Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czy można pokonać Andrzeja Dudę?

Andrzej Duda Andrzej Duda Grzegorz Jakubowski / Kancelaria Prezydenta RP
Obecny prezydent może zakończyć swoją misję tylko wtedy, kiedy będą spełnione – i to łącznie – dwa warunki. Innego sposobu nie ma.

Patrząc na mijające pięć lat obecnego prezydenta, wielu nie może zrozumieć, dlaczego wciąż jest on murowanym faworytem zbliżających się wyborów. Ale o przyczynach tego faktu napisano setki artykułów, na dzisiaj tak po prostu jest. Ostatnie badania pokazują, że w drugiej turze, jeśli ta będzie, kandydatów opozycji dzieli od Andrzeja Dudy 10 pkt. proc. i (czasami znacznie) więcej. To, czy da się zniwelować tę przewagę, zależy od dwóch okoliczności.

Punkt 1. Jeden z kandydatów opozycji musi w pierwszej turze zdobyć dobrze ponad 20, a najlepiej bliżej 30 proc. poparcia. To i tak minimum, tylko z takiego poziomu można w drugiej turze dobić do 51 proc. potrzebnych do zwycięstwa. Najgorsze, co może spotkać opozycję, to sytuacja, kiedy Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz czy Robert Biedroń będą mieli po 10 lub kilkanaście procent głosów. Zawzięta rywalizacja na tym poziomie o drugie miejsce nic nie znaczy, poza międzypartyjnymi przepychankami. Dla pokonania Andrzeja Dudy decydujące jest, aby jeden z wymienionych kandydatów oderwał się od peletonu i wysforował do przodu.

Nie jest prawdą, że w pierwszej turze wystarczy wyrównana rywalizacja, a wszystko rozegra się w drugiej rundzie. Nic się nie rozegra, jeśli kandydat opozycji będzie startował do finału z poziomu np. 15–17 proc. Na takie spłaszczenie wyników bardzo liczy PiS, o czym mówią ostatnio politycy tego ugrupowania. Z tego punktu widzenia nie można wykluczyć, że start Rafała Trzaskowskiego, który będzie odrabiał straty Małgorzaty Kidawy-Błońskiej kosztem innych opozycyjnych kandydatów i „uśredniał” wyniki, może się okazać przeszkodą w pokonaniu Dudy. Chyba że uzyska wyraźną przewagę. Dlatego pierwsza tura wyborów będzie decydująca dla projektu pokonania kandydata PiS-u. Ta szala powinna się już wtedy wyraźnie przechylić na korzyść Hołowni, Kosiniaka, Trzaskowskiego czy Biedronia. Ale to i tak nie wystarczy. Do tego potrzebny jest punkt 2.

Punkt 2. Wszystkie rachuby okażą się bezużyteczne, jeśli w drugiej turze prezydenckich wyborów sympatycy kandydatów z miejsca 3. i dalszych nie poprą kandydata numer 2. Czyli np. wyborcy Trzaskowskiego – Hołowni i odwrotnie, zwolennicy Kosiniaka – Biedronia i vice versa. Byłoby to możliwe, gdyby partyjni politycy i sami kandydaci zachowywali się zgodnie ze swoimi deklaracjami, według których są miłośnikami demokracji, porządku konstytucyjnego, państwa prawa, swobód obywatelskich i standardów praworządności. To jest ten wspólny mianownik, który uzasadnia – politycznie i moralnie – przepływy elektoratu w drugiej turze prezydenckiej elekcji. Każdy wyborca zrobi co zechce, ale sugestie polityków w kwestii „przekazania głosów” mają swoje znaczenie. Zbliżające się wybory będą zatem okazją do weryfikacji tez głoszonych przez opozycję od kilku lat: że PiS wyprowadza Polskę z grona demokratycznych państw, że łamie ustawę zasadniczą, że zawłaszcza wszelkie instytucje, także te, które mają władzę kontrolować, że sprowadził media publiczne do roli propagandowej tuby władzy itd.

Wyborcy – wspólnicy partii

Punkt 1. zależy od wyborców, nie da się podporządkować indywidualnych sympatii politycznemu planowi. Tu każdy wyborca musi sam dokonać analizy, ocenić, który kandydat, oprócz tego, że jemu się podoba, rokuje najlepiej w szerszym projekcie pokonania prezydenta Dudy. Jednak nie ma dobrego powodu, aby nie wymagać od obywateli takiego szerszego myślenia. Wyborcy to nie musi być tylko konsumencka masa, która wybiera z półki odpowiadające jej produkty. Liczy się też to, kto jest właścicielem sklepu, jego też można wybrać.

Mało się o tym mówi, bo to delikatna sprawa, ale wyborcy ponoszą jednak odpowiedzialność za swoje wybory. To nie jest tak, że jest dobry, „niewinny” elektorat i „oni”, ta zła władza. Ktoś ją przecież wybrał. Ci, na przykład, którzy dwukrotnie – w 2015 i 2019 r. – wybrali do rządzenia PiS, są wspólnikami tego wszystkiego, co ta partia w państwie robi. Odpowiedzialność wyborcy za to, kto rządzi państwem, jest stanowczo niedoceniana. Ta odpowiedzialność dotyczy także zwolenników opozycji, którzy mają wybierać – i to skutecznie – następców władzy.

Czytaj także: Kandydat Trzaskowski. Daje nadzieję Platformie

Na czym zależy politykom?

Punkt 2. zależy już od decyzji polityków. To oni muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, na czym im zależy. To jasne, że przede wszystkim na interesie własnej partii albo na założeniu nowej, tu nie wymagajmy zbyt wiele. Jednak w sytuacji drugiej tury dochodzi do momentu podjęcia krytycznej decyzji. Chodzi o w miarę bezinteresowne poparcie dotychczasowego konkurenta tylko dlatego, aby pokonać kandydata formacji, która zagraża demokratycznej ramie państwa. Oczywiście pojawią się kalkulacje, czy to nie wzmocni rywala na opozycji, a przecież będą wybory w 2023 r, itd. Jeśli opozycja nie pokona takiego myślenia, Duda ma pewną kolejną kadencję. Poza tym przywrócenie demokratycznych reguł w dłuższym trwaniu jest korzystne dla wszystkich.

Tożsamości ideowe są istotne, zwłaszcza w normalnych czasach – ktoś jest socjalistą, socjaldemokratą, liberałem, konserwatystą czy centrystą. Ale ważna jest też identyfikacja nadrzędna, która łączy te identyfikacje: szacunek dla praworządnego państwa, w którym przestrzega się cywilizowanych reguł i procedur. Dopiero w takim kraju można rozmawiać o innych kwestiach, debatować i szukać najlepszych rozwiązań. W państwie, w którym nie ma reguł, wszystkie ustalenia, projekty i plany nie mają żadnej wartości. Ostatnio okazało się, że nawet wybory mogą podlegać manipulacji.

Posłuchaj podkastu „Polityki”: Jakie będą wybory prezydenckie? Kto powalczy z Andrzejem Dudą?

Dlatego wolnościowym demokratom jest w zasadzie wszystko jedno, czy Dudę pokona Trzaskowski, Hołownia, Kosiniak-Kamysz czy Biedroń. Każdy z nich, sądząc po wygłaszanych wielokrotnie deklaracjach, będzie respektował konstytucyjny porządek (poglądy Krzysztofa Bosaka, mimo jego kulturalnego zachowania, są jednak dość niejasne, jeśli chodzi o obronę standardów liberalnej demokracji i pozycję Polski w Unii Europejskiej).

Gra o demokrację

O to teraz toczy się gra. Andrzeja Dudę można pokonać tylko przy spełnieniu dwóch wymienionych wyżej warunków. Innej możliwości nie ma, najlepiej od razu porzucić niepotrzebne złudzenia. Tylko przy przyjęciu przez całą demokratyczną opozycję poglądu, że za kilka tygodni chodzi o obronę podstawowych zasad demokracji, o zabranie PiS-owi chociaż części władzy, stworzenie bezpiecznika przed całkowitą samowolą obozu rządzącego, można zacząć nieśmiało myśleć o zwycięstwie w nadchodzących wyborach.

Adam Szostkiewicz: Demokracja pod respiratorem

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną