Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Debata w TVP: „Jeden z dziesięciu” dla wytrwałych

Debata prezydencka w TVP Debata prezydencka w TVP Wojciech Strożyk / Reporter / EAST NEWS
Dziwna to była debata. Jakby prowadzono ją w jakimś innym świecie, w którym nie ma wielkiego kryzysu politycznego, a epidemia stała się już prawie przeszłością.

Dotąd można było sądzić, że kampania ustała z powodu pandemii oraz braku jasności co do terminu wyborów. Jeśli nawet ustała, to ożyła wieczorem 6 maja, w przeddzień spodziewanych kluczowych rozstrzygnięć odnośnie do wyborów oraz większości parlamentarnej.

Jak gdyby nigdy nic telewizja publiczna zorganizowała normalną debatę wyborczą wszystkich 10 kandydatów, którzy grzecznie stawili się w komplecie, odpowiedzieli na pięć postawionych im przez Michała Adamczyka pytań, po czym pożegnali się z widzami jednominutowymi „statements”. Nikt nie zbojkotował, nikt nie podważył legalności wyborów korespondencyjnych. Widzowie mogli odnieść wrażenie, że w zasadzie wszystkie siły polityczne gotowe są potraktować toczący się spór o wybory jako spór o „technikalia”, bo co do istoty rzeczy wszystko jest jak należy. Trudno odczytać to inaczej niż jako legitymizację rządów PiS i dokonywanego przez ten rząd zamachu na wolność i godność wyborów. Smutne i rozczarowujące.

Debata – mierna, chaotyczna i nudna

Takie zachowanie polityków, którzy tak bardzo boją się wypaść z gry, że wolą grać w grę przygotowaną dla nich przez PiS i TVPiS, świadczy o ich mierności. Taka też była sama debata – mierna, chaotyczna i nudna. Pewnie niewielu widzów wytrwało do końca. Jak zwykle obok kandydatów poważnych wystąpili kandydaci nieznani oraz tacy całkiem niepoważni lub nawet egzotyczni. Ci ostatni byli tym razem pokroju wkurzonego dorobkiewicza, który nie cierpi płacić podatków, a jego horyzonty myślowe nie wychodzą poza sprawy bliskie każdemu groszorobowi.

Akcentów antysemickich tym razem nie odnotowaliśmy, jakkolwiek Krzysztof Bosak znalazł okazję, żeby dwa razy wymienić słowo „Izrael” w kontekście polskiej suwerenności. Żadnych emocjonujących momentów ani spektakularnych akcji. Władysław Kosiniak-Kamysz pokazał wielki długopis z podobizną Jarosława Kaczyńskiego, symbolizujący serwilistyczną względem PiS prezydenturę Andrzeja Dudy, a także wytknął mu „przyklęk” podczas pozowania do zdjęcia przy biurku Donalda Trumpa.

Małgorzata Kidawa-Błońska miała na pulpicie dużą plakietkę z napisem „konstytucja” w znanej wszystkim formie. Tyle ekscesów. Poza tym było bardzo grzecznie i przewidywalnie. Padały pytania, na które kandydaci niechętnie odpowiadali, uciekając od tematu dla wygłoszenia przygotowanych z góry oświadczeń. Pan redaktor co rusz musiał upominać gości, żeby mówili na temat. Było to dość żenujące. Żenująca była zresztą cała ta impreza, jakkolwiek kilku osobom udało się wygłosić kilka sensownych, jakkolwiek niespecjalnie porywających zdań.

Pytania poświęcone były polityce zagranicznej („Do której stolicy udasz się z pierwszą wizytą?”), gospodarce („Jak powrócić do szybkiego tempa rozwoju i w jakim czasie?”), bezpieczeństwu militarnemu i energetycznemu, równowadze między Komisją Europejską i rządami krajowymi („Europa państw czy państwo Europa?”), ewentualności podwyższenia wieku emerytalnego i legalizacji małżeństw homoseksualnych (z prawem adopcji dzieci). Nie było pytania o ochronę zdrowia ani o edukację, co może dziwić, ani też o naukę i kulturę, co dziwić nie powinno.

Andrzej Duda jak zawsze zadowolony

Kandydaci ustawieni byli w szeregu w wylosowanej kolejności. Złośliwy demon tak pokierował rączką sierotki, że na pierwszym miejscu stanął Andrzej Duda, za nim Małgorzata Kidawa-Błońska, potem Szymon Hołownia, a na czwartej pozycji Robert Biedroń. Dość wymowne. Co powiedzieli liczący się kandydaci? Zreferuję ich wypowiedzi, kierując się wyrokiem demona, którego cenię za dowcip.

Andrzej Duda był jak zawsze szalenie zadowolony z siebie, tęgi na twarzy i bardzo napudrowany. Z pierwszą wizytą uda się do Rzymu, żeby dać wyraz zwycięstwu nad epidemią, która w tak szczególny sposób dotknęła Włochy. Gospodarka, dzięki rządom PiS i jego własnym, ma wielkie sukcesy i nadal tak będzie. Tarcza antykryzysowa działa wspaniale. Polska ma zapewnione bezpieczeństwo energetyczne, zwłaszcza że za chwilę rusza gazociąg Balitc Pipe. Unia Europejska zawiodła w sprawie pandemii, a za to świetnie radzą sobie państwa narodowe, w tym Polska. Niemniej państwa Unii powinny ściśle ze sobą współpracować (dwukrotnie wspomniał o listach pisanych przez siebie do kolegów i koleżanek – głów państw). Wiek emerytalny, rzecz jasna, zostanie, jaki jest, a co do małżeństw homoseksualnych i adopcji przez nie dzieci, to nie ma tematu – konstytucja tego zabrania. Wszystkie korzyści socjalne, jakie wprowadził rząd PiS, zostaną utrzymane. Na koniec Duda zapewnił nas, że „damy radę” i „przyszłość przed nami”. Zgadzam się: jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było, a jutro też będzie dzień. Oby był to dzień bez Dudy.

Kidawa-Błońska rozsądnie i nieporywająco

Małgorzata Kidawa-Błońska starała się być energiczna i mówić składnie, ale nie wyszło. Nigdy nie wychodzi. I jak zwykle wyrażała się (cokolwiek się przy tym zacinając) raczej rozsądnie i nieporywająco. Trzeba jej oddać to, że powiedziała wprost, iż mamy kryzys wokół wyborów („nie mamy wyborów”), jakkolwiek nie zajęła w tej sprawie stanowiska, co może zaskakiwać w przypadku polityczki tej rangi. Jeśli chodzi o pierwsze wizyty, to nie pojedzie, lecz zaprosi – przywódców Trójkąta Weimarskiego.

Tarcza antykryzysowa jest niewystarczająca, zwłaszcza dla drobnych przedsiębiorców. Potrzebne są m.in. łatwe kredyty i ulgi w czynszach. Bardzo źle się dzieje na odcinku wojskowości. Szwankuje słynna tarcza, nie idą zakupy śmigłowców, a w ogóle to trzeba przywrócić godność polskiego żołnierza. Co do energetyki, to stawiamy na OZE (odnawialne źródła energii). Unia przeznacza ogromne środki na walkę z pandemią, a za to polski rząd zaspał w tej sprawie o miesiąc. Polska jest wyprowadzana z Unii Europejskiej, de facto nie mamy już Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego ani publicznych mediów. Jako prezydent Kidawa-Błońska pragnie być strażnikiem konstytucji, będzie zasypywać podziały, inspirować dialog i dbać o bezpieczeństwo. Skoro wygrała z Jarosławem Kaczyńskim w Warszawie, to wygra i w Polsce. Dodajmy, że sondaże szalenie to dziś uprawdopodobniają.

W drugiej turze wygra Hołownia?

Szymon Hołownia mówi ładnie i przyjemnie się go słucha. Jak zostanie prezydentem, to zapewne uda się najpierw do Kijowa, Berlina oraz Paryża, bo Trójkąt Weimarski jest ważny. Co do tarczy antykryzysowej, to szkoda gadać. A gdzie są te słynne pieniądze Glapińskiego? Ma już gotowe pięć projektów ustaw antykryzysowych, a także wizję gospodarki 3.0. W sprawie bezpieczeństwa stawia na poszerzenie kompetencji i składu Biura Bezpieczeństwa Narodowego, bo bezpieczeństwo ma wiele aspektów. Energetyka musi przestawić się na OZE. Integracja europejska nie stoi w sprzeczności z siłą państw narodowych, a obecny kryzys pokazuje, że pogłębienie współpracy europejskiej jest potrzebne. O małżeństwach homoseksualnych mowy nie ma, a co do podniesienia wieku emerytalnego, to raczej nie wchodzi to w grę, jakkolwiek trzeba przemyśleć sprawę zależności wieku przejścia na emeryturę i jej wysokości. Jako prezydent będzie budował społeczeństwo i państwo obywatelskie. Namawia, by nie bojkotować wyborów, bo da to zwycięstwo Dudzie. Jeśli zaś dojdzie do drugiej tury, to on, Szymon Hołownia, ją wygra. Muszę powiedzieć, że łezka mi się w oku zakręciła.

Biedroń powagi nie nabiera

Robert Biedroń był prawie jak Robert Biedroń, tylko starszy niż wtedy, gdy był taki młody i miły oraz niepobierający pensji europosła. I to „prawie” robi jednak pewną różnicę. Z zagranicą trzeba budować mosty, a nie mury, podczas gdy dziś Polska jest osamotniona na arenie międzynarodowej. Musimy dbać o bliskie więzy z Niemcami i Francją, z NATO i Unią Europejską. Ale jeszcze będziemy bijącym sercem Europy. Trzeba integrować polskie prawo i polską gospodarkę z prawem i gospodarką Unii. Tarcza antykryzysowa PiS ratuje banki, a nie zwykłych ludzi. Już 2 mln ludzi nie ma pracy. Konieczny jest nowy plan Marshalla. Jeśli zostanie prezydentem, to w ciągu stu dni zlikwiduje umowy śmieciowe. Będzie też walczył o świecki charakter państwa. Co do małżeństw homoseksualnych, to tak czy inaczej „równość to równość”. A wieku emerytalnego nie podwyższy, a w dodatku zaproponuje program tanich mieszkań na wynajem. Na koniec przypomniał, że jest „zwykłym chłopakiem z ul. Kolejowej w Krośnie” i nie będzie klękał przed biskupami. W polityce jest dla zmian i będzie walczył o prawa kobiet. I nie będzie niczyim długopisem. Jako wyborca zastanawiam się tylko, czy aby nie będzie cienkopisem. Bo jakoś Robert Biedroń z latami i kilogramami powagi nie nabiera.

Cień Kukiza za Kosiniakiem

Władysław Kosiniak-Kamysz jest bardzo sympatyczny i rozsądny. Dobrze przygadał Dudzie. Miło się tego słuchało. Ale żeby mówił jak mąż stanu? Do tego mu wciąż bardzo daleko. Owszem, zahaczył o skandal z wyborami. Ale tylko zahaczył. Obiecał przywrócić godność Polsce, traktowanej dziś przez świat jak czarna owca. Czas zakończyć wojnę z Unią. W sprawach gospodarczych konieczny jest dialog. Ma już gotowe projekty ustaw, m.in. znoszących opodatkowanie emerytur. Trzeba przywrócić zgodę narodową, w czym widzi rolę prezydenta. Jego program jest wspólny z Kukizem – np. będzie promował powszechne wybory prokuratora generalnego. Małżeństw homoseksualnych oczywiście nie uzna i wieku emerytalnego nie podniesie (bo zmienił zdanie). A w dodatku każdej pielęgniarce i ratownikowi wypłaci po 1500 zł za pracę podczas epidemii. Przywróci normalność i zgodę w narodzie. Tylko nie bojkotujcie wyborów! Trzeba przyznać, że wiary w siebie szefowi PSL nie brakuje. Szkoda tylko, że kładzie się na tym kandydacie cień Kukiza długi jak z chałupy do samiutkiej stodoły.

Bosak na wielu wektorach

Krzysztof Bosak, jak to Krzysztof Bosak, będzie bronił interesów narodowych. I będzie to obrona „dumna”. Duda zaś jest dwulicowy, bo niby jak trzeba, a jednak w kontekście małżeństw homoseksualnych to pana Zaradkiewicza – mającego dziwne poglądy w tej materii – do pełnienia obowiązków prezesa Sądu Najwyższego powołał. A co gorsza, przebąkiwał coś o ustawie o osobach najbliższych... Będzie prowadził „politykę wielowektorową”, żadnemu dyktatowi się nie podda, a pierwsze uszanowanie złoży Węgrom. O wszelkich zielonych ładach i innych takich dyrdymałach zapomnijcie. Za to armię będzie wzmacniał, żeby Polska mogła w razie czego bronić się sama. Mam nadzieję, że zanim pokona Ruskich, obroni się przed szowinistami, antysemitami i klerykałami. Liczę w tej materii na pana Bosaka wielce.

Dziwna to była debata. Jakby prowadzono ją w jakimś innym świecie, w którym nie ma wielkiego kryzysu politycznego, a epidemia stała się już prawie przeszłością. Żaden z polityków nie mówił, jak wyobraża sobie współpracę z rządem PiS lub innym. Ani słowa o Rosji. Ani słowa o edukacji. Prawie nic o ochronie zdrowia. Czy oni urwali się z choinki?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną