, ale nie robią kroku dalej. Jakby wszyscy mieli coś na sumieniu i protestowali tylko wtedy, gdy akcja jest wymierzona właśnie w nich. Tworzy się szara strefa, gdzie liczy się tylko zręczność i skuteczność w podbieraniu sobie ludzi, bez etycznych i prawnych ocen. I nie chodzi tu tylko o ostatnie działania obozu władzy, nie ona w tym pierwsza, nie ostatnia. Tworzy się zasada niezależna od partyjnych barw: nie wyciągamy formalnych konsekwencji, bo może kiedyś sami będziemy tak robić lub już robiliśmy.

Czytaj też: Wyborcze absurdy. Liczenie głosów może potrwać tygodnie

Jak się władza staje nietykalna

Mało jest bardziej zakłamanych określeń niż „korupcja polityczna”. Ten termin stał się wygodnym instrumentem mającym oddzielać sferę polityki od Kodeksu karnego. To, co w każdym innym przypadku byłoby zawzięcie ścigane przez CBA, tu zyskuje status dopuszczalnych targów, bo „tak wszyscy robią”, bo jest świętość „społecznego mandatu posła”. Można powiedzieć, jakby to dziwnie nie zabrzmiało, że zwyczajowo nie traktuje się tego jak przestępstwa. A przecież decyzje podejmowane w parlamentarnym głosowaniu z reguły mają znacznie większą wagę niż małe krętactwa urzędników. Od ustaw zależy życie gospodarcze, losy tysięcy firm, regulacje w wielu dziedzinach życia, ale też pomyślność partii i ich członków.

Wybór Andrzeja Dudy na prezydenta, któremu mają pomóc szybkie korespondencyjne wybory, ma znaczenie dla podtrzymania władzy PiS i całego personalnego układu, który się z nią wiąże. Decyzje niby-polityczne przekładają się bezpośrednio na dostęp do wysokopłatnych posad, rozmaitych korzyści, awansów, także dla małżonków czy dzieci polityków czy osób pozostających w ich kręgu.

Daniel Passent: Wybory, czyli katastrofa wizerunkowa

Od sławetnej wizyty Adama Lipińskiego w sejmowym pokoju Renaty Beger minęło feralne 13 lat, a od tamtego czasu standardy tylko się pogorszyły. PiS szczyci się tym, że nastraszył prostych łapówkarzy, ale zarazem sam przestał się bać czegokolwiek poza spadkami w sondażach. Władza zyskała status nietykalnej i może być to pokusą dla następnych rządów. Bo nie ma przestępstwa bez zgłoszenia, a nawet jak się takie trafi, to nie ma przestępstwa bez podjęcia postępowania – tu wystarczy mieć prokuraturę pod władzą członka rządu.

Poseł ma prawo zmienić zdanie, a rządzący mają prawo rozdawać posady. Wystarczy tylko, aby nie dostrzegano związku między tymi „uprawnieniami”. Politycy sami wyłączyli się z prawnego obiegu i nie jest to wynalazek PiS. Władza lubi ścigać „aferzystów”, ale naprawdę wielkie, bo publiczne pieniądze, wpływy, decyzje o miliardowych inwestycjach, ich zarządach i radach nadzorczych pozostają w jej wyłącznej gestii. To rządzący oceniają, co jest legalne, a co nie. Mogą jednym ruchem stworzyć setki stanowisk dla swoich albo je zlikwidować – dla wrogów.

Czytaj też: Jak PiS zdobywa przychylność wyborców i ile to kosztuje

Nie wystarczy się oburzyć

Wiele mówi się o tym, że kapitał i rynek przejmują demokrację, zastępują ją, a politycy stają się zależni od ponadnarodowych korporacji. Ale w Europie Środkowo-Wschodniej widać zupełnie inne zjawisko. To władza, dysponująca na wyłączność budżetem państwa i administracją bez żadnej kontroli opozycji, rozdająca setki tysięcy miejsc pracy, reprywatyzująca firmy i banki, finansująca sprzyjające sobie środowiska i biznesy, ustawia wszystkich w roli klienteli, pokazując, że nie ma życia poza jej kręgiem.

Wpływa to na całe życie publiczne, w tym politykę. Coraz bardziej widać, że bycie posłem, wiceministrem, nawet ministrem jest tylko pierwszym szczeblem finansowej kariery, przetarciem przed objęciem naprawdę istotnych, „chlebowych” funkcji. W takim państwowym systemie dystrybucyjnym coraz łatwiej będzie składać tym pretendentom „obietnice”, które nazwie się zgrabnie i bezkarnie „korupcją polityczną”. Dlatego bardziej wiarygodne niż ogólne narzekania opozycji na tzw. buszowanie w ich parlamentarnych klubach byłoby oficjalne zgłoszenie podejrzenia popełnienia przestępstwa.

Czytaj też: Mamy codzienny stan nienadzwyczajny

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną