Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pękło na pół. Trzecia RP kontra Polska Ludowa

Druga tura wyborów prezydenckich, kolejka do lokalu wyborczego w Radomiu Druga tura wyborów prezydenckich, kolejka do lokalu wyborczego w Radomiu Marta Dudzińska / Agencja Gazeta
Jarosław Kaczyński uczynił z tego podziału siłę swojej polityki, bo nie potrafi działać inaczej niż poprzez konflikt. Ten konflikt jest wpisany w naszą zbiorową biografię, a wygrana Dudy go wzmocni.

Frekwencja pokazała, że doniosłość aktu wyborczego staje się coraz bardziej dobrem publicznym, obywatele uwierzyli w moc swoich głosów. Pokazuje także, że obok – powiedzmy, że tak jest naprawdę – narastania poczucia odpowiedzialności patriotycznej i obywatelskiej narastają emocje społeczne, wręcz atawistyczne. Rośnie gotowość do stawania do konfrontacji między dwoma Polskami.

Mimo wszystkich i rozmaitych prób, także w wydaniu kilku kandydatów z pierwszej rundy wyborów prezydenckich, by tę konfrontację uchylić, unieważnić, zastąpić jakimiś swarami i konfliktami, to się nie udało, bo udać się nie mogło. Polacy sens historyczny czy wymiar cywilizacyjny tej konfrontacji czują, biorą aktywny w niej udział, wykazują coraz więcej determinacji, by się włączyć w walkę i poprzeć jedną z dwóch Polsk.

Szostkiewicz: Coś trzasło, bez względu na ostateczny wynik

Trzecia RP kontra Polska Ludowa

Można je różnie definiować i opisywać, jest mnóstwo takich prób. Mnie jakoś podoba się użycie figury, że oto naprzeciw Trzeciej RP staje Polska Ludowa. Przy całej umowności tej figury oddaje ona w skrócie istotę konfrontacji i dobrze podsumowuje ostatnie 15 lat historii współczesnej naszego państwa i narodu.

Siła i rozległość tej konfrontacji, jej zasadność treściowa i duchowa są, to już pewne, niezbywalnym faktem, utwardzanym, podsycanym, a często wprost wywoływanym politycznie, przede wszystkim przez obóz rządzący, a personalnie przez Jarosława Kaczyńskiego, bo to nazwisko trzeba koniecznie w tym miejscu wymienić.

Ten wstęp pozwala na moment oderwać się od samego wyniku wyborów drugiej rundy. Pokazuje on dramat czasu teraźniejszego polskiej polityki, a jeszcze bardziej dramat społeczeństwa, które od fundamentalnego konfliktu nie uwolni się przez wiele lat. Wybory 12 lipca coś zakończyły i coś otworzyły. Niestety, nie zakończyły konfrontacji, otworzyły jej ciąg dalszy.

Passent: Opozycja ma nowego przywódcę, polityka z przyszłością

Niby-gesty Andrzeja Dudy

Ona oczywiście trwałaby bez względu na ostateczny wynik wyborów. Przy ewentualnej wygranej Rafała Trzaskowskiego konfrontacja ta zyskałaby na pewnej (przecież nie symetrycznej) równowadze sił, otworzyłaby możliwość stawiania większego oporu przeciw „dobrej zmianie”, także na budowanie nowego układu sił na opozycji. Tych szans i korzyści byłoby, myślano z nadzieją, mnóstwo, także może na osłabienie społeczne dominującego konfliktu, co Trzaskowski zresztą zapowiadał.

Andrzej Duda jeszcze w noc powyborczą takie niby-gesty pojednawcze podjął, nieoczekiwanie koncyliacyjny i miły wobec konkurenta, przecież na moment chyba nikt nie uwierzył w szczerość tych koncyliacji i uśmiechów. Te figury nie wycofywały całego tego zła kampanijnej batalii, jakie zafundował nam obóz rządzący, jego nieprawdopodobna propaganda i prezydent osobiście. Zresztą, co podkreślił, niczego nie cofa, mówił w kampanii, co myśli i co czuje. W jakimś sensie ten slalom fałszu i hipokryzji jest jeszcze gorszy niż szczerość i otwartość co do politycznych intencji. Na zaimprowizowanej konferencji prasowej, kilka godzin po zakończeniu wyborów, prezydent natychmiast zaatakował TVN, która to telewizja jakoby posługiwała się kalumniami. Oczywiście, pytanie dziennikarskie dotyczyło oceny działań TVP. Tak to będziemy przepraszać, tak to będziemy ściskać sobie dłonie i zasypywać podziały.

Czytaj też: Duda, Trzaskowski, Hołownia. Co różni ich wyborców?

Kaczyński znów weźmie władzę w cugle

Gorsze, że tego rodzaju reakcja wprost nawiązuje do zapowiedzi zgłaszanych wcześniej przez „dobrą zmianę”, choćby w tym wypadku przez ministrów Ziobrę czy Glińskiego, co do nowego ładu medialnego, w którym naturalnie nie będzie miejsca na żadne „kalumnie”, więcej: na żadne słowa krytyki wobec rządzących.

Wygrana Dudy (do potwierdzenia, ale przecież coraz bardziej faktyczna i realna) zamknie i dopełni „ciąg technologiczny” władzy, pozwoli znowu jawnie i otwarcie wziąć cugle w ręce Jarosławowi Kaczyńskiemu, który gdzieś w ciszy, na zapleczu czekał na wynik. W kampanii występował oszczędnie, ale – ktoś by powiedział – smacznie. Dla nikogo chyba nie ulega wątpliwości, że Andrzej Duda wróci do swojego politycznego wymiaru i nakazanych ról i póz, a polityka Nowogrodzkiej rządzić się będzie wedle woli prezesa. I to fatalnie rokuje podziałowi Polski na pół.

Jarosław Kaczyński uczynił z tego podziału siłę swojej polityki, zapewne kreując Polskę Ludową na zimno, ale też odnalazł w nim kojącą przyjemność, bo nie potrafi inaczej działać, jak tylko poprzez konflikt i konfrontację.

Wygrana Dudy źle wróży

Tak czy inaczej, to raczej pewne, ten konflikt jest wpisany w naszą zbiorową biografię. Wygrana Trzaskowskiego dawała nie tylko szansę na pewne ograniczone wyrównanie sił, ale także na stworzenie rzeczowej przestrzeni do szukania wspólnotowych porozumień, interesów i wartości. Mimo konfrontacji, a nawet ponad nią. Wygrana Dudy tej szansy nie daje, co fatalnie wróży na przyszłość.

Czytaj też: PiS zgubił kompas

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną