ANNA DĄBROWSKA: – Sejm trzy dni po tym, jak prezydent podpisał ustawę kopertową, już ją anulował. W niecałe dziesięć godzin uchwalił za to kolejną o wyborach prezydenckich. Mówią, że jest o niebo lepsza od tamtej. Wyborcy mogą być spokojni?
ANNA RAKOWSKA-TRELA: – Jest to z pewnością lepsza ustawa od tej tak zwanej kopertowej, bo trudno sobie wyobrazić od niej gorszą. Choć ostatnio uczę się, że moja wyobraźnia nie daje sobie rady z tym, co się z procesem wyborczym dzieje. Ale i ta nowa ustawa nie mieści się ani w standardach powszechności wyborów, ani nie zapewnia wszystkim uprawnionym obywatelom prawa do głosowania.
Jak to, przecież możliwości głosowania jest więcej niż zwykle: korespondencyjnie dla wszystkich chętnych, za granicą, w lokalu wyborczym. Gdzie są pułapki?
Naruszenie praw wyborczych osób przebywających za granicą jest bardzo duże. W ustawie czytam, że głosowania korespondencyjnego, ale też tradycyjnego za granicą nie przeprowadza się w państwach, w których nie ma możliwości organizacyjnych, technicznych czy prawnych. Rozumiem, że tu chodzi o państwa, które mierzą się z pandemią. Rządzący uznali i usankcjonowali, że nie sprostają zadaniu przeprowadzenia głosowania w takich trudnych warunkach, więc trzeba pozbawić ludzi prawa do głosowania.
Ale za to w kraju mamy wybór. Kto chce, może włożyć głos w kopertę, a kto się nie boi, ten idzie głosować w lokalu wyborczym.
Z tym głosowaniem korespondencyjnym nie jest tak różowo. Schody pojawiają się już w momencie dostarczenia pakietu wyborczego, który będzie wrzucany do skrzynki. Co prawda przez dwóch pracowników poczty i listem poleconym, czyli z imieniem i nazwiskiem adresata na kopercie, ale wciąż bez potwierdzenia przez niego odbioru.