Miał dworzan wyznaczonych przez króla oraz wielki stół z zapasem piór i atramentu. Podpisywał na nim wszystkie dokumenty.
Pewnego roku wszystko szło gładko i zgodnie z tradycją. Pupil króla siedział już na dachu, a kolejni konkurenci jeden po drugim odpadali od gładkich ścian wieży. Słychać było tylko krótki krzyk, a potem rechot króla, gdy połamanego nieszczęśnika wynoszono ze środka wieży na desce...
Stanisław Tym czyta swój felieton dla „Polityki”: