Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Debata prezydencka w TVP. Jątrzące pytania i fenomen Witkowski

Debata prezydencka w TVP, 17 czerwca 2020 r. Debata prezydencka w TVP, 17 czerwca 2020 r. Jan Bogacz / Forum
Nie było pojedynku dwóch głównych rywali. Dyskusja toczyła się tak, jakby Polska była praworządnym krajem, w którym rząd rządzi jak potrafi, a opozycja go za to czy za tamto krytykuje.

Słuszne były obawy opozycji, że debata prezydencka może nie być do końca uczciwie przeprowadzona. Nie była. W TVP Info, która oprócz programu pierwszego TVP debatę transmitowała, tuż przed programem wystąpił dziennikarz wychwalający Andrzeja Dudę i dyskredytujący Rafała Trzaskowskiego. A na tym bynajmniej nie koniec. Skandalem – i to domagającym się procesu przed sądem – było wyświetlanie przez cały czas trwania debaty, na czerwonym pasku, informacji o planowanym na 24 czerwca spotkaniu Dudy z Donaldem Trumpem. Ewidentnie służyło to podkreślaniu sukcesu prezydenta, a tym samym stanowiło naruszenie zasady równego traktowania wszystkich kandydatów.

Czytaj też: Relacja z debaty pytanie po pytaniu

Pytania z lękami w tle

Abstrahując od niegodziwego zachowania telewizji, trzeba powiedzieć, że debata była interesująca, a pod pewnymi względami zaskakująca. Pytania sformułowano tak, żeby w całej krasie mógł się ujawnić rzekomo lewicowy światopogląd głównego rywala Andrzeja Dudy, czyli Rafała Trzaskowskiego. Dziwne to były zagadnienia i oprócz samego Dudy wszyscy oceniali je jako sztuczne i nieadekwatne do sytuacji. Dlatego kandydaci tylko do pewnego stopnia wykorzystali dany im czas na udzielenie odpowiedzi na pytania prowadzącego, mimo że byli w tej kwestii wciąż przez niego napominani. Jednak nie posunął się on do przerwania żadnej wypowiedzi, choć podobno umożliwiał to regulamin.

Jako że odpowiedzi nie trzymały się ściśle pytań, lepiej tym razem zreferować przebieg debaty, skupiając się na tym, co chcieli przekazać i jak wypadli poszczególni kandydaci. Odniosę się do najpoważniejszych i poważniejszych, biorąc pod uwagę zarówno poparcie dla nich, jak i poziom ich wypowiedzi.

Każdy kandydat miał w sumie sześć minut, przy czym ostatnia jednominutowa wypowiedź była swobodna. Pozostałe miały być (i częściowo były) odpowiedziami na pytania (w skrócie) o stosunek do uchodźców, obecność religii w szkole, małżeństwa homoseksualne i adopcję dzieci przez takie małżeństwa, wprowadzenie euro oraz o to, czy w razie wynalezienia szczepionki na Covid-19 takie szczepienia powinny być obowiązkowe.

Można nazwać te pytania wręcz jątrzącymi, bo w ich tle widzimy raczej społeczne lęki, do których zwykli odwoływać się populiści, a nie realne problemy, przed jakimi stoi dziś państwo, społeczeństwo oraz przyszły prezydent. TVP pokazała swoją tabloidową mentalność i z trudem skrywany serwilizm. Na szczęście łączna siła moralna kandydatów opozycji przesądziła o tym, że wrażenie niestosowności pytań jednoznacznie zdominowało atmosferę. W pewnym sensie była to debata „wszyscy przeciw Dudzie i TVP”.

Podkast: Czy Trzaskowski ma realną szansę wygrać z Dudą?

Witkowski i mucha

Zasiadając przed telewizorami i komputerami, zapewne większość z nas spodziewała się, że debata będzie pojedynkiem dwóch głównych kandydatów, którzy na pewno znajdą się w drugiej turze, czyli Andrzeja Dudy i Rafała Trzaskowskiego. Tak się nie stało. Duda był nazbyt spokojny i wyluzowany, a Trzaskowski zbyt mało wyrazisty i zdenerwowany, żeby można mówić o jakiejś osi Duda–Trzaskowski organizującej dramaturgię wydarzenia.

Nie, Trzaskowski zdecydowanie nie „ukradł show”. Nie można powiedzieć, by wyszedł z debaty zwycięsko, tak jak o Dudzie nie można powiedzieć, że poniósł jakieś straty, co w jego sytuacji mimo wszystko oznacza wygraną. To pewne rozczarowanie, bo była szansa, że debata doda paliwa rakiecie kandydata Koalicji Obywatelskiej, którą tak spektakularnie odpalił na etapie zbierania podpisów. Został poniekąd „przykryty” przez bardziej sprawnych retorycznie kontrkandydatów z opozycji, w tym Krzysztofa Bosaka, który w swojej ultraprawicowej kategorii zawalczył wyjątkowo sprawnie. Fenomenem debaty była też obecność Waldemara Witkowskiego z Unii Pracy, który dołączył do stawki jako jedenasty. To polityk bardzo dobrze od wielu lat znany na lewicy, lecz słabo rozpoznawalny w społeczeństwie. Zapewne z niejakim zdziwieniem miliony ludzi dowiedziały się o istnieniu konkurencji na lewicy.

Witkowski pokazał się od bardzo dobrej strony i z pewnością jakaś część głosów szykowanych przez wyborców dla Roberta Biedronia przejdzie na jego rzecz. Nie będzie ich pewnie w sumie zbyt dużo, ale dla Unii Pacy sukcesem okaże się nawet 2 proc. I jest to od dziś całkiem prawdopodobne. Witkowskiemu może też pomóc wielka mucha zaplątana w jego siwe włosy, bo z pewnością cała Polska mówi o tym niewinnym stworzeniu, wspominając przy okazji o panu Witkowskim.

Czytaj też: Głosowanie na urlopie? Tylko nie zgub zaświadczenia

Dwa spięcia

Kandydaci, jak to zwykle bywa, starali się pospieszną mową wypowiedzieć jak najwięcej obietnic i przekazać jak najwięcej informacji o swoich programach. Nie wygląda to nigdy za dobrze i nie na to czekają widzowie, których skłonność do zapamiętywania programów jest mocno ograniczona. Wszyscy czekają za to na jakieś nadzwyczajne wydarzenia, a zwłaszcza na interakcje. A takowe były w tej debacie dwie i trzeba je odnotować.

W obu uczestniczył Andrzej Duda i z obu wyszedł obronną ręką. Otóż Szymon Hołownia zarzucił Dudzie, iż ten wciąż nie powołał swojego przedstawiciela do komisji ds. pedofilii, na co Duda mógł z wielką satysfakcją odpowiedzieć, że Hołownia nie wie, co się dzieje w państwie, bo takowy przedstawiciel jest. Duda to starcie wygrał.

Podobnie można powiedzieć o starciu z Biedroniem. Sprawa była wysoce nieprzyjemna i dobrze byłoby, gdyby została wyjaśniona. Otóż Duda powiedział, że to sam Biedroń zabiegał o zaproszenie do Pałacu Prezydenckiego, a potem – gdy już został zaproszony – przestraszył się i nie przyszedł. Biedroń protestował, lecz słyszeliśmy tylko jego podniesiony głos; słów nie dało się zrozumieć. Bardzo to źle z wizerunkowego punktu widzenia wypadło.

Czytaj też: Polonia idzie na frekwencyjny rekord

Duda spokojny i pojednawczy

Cóż, wygląda na to, że Andrzej Duda nieźle sobie poradził. Mówił to, co zawsze, ale w sposób sympatyczny, spokojny i pojednawczy. O uchodźcach: jesteśmy narodem ludzi życzliwych i tolerancyjnych, chętnie przyjęliśmy pracowników z Ukrainy i Białorusi. Nie zgodzimy się jednakże na przymusową relokację uchodźców, bo to łamie ich prawa. Nikt nie może przecież być osiedlany w Polsce wbrew swej woli. Polska będzie przyczyniać się do ochrony zewnętrznych granic Unii. I tak to wyborcy Dudy mogą być spokojni, że obcych (emigrantów i uchodźców umyślnie się tu wrzuca do jednego worka) nie będzie.

O religii w szkole: nie ma żadnego problemu, bo każdy ma wybór, czy chodzić, czy nie chodzić. O małżeństwach jednopłciowych: konstytucja to wyklucza i takiego tematu nie ma. Za to państwo musi otaczać opieką rodzinę. O euro: złoty chroni nas przed kryzysem i dobrze, że mamy teraz własną walutę. O euro pomyślimy, gdy będziemy zarabiać tyle co Zachód. Duda wciąż to powtarza, choć trudno pojąć, jaki w tym ekonomiczny sens; ważne, że teraz euro nie będzie i już. Spokojna głowa. O szczepionce na Covid-19: powinna najpierw być porządnie przebadana w Polsce, a jeśli będzie bezpieczna, to trzeba uczynić ją dostępną, zwłaszcza dla seniorów. A w ogóle to za czasów PO co roku wyciekało 50 mld zł z powodu wyłudzeń podatku VAT, przez co nie dało się reformować służby zdrowia. Teraz za to się reformuje i sprawy posuwają się w dobrym kierunku.

Na koniec Duda, jak zawsze, wymienił wszystkie transfery socjalne zapewnione przez PiS oraz obiecał, że uratuje aż 4 mln zagrożonych miejsc pracy. Abstrahując od meritum wypowiedzi i uczciwości lub braku uczciwości jego argumentów, urzędujący prezydent dobrze wypadł przed swoimi wyborcami i być może również przed pewną liczbą takich, którzy wciąż się wahają, czy oddać głos na niego, czy może na Bosaka albo Hołownię.

Czytaj też: Poseł Czarnek nie przebiera w słowach. I za to PiS go ceni

Trzaskowski zdegustowany pytaniami

Rafał Trzaskowski był za to jakby nieco spłoszony. Nie mówił gładko, był zdegustowany pytaniami, a jego mowa ciała była nieco nerwowa. W kwestii uchodźców pochwalił umowę z Turcją z 2015 r. (chodziło o pozostawienie uchodźców na jej terenie w zamian za dotacje UE na ich rzecz). Obiecał odbudować zdewastowaną politykę zagraniczną, a mówiąc o polityce PiS, wyraził się nader sugestywnie: „waląc pięścią w stół, można co najwyżej wylać kawę”.

W sprawie obecności religii w szkole powiedział, że powinni o tym decydować rodzice. Czyniąc aluzję do prześladowań osób LGBT (bez wymieniania tego skrótu), powiedział, że państwo musi zawsze stać przy słabszych i bronić atakowanych. I tak też będzie postępował jako prezydent. Sprawa małżeństw jednopłciowych w ogóle nie powinna być tu omawiana. Jest za związkami partnerskimi, ale dziś ważny temat to gospodarka. Obiecał więcej żłobków i przedszkoli, a także stypendia dla młodzieży.

Mówiąc o euro, przypomniał, że traktat akcesyjny nakłada na nas obowiązek wprowadzenia waluty, ale dziś nie czas po temu. Trzeba ratować gospodarkę, a złoty długo jeszcze z nami zostanie. Jeśli chodzi o szczepionkę, to oczywiście powinien być do niej dostęp. Obecnie jednak ważniejsze jest to, na jakim etapie jesteśmy z epidemią. Gdyby zlikwidować TVP Info, zaoszczędzone pieniądze można by przeznaczyć na onkologię. W końcowym słowie Trzaskowski powtórzył swoje hasło „Silny prezydent – wspólna Polska”. Obiecał, że będzie współpracował z rządem, a jednocześnie pobudzał go do działania. Tytułem przytyku do Dudy obiecał też szanować swój podpis. Nie można powiedzieć, że Trzaskowski wypadł słabo. Może raczej nieco blado.

Czytaj też: Kur wie lepiej, czyli brudna kampania Andrzeja Dudy

Hołownia: jedyny bezpartyjny

Szymon Hołownia mówił bardzo pięknie i przekonująco. W polityce zagranicznej postawiłby na Trójkąt Weimarski. Chwalił Kościół za inicjatywę tzw. korytarzy humanitarnych, a jednocześnie bardzo wyraźnie stawiał sprawę świeckości państwa. Będzie się domagał audytu finansów Kościoła. Otwarcie skrytykował serwilizm rządu PiS względem o. Rydzyka. Jeśli chodzi o lekcje religii, to powinna o tym decydować cała wspólnota danej szkoły.

Ustawę o związkach partnerskich podpisze, ale już nie o małżeństwach jednopłciowych. Skrytykował histerię wokół LGBT – to nie LGBT zagraża rodzinie, lecz brak żłobków i przedszkoli, złe prawo alimentacyjne itd. Euro kiedyś przyjmiemy, ale teraz nie to jest ważne. Ważne są ochrona zdrowia i edukacja. Jeśli zostanie prezydentem, wstrzyma megalomańskie inwestycje i przeznaczy 5 mld zł na najważniejsze potrzeby społeczne. Na koniec polecił się Polakom jako jedyny kandydat naprawdę bezpartyjny. Dodał, że „nie ma głosów zmarnowanych”.

Czytaj też: Ostry zwrot Dudy. Pomoże mu?

Biedroń taki jak zwykle

Robert Biedroń mówił to, co zwykle. Trzeba budować mosty, a nie mury. Trzeba otwierać się na uchodźców. Wspomniał Jacka Kuronia, którego 16. rocznica śmierci przypadła właśnie na dzień debaty. Wezwał Andrzeja Dudę do przeprosin za niegodziwe słowa o osobach LGBT. O lekcjach religii powiedział, że trzeba je wyprowadzić ze szkół. Rolą prezydenta jest walczyć o równość i troszczyć się o wszystkie grupy społeczne. Tymczasem polityka PiS jest pełna pogardy dla wielu ludzi, np. LGBT.

O euro powiedział przytomnie, że za PiS to chyba prędzej przyjmiemy ruble. Zapowiedział wielki „plan odbudowy Polski”, a w nim m.in. program budowy mieszkań na wynajem i rozwoju fotowoltaiki. O szczepionce na Covid-19 powiedział, że w przyszłości każdy powinien mieć do niej dostęp, ale teraz przydałaby się szczepionka na nienawiść. Mówił tak jak zwykle, więc niczego pewnie nie zyskał ani nie stracił. Czy wypadł lepiej od Waldemara Witkowskiego? Chyba nie. Witkowski może odrobinę za dużo mówił o sobie, lecz poza tym wypadł świetnie. Program ma „normalnie lewicowy”, raczej nieróżniący się istotnie od programu Lewicy. Miał jednak okazję wyjaśnić widzom, jakie korzyści mogą płynąć z przyjęcia euro, co powinno, jego zdaniem, zostać zadecydowane w drodze referendum.

Czytaj też: TVP szturcha Trzaskowskiego. Dlaczego nie Dudę?

Kosiniak-Kamysz powyżej swojej normy

O wystąpieniu Władysława Kosiniaka-Kamysza można by powiedzieć, że było powyżej jego własnej normy. Zaczął od tego, że „wstając z kolan, upadliśmy na głowy”. Polska sprowadza z zagranicy wszystko, nawet śmieci. Polityka zagraniczna jest w stanie zapaści. A przecież mamy szansę zająć w UE miejsce Wielkiej Brytanii. Co do lekcji religii, to powinny pozostać w szkole, lecz trzeba też zadbać o świeckość państwa. W Kościele jest dziś za dużo polityki. W sprawie związków partnerskich trzeba zrobić referendum, lecz na małżeństwa jednopłciowe jego zgody nie będzie.

Najważniejsze są jednak sprawy gospodarcze i rozwiązanie kryzysu w ochronie zdrowia. Trzeba zlikwidować podatki od emerytur, a ZUS powinien być dobrowolny. O euro zaś nie ma nawet dziś co mówić. W kilku wypowiedziach Kosiniak-Kamysz podkreślał swoje kompetencje jako lekarza i dawał do zrozumienia, że wie, jak oddłużyć i postawić na nogi służbę zdrowia. Obiecał też nagrody dla medyków walczących z epidemią. Wyraźnie starał się przypodobać środowiskom medycznym. Być może nieco przesadził z retoryką i samozadowoleniem, mówiąc na koniec, że jako lekarz wie, jak pozszywać rozdartą na pół Polskę.

Czytaj też: Paździerzowa propaganda PiS

Dziwny duch normalności

Ani Kosiniak-Kamysz, ani nikt inny nie wspomniał o aferze Szumowskiego czy innych bulwersujących nadużyciach w kręgach rządowych i partyjnych. W zasadzie cała dyskusja toczyła się tak, jakby Polska była normalnym, praworządnym krajem, w którym rząd rządzi jak potrafi, a opozycja go za to czy za tamto krytykuje. I chyba ten duch normalności, którym kandydaci wypełnili studio TVP, był dla urzędującego prezydenta największym powodem do zadowolenia. A niezdolność do pokazania, że normalnie bynajmniej nie jest, stała się wspólną porażką pozostałych kandydatów.

Czytaj też: PiS zgubił kompas w tej kampanii

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną