Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Po uchwale PKW. Mamy demokrację furmańską

Państwowa Komisja Wyborcza, ul. Wiejska w Warszawie Państwowa Komisja Wyborcza, ul. Wiejska w Warszawie Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
PKW podjęła uchwałę, że wybory się nie odbyły, bo nie ma kandydatów. Nie tłumaczy przy tym, co się stało z kandydatami, którzy tego samego dnia rano jeszcze byli.

Zwrot akcji o 180 stopni. W wyborczy niedzielny poranek obudziliśmy się z przekonaniem, że wybory się odbywają (tylko bez głosowania), a Sąd Najwyższy podejmie potem „spodziewaną” w pakcie Kaczyński–Gowin uchwałę o nieważności tych wyborów. Kładliśmy się spać z informacją, że wybory zostały odwołane z powodu braku kandydatów. Choć kandydatów było dziesięciu, wszyscy oficjalnie ogłoszeni na stronie Państwowej Komisji Wyborczej. I żaden się nie wycofał. W dodatku wybory zostały w ten sposób odwołane pod koniec dnia wyborczego.

Czytaj też: Wyborczy tumult w PiS. O co była ta cała szarpanina?

Po co PiS „reformował” PKW

To nie są cuda nad urną, to są cuda na kiju. Są możliwe, bo władza ma instytucje, które jej wszystko podżyrują. „Słupy”, które biorą na siebie jej wyborcze przekręty. Pierwszy: Trybunał Julii Przyłębskiej. Miał w ciągu dwóch dni orzec, że marszałek Sejmu ma prawo zmienić datę zarządzonych już na 10 maja wyborów. I energicznie wziął się do roboty, ale „rozkaz” odwołano na skutek paktu Gowin–Kaczyński.

Kolejnym „słupem” miała być stworzona przez PiS Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego. Pakt dwóch Jarosławów głosił bowiem, że „spodziewane jest” ogłoszenie przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, co miało dać PiS możliwość ogłoszenia ich w innym, dogodnym dla rządzących terminie. Ale wybory zarządzone 10 maja miały się nie odbyć i powstała zagadka logiczna: jak Sąd Najwyższy może orzec o nieważności czegoś, czego nie było?

W dodatku zbiesiła się, i to publicznie, prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej Joanna Lemańska, słusznie oburzona publicznym ogłaszaniem przez prezesów Gowina i Kaczyńskiego, czego się „spodziewają” po Sądzie Najwyższym. „To od składu orzekającego, i tylko od składu orzekającego, zależy, jaka będzie treść podjętego orzeczenia” – oświadczyła w TVN.

Trzeba więc było znaleźć nowego „słupa” – Państwową Komisję Wyborczą. Nie bez powodu PiS wcześniej ją „zreformował”, obsadzając swoimi ludźmi niemal cały jej skład.

Czytaj też: Czy ktoś odpowie za nieprzeprowadzenie wyborów?

Zasady pokera furmanów

PKW w dniu „niewyborów” podjęła uchwałę, że zaplanowane na ten dzień wybory się nie odbyły, ponieważ nie ma kandydatów. Nie tłumaczy przy tym, co się stało z kandydatami, którzy tego samego dnia rano jeszcze byli, w liczbie dziesięciu, z ubiegającym się o reelekcję Andrzejem Dudą na czele.

PKW powołała się na swój obowiązek „sprawowania nadzoru nad przestrzeganiem prawa wyborczego”, co wskazuje na poczucie humoru jej członków. Powołała się też na art. 293 par. 3 Kodeksu wyborczego, który mówi, że jeśli w wyborach brak kandydata na prezydenta, PKW „stwierdza ten fakt w drodze uchwały, którą przekazuje marszałkowi Sejmu, podaje do publicznej wiadomości i ogłasza w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej”. To zaś jest podstawą dla marszałka Sejmu do zarządzenia ponownych wyborów „nie później niż w 14. dniu od dnia ogłoszenia uchwały PKW”. Tak więc prezes Kaczyński dostał „podstawę prawną” i może teraz robić, co chce.

Prof. Ewa Łętowska dla opisania działań władzy powołała się na zasady tzw. pokera furmanów (przedwojennych jeszcze). Jedną z tych zasad było, że jak komuś z graczy karta bardzo nie szła, wołał: „wtorek”, co unieważniało grę. Co dalej z wyborami? Nie ma co spekulować. Prezes Kaczyński i tak może w każdej chwili zawołać: „wtorek, unieważniam grę”. Mamy demokrację furmańską.

Czytaj także: Dwóch Jarosławów urządza Polskę

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną