Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tydzień kampanii. Dwa spoty, dwa światy

Rafał Trzaskowski podczas spotkania z wyborcami w Bielsku-Białej Rafał Trzaskowski podczas spotkania z wyborcami w Bielsku-Białej Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Jak nie kijem go, to pałką. Na ostatniej prostej (anty)kampania Andrzeja Dudy sprowadza się już tylko do kolejnych prób zohydzenia Rafała Trzaskowskiego.

Na obrzeżach kampanii urzędującego prezydenta nadal tli się obrzydliwa nawet jak na pisowskie standardy nagonka na tęczowe mniejszości. Nie wybrzmiały jeszcze echa kuriozalnej debaty w TVP. Efektów sondażowych nie widać, ale Duda pozostaje na dotychczasowym kursie. Podczas wieców głównie straszy Trzaskowskim, że zabierze 500 plus i podniesie wiek emerytalny. Kandydatowi KO w całości poświęcono też najnowszy spot Dudy. Przynajmniej nominalnie, gdyż postaci prezydenta na zaprezentowanym w sobotę filmiku nie sposób dojrzeć.

Czytaj też: Duda postawił niemal wszystko na Trumpa. Dlaczego?

Zmiana kontekstu robi różnicę

Klip z właściwym tej kampanii wdziękiem zatytułowano „#RafałNieKłam”. Sztabowcy PiS pożyczyli pomysł samego Trzaskowskiego z 2018 r., kiedy walczył z Patrykiem Jakim o prezydenturę w stolicy. Narratorką była wówczas Warszawa, która punktowała wpadki Jakiego. Wynikające głównie z faktu, iż kandydat nigdy nie mieszkał w stolicy i nie zna jej problemów. W produkcji Dudy role zostały odwrócone. Teraz to Polska zwraca się do Trzaskowskiego, aby dał sobie spokój z wyborami, bo jest obcy i nikt go tu nie chce.

Niby złośliwy żart, choć w istocie zmiana kontekstu z lokalnego na krajowy zrobiła ogromną różnicę. W podkreśleniu oczywistego faktu, że opolanin Jaki nie jest związany z Warszawą, nie było niczego obraźliwego. Ale już wyłaniająca się z klipu Dudy supozycja, iż Trzaskowski nie jest związany z Polską i reprezentuje obce interesy, to – nawet uwzględniając banalizację zarzutu zdrady narodowej w dyskursie polskiej prawicy – niewątpliwie najgorsza obelga, jaką polityk może usłyszeć. Trochę jak w znanym kawale o dwóch facetach, którzy wzajemnie z siebie żartują: pierwszy wymyśla filuterną anegdotkę na temat drugiego, ten zaś rewanżuje się ordynarnym wyzwiskiem.

Podkast: Czy Trzaskowski ma realną szansę wygrać z Dudą?

Obraz wyłania się z kontrastu

Fiksacja PiS na punkcie Trzaskowskiego zaczyna już sięgać wyżyn absurdu. Na tydzień przed wyborami kandydat KO wypełnia sobą niemal cały kampanijny ekran. Jest jej jedynym bohaterem, tematem, punktem odniesienia dla pozostałych uczestników wyścigu (w mniejszym stopniu także tych opozycyjnych). Do czego przyczynia się również Trzaskowski, który najczęściej mówi teraz o sobie i swoich zamierzeniach, stosunkowo niewielką część wystąpień poświęcając rywalom.

To kampania typowo wizerunkowa. W zaprezentowanym również w sobotę spocie „Mój dom” Trzaskowski po prostu pokazuje samego siebie. Jak mieszka, czym jeździ, gdzie pracuje. Prezentuje najbliższych, przypomina swoją dotychczasową drogę. Filmik najwyraźniej ma osłabić stereotyp kandydata jako przedstawiciela oderwanych od życia elit, snoba i kosmopolity. Trzaskowski łamie więc dystans, jest tutaj pogodny i swojski, zżyty ze swoim miastem, żyje jak inni.

Czytaj też: Paździerzowa propaganda PiS

Jego impresyjna kampania pewnie może rozczarować bardziej wymagających wyborców. Zwłaszcza że kandydat KO jako jedyny nie opublikował dotąd oficjalnego programu. Częściej zapowiada nie to, co zamierza zrobić, lecz czego na pewno nie uczyni. A więc nie pozwoli zlikwidować programu 500 plus, nie podniesie wieku emerytalnego i – ogólnie rzecz biorąc – nie będzie prezydentem „totalnej opozycji”. Na każdym kroku stara się neutralizować skutki negatywnej kampanii PiS. Jest jak saper, który podąża tropem narracji wroga i pracowicie wydłubuje pozostawione przez niego miny.

Pełen obraz rywalizacji Dudy i Trzaskowskiego o prezydenturę wyłania się jednak dopiero z kontrastu. Wystarczy obejrzeć jeden po drugim oba najnowsze klipy. Z jednej strony czysta negacja, z drugiej – afirmacja. Tam oskarżycielski mrok, tutaj pogoda ducha i optymizm. Ta kampania coraz bardziej nastrojem przypomina starcie z 2007 r., kiedy rządzący PiS bez umiaru straszył „układem”, co ostatecznie obróciło się przeciw obozowi braci Kaczyńskich. Bo koniec końców okazało się, że wyborcy już się przesycili demonami korupcji i wszelkiego innego zła. Ogromna część dotychczasowych zwolenników PiS przerzuciła wtedy głosy na Platformę Obywatelską.

Czytaj też: Głosowanie na urlopie? Tylko nie zgub zaświadczenia

Obrzydzić Trzaskowskiego

Tutaj analogia się kończy. Dziś po elektoracie szerokiego „POPiSu” nie ma już śladu. Wyborca wahający się pomiędzy poparciem Dudy i Trzaskowskiego to przyrodnicza anomalia. Z tej perspektywy agresywna taktyka sztabu Dudy staje się logiczna. Kampania wyborcza to nie zawody gimnastyczne, tutaj nie liczą się noty za styl. Działa się tak, aby zmobilizować jak najwięcej własnych wyborców i skłaniać elektorat przeciwnika do pozostania w domu. Czasem bardziej opłaca się inwestować w pierwsze, innym razem istotniejsze staje się drugie. I to jest właśnie casus Dudy z obecnego etapu kampanii.

O swoich obecnych wyborców prezydent zasadniczo nie musi się martwić. Popiera go w sondażach ok. 40 proc. Polaków. I mniej pewnie ich już nie będzie, taki jest bowiem twardy elektorat Dudy. Choć na wszelki wypadek właśnie obiecano wiejskim gminom dodatkowe wozy strażackie jako nagrodę za wysoką frekwencję. To oczywiście rezerwuar poparcia Dudy, zapewne i tak już mocno zmobilizowany, zawsze można ten poziom jeszcze podwyższyć. Jak wiadomo, strzeżonego pan Bóg strzeże.

Teoretycznie Duda mógłby na ostatniej prostej jeszcze powalczyć o kilka dodatkowych procent chwiejnego elektoratu, który w ostatnich tygodniach odpłynął mu w różne strony. Wymagałoby to oczywiście świeżych pomysłów i pozytywnej narracji. Najwyraźniej jednak uznano w sztabie PiS, że nie warto się starać. Zysk nie byłby wielki, a już na pewno niewystarczający do rozstrzygnięcia sprawy w pierwszej turze.

Czytaj też: Ostry zwrot Dudy. Pomoże mu?

W tej sytuacji stratedzy Dudy zaczęli już ustawiać się pod drugą. I nic dziwnego, gdyż kolejne badania dostarczają im coraz bardziej alarmujących wniosków. Prezydent właśnie stracił niewielką przewagę nad Trzaskowskim w symulacjach decydującego starcia, a trend ewidentnie dziś sprzyja kandydatowi KO. Kluczem do zrozumienia sytuacji jest frekwencja. Wedle większości prognoz szczyt zdolności mobilizacyjnych kandydata PiS to nieco ponad 9 mln głosów. Duda może się więc czuć bezpiecznie przy frekwencji poniżej 60 proc. Im bardziej ona jednak wyrasta ponad ten poziom, tym mocniej szala przechyla się na korzyść rywala. A w ostatnich badaniach deklarowana frekwencja coraz śmielej zaczyna forsować niewiarygodny dotąd poziom 70 proc.!

Nie mając zatem zdolności pozyskiwania nowych głosów, sztabowcy Dudy zagrali na demobilizację zaplecza Trzaskowskiego. Stąd nieustanna kanonada pod jego adresem. Te działania rzecz jasna dodatkowo mobilizują twardych wyborców kandydata KO, którzy na wiecach skandują teraz: „Mamy dość!”. Ale w ogólnym bilansie Trzaskowskiego znacznie istotniejszy jest elektorat bardziej umiarkowany, dzielący sympatie także na innych opozycyjnych kandydatów. To właśnie im PiS stara się teraz ze wszystkich sił obrzydzić głównego rywala prezydenta. I z pewnością będzie to robić aż do samego końca tej kampanii.

Czytaj też: Polonia idzie na frekwencyjny rekord

Kto przekona konfederatów?

Tymczasem Trzaskowski na razie zmuszony jest kontynuować pojednawczy kurs. A więc dalej rozbrajać miny, uśmierzać lęki, budować wspólnotowy przekaz. Im bardziej obły, tym nawet lepiej. Trzeba w końcu trafić do bardzo różnych grup: zwolenników lewicy, umiarkowanych konserwatystów, wyborców zmęczonych „dobrą zmianą”, tych bez klarownych orientacji, wreszcie narodowców i radykalnych wolnorynkowców. W sumie więc każdego, kto ma obozowi rządzącemu cokolwiek do zarzucenia.

O ile wynik Dudy w pierwszej turze nietrudno przewidzieć i nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, o tyle dla prezydenta Warszawy to kwestia kluczowa. Jeżeli realnie chce powalczyć o prezydenturę, nie może stracić do rywala zbyt wiele. Najlepiej byłoby przebić barierę 30 proc. Nic tak bowiem nie mobilizuje wyborców do podjęcia jeszcze większego wysiłku w przyszłości jak nadzieja na zwycięstwo. A zatem jeżeli w niedzielę 28 czerwca zwolennicy szeroko pojętej opozycji poczują dostatecznie wyraźnie, że dystans jest niewielki i Dudę da się pokonać, pozytywnie przełoży się to na mobilizację 12 lipca. W przeciwnym razie entuzjazm zacznie opadać, z kampanii Trzaskowskiego będzie schodzić powietrze, więcej będzie za to fochów, targów z przekazywaniem poparcia, złej atmosfery.

Przed drugą turą Trzaskowski z pewnością zmodyfikuje przekaz. Kampania jeszcze bardziej się zaostrzy, a głównym terenem łowieckim dla obu walczących obozów będzie elektorat Konfederacji. Specyficzny – to głównie młodzi mężczyźni, raczej chimeryczni w decyzjach, podatni na impulsy. Trzaskowskiemu raczej się nie uda nawiązać z nimi pozytywnej relacji, nie dzielą bowiem świata wartości. Łączy ich przede wszystkim Duda, czyli wspólny wróg. A to wymusi na sztabie KO odważniejsze niż do tej pory działania, z pewnością bardziej zaczepne.

Nadal jednak od cepa znacznie bardziej pożądany będzie skalpel. Mimo wszystko Trzaskowski musi pamiętać o poszerzaniu mianownika, aby dopasować się do sprzecznych emocji bardzo wielu grup wyborców. Duda nie ma takiego problemu, jego elektorat jest bardziej zhomogenizowany. Choć wymierzając ciosy coraz bardziej na oślep, on też popada w narracyjne sprzeczności. Z jednej strony obiecuje pięć lat spokoju oraz straszy awanturnictwem „totalnej opozycji”. Z drugiej – sam jest w tej kampanii elementem awanturniczym, a przy tym wysoce niestabilnym, poruszającym się w zmiennym tempie, chaotycznym i niepewnym swego. I ostatecznie to się może negatywnie odbić na mobilizacji jego własnego elektoratu.

Czytaj też: Poseł Czarnek nie przebiera w słowach. I za to PiS go ceni

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną